Biskupi Ukrainy chcą upomnieć episkopat niemiecki w sprawie zmian, jakie planowane są w Kościele za Odrą. Idzie przede wszystkim o nową ocenę homoseksualizmu. Czy polscy biskupi wesprą ukraińskie starania o prawdę? I dlaczego o niemieckich błędach mówi się dopiero dzisiaj, choć cicha apostazja w tym kraju trwa już od ponad 50 lat?
Krótka historia „cichej” apostazji na oczach katolickiego świata
Wesprzyj nas już teraz!
Kościół katolicki w Niemczech od ponad 50 lat znajduje się na drodze schizmy. W roku 1968 biskupi Republiki Federalnej odrzucili nauczanie zakazujące stosowania antykoncepcji wyrażone przez św. Pawła VI w encyklice Humanae vitae. W opublikowanym dokumencie poświęconym temu problemowi, znanym jako Deklaracja z Königstein, uznali Magisterium Kościoła za relatywne i pozwolili wiernym na podejmowanie osobistej decyzji sumienia, czy je uznawać, czy też nie. Podobne deklaracje wydały wówczas także inne episkopaty, między innymi Austrii, Szwajcarii, Francji, Belgii czy Holandii. Rzecz spotkała się z krytyką najpierw Pawła VI, a później św. Jana Pawła II, ale ostatecznie Stolica Apostolska nie zdołała doprowadzić do odwołania błędów. Heterodoksję zaczęto de facto tolerować.
W kolejnych latach w wielu krajach zachodnich episkopaty odchodziły coraz dalej od katolickiej prawdy wiary. W samych Niemczech stopniowo zanikała praktyka spowiedzi i upowszechniał się zwyczaj udzielania Komunii świętej każdemu, kto tego chce. Na obradującym w latach 1971-1975 Synodzie Würzburskim część biskupów zaproponowała dopuszczenie do Stołu Pańskiego rozwodników żyjących w nowych związkach. Rzym nie zgodził się z tym pomysłem, ale w wielu niemieckich diecezjach przyjmowano heterodoksyjną praktykę. W latach 90. trzej biskupi – Karl Lehmann, Oskar Saier i Walter Kasper – ogłosili list, w którym zupełnie wprost zachęcili kapłanów swoich biskupstw do łamania nauczania kościelnego w kwestii rozwodników. Sprzeciwił się temu ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Józef Ratzinger. Rzym teoretycznie zwyciężył, ale w praktyce sprawy poszły po myśli modernistów. Komunia dla rozwodników stawała się za Odrą czymś naturalnym. Protestów nie było…
Pod koniec lat 90. w RFN popularność zaczęły zdobywać postulaty środowisk homoseksualnych. Towarzyszył temu dynamiczny rozwój tak zwanej homoherezji – przekonania, jakoby Kościół miał uznać homoseksualizm za w pełni normalny i akceptowalny. Zaczęły wyrastać duszpasterstwa dla homoseksualistów; pojawiały się nabożeństwa czy zgoła Msze święte dedykowane takim osobom, połączone coraz częściej z udzielaniem im Komunii świętej. Sprawy przyspieszyły wraz z legalizacją jednopłciowych związków partnerskich przez rząd Gerharda Schrödera w roku 2001. Media niemieckie, austriackie i szwajcarskie coraz częściej opisywały przypadki kapłanów, którzy udzielają homoseksualistom błogosławieństw. Ich biskupi czasem reagowali krytycznie, ale przeważnie – w milczeniu akceptowali działalność takich księży. Co robiły wtedy episkopaty na całym świecie?
Jednocześnie naprzód postępował tak zwany dialog ekumeniczny. Po II wojnie światowej, a jeszcze bardziej po Vaticanum II, w społeczeństwie niemieckim zanikać zaczęła świadomość odmienności wyznaniowej. Mnożyły się rzadkie wcześniej małżeństwa mieszane. To zrodziło problem interkomunii, na który odpowiedziano po niemiecku: po cichu dopuszczając protestantów do Stołu Pańskiego. Konserwatyści i tym razem woleli nie wiedzieć, co się dzieje.
Ofensywa za pontyfikatu Franciszka
Sprawy uległy zmianie wraz z objęciem tronu piotrowego przez papieża Franciszka. Ojciec Święty w 2016 roku wydał adhortację apostolską Amoris laetitia, napisaną – de facto – pod dyktando Niemców i Austriaków. Dokument – wbrew nauczaniu Kościoła – dopuścił do Komunii świętej rozwodników w nowych związkach, co papież potwierdził w liście do biskupów Buenos Aires, wpisanym później do Akt Stolicy Apostolskiej. W efekcie Niemcy w roku 2017 wydali wytyczne, w których zaprosili księży do udzielania osobom żyjącym w powtórnych związkach niesakramentalnych Komunii, pod tym tylko warunkiem, że te osoby tego chcą. W Kościele powszechnym nieco zagrzmiało, ale burza się nie rozpętała: przecież chciał tego sam papież Franciszek, a podobny krok wykonali także biskupi Malty i Filipin czy część biskupów Włoch oraz USA. Zresztą: skoro od kilku dziesięcioleci wszyscy o tej niemieckiej praktyce wiedzieli, to o co nagle drzeć szaty?
W roku 2018, znowu powołując się na adhortację Amoris laetitia, większość biskupów w Niemczech oficjalnie dopuściła do Komunii świętej protestanckich małżonków katolików. Mieli na to zgodę samego Ojca Świętego: przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, kard. Reinhard Marx, pochwalił się nawet zdjęciem podpisu Franciszka pod stosowną decyzją. Sprawa nie wywołała w świecie szerszego echa. Tylko kilku kardynałów i biskupów skrytykowało Niemców. Większość zachowała milczenie, bo ponownie – przecież Kościół za Odrą tylko wyszedł w tej sprawie z cienia!
W latach 2017-2018 Niemcy wykonali dwa istotne ruchy, zyskując akceptację papieża i milczącą zgodę Kościoła powszechnego na niezgodną z nauczaniem praktykę, która funkcjonowała u nich od lat.
Teraz przyszedł czas na ruch trzeci – zmianę podejścia do homoseksualizmu.
O wprowadzeniu w niemieckim Kościele formalnych błogosławieństw kościelnych dla par homoseksualnych mówi się już od dawna. Katalizatorem była decyzja Bundestagu z czerwca 2017 o zalegalizowaniu „małżeństw” jednopłciowych. W styczniu roku 2018 błogosławieństwa dla takich par zaproponował wiceszef Episkopatu bp Franz-Josef Bode, a jego koncept poparł, choć nieco dwuznacznie, kard. Reinhard Marx. Bode powtórzył swoją propozycję dokładnie rok później, w styczniu roku 2019. W marcu niemiecki Episkopat ogłosił, że rozpocznie wkrótce Drogę Synodalną – proces wielkich zmian w Kościele, z których część miała dotyczyć właśnie homoseksualizmu. Droga rozpoczęła się oficjalnie 1 grudnia. Pierwszym jej krokiem była konferencja w Berlinie, na której przedstawiciele Episkopatu, w tym arcybiskup Berlina Heiner Koch, uznali homoseksualizm za zupełnie normalny. Zaledwie kilka dni później kard. Marx opowiedział się – tym razem zupełnie wprost – za wprowadzeniem w Niemczech błogosławieństw dla par homoseksualnych.
Ukraińcy przerwą milczenie?
Do tej sprawy odniósł się teraz ukraiński biskup Witalij Krywicki, ordynariusz diecezji kijowsko-żytomierskiej. Na jego głos zwrócił uwagę publicysta Grzegorz Górny. Bp Krywicki w wywiadzie udzielonym portalowi episkopatu ukraińskiego Rodyna.org.ua stwierdził, co następuje:
Jeśli jeden episkopat mówi, że nie godzi się z ogólnym nauczaniem całego Kościoła, to należy ten problem rozwiązać na drodze rozmów z nim i na drodze braterskiego upomnienia.
Następnie bp Krywicki poinformował, że Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie zwrócił niedawno uwagę Watykanowi w sprawie słynnego skandalu z Pachamamą. Dokonano tego za pośrednictwem nuncjusza apostolskiego na Ukrainie. Bp Krywicki zapowiedział, że podobny krok biskupi chcą teraz zrobić w sprawie niemieckiej. – Jeśli chodzi o błędne stanowisko niemieckiego Episkopatu, zamierzamy zrobić to samo – stwierdził dosłownie.
Correctio fraterna – upomnienie braterskie
To ciekawa i ważna zapowiedź. Napomnienie braterskie – correctio fraterna – ma w Kościele katolickim długą tradycję i niezwykle mocne umocowanie biblijne. W Księdze Ezechiela prorok określony jest jako „stróż domu Izraela”, który ma słysząc z ust Bożych napomnienia przestrzegać Izraelitów w Jego imieniu. Księga powiada: „Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć – a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi – to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę”. (Zob. Ez 33, 7-9). Podobnie Księga Kapłańska głosi: „Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu” (Kpł 19, 17). Nakazów upominania braci jest wiele w Nowym Testamencie. W Ewangelii Łukasza czytamy: „Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu” (Łk 17,3). Najbardziej znany jest passus Ewangelii Mateuszowej: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18, 15–17). Upominać braci zaleca św. Paweł: W liście do Galatów pisze: „Bracia, a gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę” (Gal 6, 1). Ba, wcześniej podaje, jak osobiście upominał samego Piotra: „Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?”(Gal 2, 11-14). W historii Kościoła katolickiego nie brak znakomitych przykładów upominania, jak św. Katarzyny ze Sieny czy bp. Johna Fishera. W naszych czasach wagę correctio fraterna przywoływał w orędziu wielkopostnym z 2012 roku papież Benedykt XVI. „W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na pewien aspekt życia chrześcijańskiego, który jak mi się wydaje, popadł w zapomnienie – upomnienie braterskie z myślą o zbawieniu wiecznym. […] Tradycja Kościoła zaliczyła upominanie grzeszników do dzieł miłosierdzia duchowego. Ważną rzeczą jest ocalenie tego aspektu miłości chrześcijańskiej. Nie należy milczeć w obliczu zła. Mam tu na myśli postawę tych chrześcijan, którzy przez szacunek dla człowieka lub po prostu z wygodnictwa dostosowują się do powszechnie panującej mentalności, zamiast przestrzegać swych braci przed tymi sposobami myślenia i postępowania, które są sprzeczne z prawdą i nie prowadzą do dobra”.
Widać z tego wyraźnie, że upomnienie braterskie nie jest tylko możliwością – jest obowiązkiem katolików. Tę tradycję, nawiązując zwłaszcza do casusu śś. Pawła i Piotra, przypomnieli niedawno najpierw czterej kardynałowie (Burke, Brandmüller, Caffarra, Meisner) upubliczniając swoje pozostające bez odpowiedzi dubia, a później autorzy Correctio filialis, synowskiego napomnienia w sprawie szerzenia herezji skierowanego do Ojca Świętego. O korektę nauczania papieża Franciszka prosił też biskup pomocniczy Astany, Athanasius Schneider, na osobistej audiencji zachęcając papieża do wyjaśnienia sprawy dokumentu z Abu Dhabi (bezskutecznie). W tradycję correctio fraterna/correctio filialis wpisują się też deklaracje i oświadczenia wydawane przez biskupów Kazachstanu, przez bp. Schneidera i kard. Burke’a czy przez kard. Gerharda Müllera. Prezentując wiarę czystą i nieskażoną, zwalczając rozpowszechniane błędy, wzywają wszystkich błądzących do konfrontacji z prawdą doktryny i do nawrócenia.
Czy głos Ukrainy wystarczy?
Pozostaje postawić pytanie: dlaczego z napomnieniem braterskim, nakazywanym tak wyraźnie i dobitnie w całym Piśmie Świętym, spieszą tylko nieliczni biskupi i to zwłaszcza z odległych lub ubogich Kościołów lokalnych? Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie gromadzi zaledwie milion wiernych. Czy właśnie z tego powodu gotów jest stanąć po stronie prawdy? Wątpię, by kardynał Marx był gotów wpuścić biskupa kijowsko-żytomierskiego choćby do swojego przedpokoju. W dobrym zamiarze Ukraińcy potrzebują zatem wsparcia. Mogą dać je Polacy. I nam nie jest wszak po drodze z niemiecki modernistami dewastującymi prawdy wiary. Przywiązanie do katolickiej tradycji wciąż silne jest w wielu krajach naszego regionu. Gdyby o niezafałszowaną prawdę wiary upomnieli się razem z braćmi zza Bugu także biskupi Polski, Łotwy, Litwy, Białorusi, Słowacji, Czech, Węgier i Chorwacji, to tego głosu niemieccy moderniści ani Kuria Rzymska nie mogliby już zlekceważyć. „Uzbrojeni” w autorytet św. Jana Pawła II, ufni w przykazania Chrystusa, wesprzyjmy Ukraińców i – napominajmy, jak Bóg przykazał.
Paweł Chmielewski