80 lat temu polscy żołnierze II Korpusu zdobyli Monte Cassino. Była to, okupiona wielka ofiarą krwi, wspaniała wiktoria. Wśród tych, których stopa stanęła na zdobytym wzgórzu Monte Cassino był szwagier mojego dziadka – ogniomistrz Antoni Kolator. Niech jego historia przybliży nam losy wszystkich, którzy „sztandar swój biało- czerwony zatknęli na gruzach wśród chmur” – pisze Adam Białous.
Antoni Kolator urodził się w roku 1901 we wsi Kantorówka położonej niedaleko Sokółki. Jako bardzo młody mężczyzna brał udział w wojnie z Bolszewikami w roku 1920. Za zasługi wojenne otrzymał medale oraz funkcję gajowego. Wkrótce po tym ożenił się z Feliksą z Białousów, siostrą mojego dziadka. Młode małżeństwo zamieszkało w gajówce Podkatorówka, w rodzinnych stronach męża ale i żony, bo niedaleko stąd było do Szyndziela, gdzie Felicja przyszła na świat. Antoni Kolator okazał się być bardzo zdolnym leśnikiem i szybko awansował. Po kilku latach mianowano go pracownikiem jednego z działów Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Grodnie, gdzie przeniósł się wraz z żoną. Niestety, z powodów zdrowotnych, nie mogli mieć dzieci, co było dla nich osobistą tragedią.
Wybuch II wojny światowej, a następnie agresja Rosji Sowieckiej na Polskę 17 września 1939 roku zastała Kolatorów w Grodnie. Antoni został zmobilizowany do wojska. Wcześniej odesłał żonę Feliksę do jej rodziców – Białousów. Białousowie od siedmiu pokoleń prowadzą duże gospodarstwo rolne na puszczańskim uroczysku (dziś jest to wieś) Szyndziel koło Sokółki. Antoni chciał, aby w razie jego śmierci, żona miała opiekę i środki na utrzymanie. Stosunki Antoniego z teściami i szwagrami były dobre. Ze szwagrami, oprócz więzów rodzinnych, łączyła go wspólna żołnierska przeszłość i walka w obronie ojczyzny. Szwagrowie Izydor i Piotr, tak jak on, walczyli z Sowietami w roku 1920. Najmłodszy ze szwagrów Antoni Białous, niedługo po rozpoczęciu wojny, zaczął działać w podziemiu. Był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych, walczył w Powstaniu Warszawskim, później był Żołnierzem Niezłomnym, który drogo zapłacił za wierność Ojczyźnie.
Wesprzyj nas już teraz!
Antoni Kolator, będąc spokojny o los żony, brał udział w słynnej obronie Grodna przed sowiecką nawałą. Został przez Rosjan aresztowany jako wróg ZSRR, a następnie wywieziony do łagru na Sybir. Tam według planów NKWD miał „zdechnąć”. Na szczęście Bóg miał wobec niego inne zamiary. Kiedy pod koniec czerwca w roku 1941, na mocy porozumienia Sikorski – Majski wywiezionych, którzy chcieli walczyć w armii gen. Andersa, zwolniono z łagrów i kołchozów, z tej możliwości skorzystał również, jak wielu sybiraków, Antoni Kolator. Jako że miał doświadczenie wojskowe, przydzielono go, w stopniu sierżanta, do 5. Wileńskiej Dywizji Piechoty.
Armia gen. Andersa wyszła z ZSRR i przemierzała swój tułaczy szlak po Bliskim Wschodzie. Tam dołączyła do nich, zaprawiona w bojach pod Tobrukiem, Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. W maju 1942 roku w Palestynie połączono ją z 5. Wileńską Dywizją Piechoty, w której służyli głównie byli więźniowie sowieckich łagrów. Owocem tego zespolenia oddziałów stała się słynna 3. Dywizja Strzelców Karpackich, która stanowiła główną siłę, dowodzonego przez gen. Władysława Andersa, II Korpusu Polskiego.
W 3. Dywizji, w czerwcu 1942 roku służyło 690 oficerów i 13 356 szeregowych. Antoni Kolator w 3. Dywizji Strzelców Karpackich został mianowany na ogniomistrza i przydzielono go do 3. Karpackiego Pułku Artylerii Lekkiej. Z tego to właśnie pułku w listopadzie roku 1943 zdezerterowało około 30 żołnierzy narodowości żydowskiej, którzy postanowili osiedlić się w Palestynie i walczyć o powstanie państwa Izrael. Po całkowitym uformowaniu II Korpusu, w grudniu 1943 roku, korpus przetransportowano z Bliskiego Wschodu do Włoch. Podlegał on wówczas dowództwu alianckiej 21. Grupy Armii. Po bojach z Niemcami nad rzekę Sangra. Korpus, za zgodą gen. Andersa, zaangażowano do walk o przełamanie niemieckiej linii obrony tzw. linii Gustawa. Bez przełamania tej linii, nie było mowy o zajęciu Rzymu.
Najgroźniejszym i najtrudniejszym do zdobycia punktem tej linii były umocnienia na wzgórzu Monte Cassino, na którym jeszcze niedawno stał słynny benedyktyński klasztor. Kiedy żołnierze II Korpusu zajmowali pozycje do ataku, klasztor, po alianckich bombardowaniach, był jedynie wielkim gruzowiskiem.
Sierżant Antoni Kolator wraz ze swoim pułkiem artylerii, już pod koniec kwietnia 1944 roku, zajęli stanowiska ogniowe w rejonie S. Michele, położonym na terenie masywu Monte Cassino. Prawdziwy, ostry ostrzał zaczął się 12 maja od godziny „G”, która została wyznaczona na rozpoczęcie bitwy II Korpusu Polskiego pod Monte Cassino. Wszystkie działa ostrzeliwały wyznaczone punkty, tak aby przygotować pole dla szturmujących polskich żołnierzy piechoty. Zrobiło się ciemno od pyłu po eksplozjach. 12 maja wystrzelono w sumie grubo ponad 5 tysięcy pocisków.
Sierżant Kolator wspominał, że lufy dział były rozgrzane do czerwoności. Artylerzyści ciągle ostrzeliwali niemieckie bunkry i kontrataki niemieckiej piechoty. 13 maja działa Polaków nie odpoczywały, wypluły z siebie na niemieckie pozycje prawie 5 tysięcy pocisków. Ze wspomnień ogniomistrza Antoniego Kolatora wynika, iż w następnych dniach pułk, sam będąc pod obstrzałem, prowadził ognie zaporowe, a także pojedynki z artylerią niemiecką.
Niektóre z artyleryjskich pocisków, zamiast materiałem wybuchowym, wypełnione były ulotkami propagandowymi, w których namawiano niemieckich żołnierzy do poddania się, gdyż los Hitlera został już przesądzony. Jednak do obrony linii Gustawa skierowano najbardziej zagorzałych nazistów, na których te ulotki nie robiły zbytniego wrażenia.
17 maja od godziny 8.30 pułk artylerii lekkiej wspiera ogniem natarcie 4. Batalionu Strzelców Karpackich na wzgórze 593 i 6. batalionu na „Gardziel” i folwark Mass Albaneta. Podczas pojedynku artyleryjskiego zginął wiceszef pułku mjr Józef Stojewski-Rybczyński i wielu innych bohaterskich artylerzystów, którzy ogniem zaporowym osłonili atakująca piechotę oraz saperów rozminowujących dojścia do kluczowych wzgórz.
Polskie oddziały obficie krwawią, jednak nie poddają się i wreszcie 18 maja żołnierze 12 Podolskiego Pułku Rozpoznawczego, podległego 3. Dywizji Strzelców Karpackich gen. Ducha, jako pierwsi wchodzą do ruin klasztoru i zatykają tam biało-czerwoną flagę. Wspaniałe zwycięstwo, linia Gustawa zostaje przełamana, droga wiodąca na Rzym jest otwarta. To co nie udało się wcześniej atakującym linię Amerykanom, Francuzom, Anglikom czy Nowozelandczykom – udaje się Polakom.
Okupione jest to jednak wielką daniną krwi. Ogniomistrz Antoni Kolator zostaje ranny, tak jak prawie 3 tysiące innych żołnierzy II Korpusu, biorących udział w bitwie pod Monte Cassino. Jeszcze straszniejsza jest liczba zabitych – 923 bohaterskich polskich żołnierzy. W rozkazie do 3. Dywizji Strzelców Karpackich po bitwie dowództwo II Korpusu pisało: „Kochani Karpatczycy! (…) Okryliście nową wielką chwałą imię Polski w całym świecie, a Waszym sztandarom nadaliście nowy wielki blask żołnierskiej chwały i słusznej dumy. Polska jest Wam za to głęboko wdzięczna (…)”.
Ogniomistrz Antoni Kolator po przejściu całego szlaku bojowego 3. Dywizji Karpackiej, trafił do Anglii, gdzie dywizje rozformowano. Zdecydował, że Polski, rządzonej przez komunistów nie wróci. W łagrze, na własnej skórze, poznał co znaczy „wolność” przyniesiona na sowieckich bagnetach. Jako kraj swojego dalszego życia, wybrał USA. Tam żył i tam został pochowany. Cześć jego pamięci i pamięci jego towarzyszy broni, którzy pod Monte Cassino potwierdzili, znaną od wieków, świetność polskiego oręża.
Adam Białous