Etyka chrześcijańska w biznesie, udział pracowników w zarządzaniu – czy to utopia? Nic podobnego! Historia przedsiębiorczości dowodzi, że aby odnieść sukces na rynku nie trzeba wcale wprowadzać w firmie totalitarnego reżimu. Zamiast „zasobów” można przecież zatrudniać osoby…
W encyklice „Centesimus Annus”, ogłoszonej w 1991 r. bł. Jan Paweł II pisał: „Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa: gdy przedsiębiorstwo wytwarza zysk, oznacza to, że czynniki produkcyjne zostały właściwie zastosowane, a odpowiadające im potrzeby ludzkie – zaspokojone. Jednakże zysk […] nie jest jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa; obok niego należy brać pod uwagę czynniki ludzkie i moralne, które z perspektywy dłuższego czasu okazują się przynajmniej równie istotne dla życia przedsiębiorstwa”.
Wesprzyj nas już teraz!
Etyka chrześcijańska a biznes
Wbrew obrazowi wyłaniającemu się z mediów w dzisiejszym świecie nie brakuje wcale przedsiębiorców kierujących się nadrzędnymi wartościami i jednocześnie odnoszących spektakularne sukcesy na rynku. Jedną z najbardziej inspirujących takich postaci jest kilkakrotnie przywoływany na tym portalu Tom Monaghan, założyciel Legatusa – elitarnej organizacji zrzeszającej ok. 4 tys. przedsiębiorców katolickich (głównie z USA), którzy zarządzają firmami przynoszącymi rocznie co najmniej 10 milionów dolarów dochodu netto. Pomysł stworzenia tego typu organizacji zrodził się w jego głowie już kilka godzin po pierwszym spotkaniu z Janem Pawłem II, a było to 7 maja 1987 r. Tom Monaghan, co również warte podkreślenia, jest uosobieniem tzw. american dream. Do bogactwa doszedł dzięki własnej pracy i wyznawanym zasadom. Kiedy w wieku 23 lat kupował niewielką restauracyjkę w liczącym niespełna 18 tysięcy mieszkańców miasteczku Ypsilanti w stanie Michigan nie miał żadnego pojęcia o prowadzeniu biznesu i nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że z czasem przekształci się ona w największą na świecie sieć pizzerii – Domino’s Pizza.
Mniej znana, choć równie warta rozpropagowania jest historia Rogera Santa i Dennisa Bakkego, założycieli AES Corporation, światowego giganta w branży energetycznej oraz lidera w dziedzinie innowacji. Działająca obecnie w 25 krajach AES Corporation powstała w 1981 roku w Arlington, a w 1985 wybudowała w Teksasie swoją pierwszą elektrownię. – Sant i Bakke za priorytet przyjęli nie tradycyjne cele biznesu, zysk i ekspansję, lecz wartości etyczne – mówi dr Bronisław Bombała, autor książki „Fenomenologia zarządzania Przywództwo”. – Każdemu pracownikowi udzielali szerokich kompetencji decyzyjnych. Za podstawowe zasady uznali: uczciwość, sprawiedliwość, odpowiedzialność społeczną. A także zapewnienie ludziom satysfakcji, co nie oznacza wcale opieki socjalnej, lecz przyjemność, jaką daje pełne zaangażowanie i podejmowanie decyzji na własną odpowiedzialność. Założyciele AES zawsze przestrzegali nakazów Biblii i uważali, że każdy z pracowników zasługuje na zaufanie oraz szacunek – dodaje dr Bombała.
W Polsce jednym z najbardziej znanych przedsiębiorców dających świadectwo etyce chrześcijańskiej jest Jerzy Jamontt, przedstawiciel Legatusa i prezes zarządu WIROMET S.A. Firma z powodzeniem działa na rynku krajowym i zagranicznym, produkując wysokiej jakości urządzenia oraz części zamienne, głównie dla energetyki i górnictwa. W wywiadzie dla „Dobrego Magazynu” w 2006 r. Jerzy Jamontt tak mówił o sobie: „Oddanie mojego życia zawodowego Bogu miało miejsce w sposób świadomy kilka lat temu. Ponawiam ten akt zawsze, gdy staję w obliczu trudności. […] Co nie zwalnia mnie od maksymalnego ludzkiego wysiłku. Poza tym nasze przedsiębiorstwo jest oddane Matce Bożej. Co roku około 20 listopada mamy Mszę Świętą przed cudownym obrazem”.
Partycypacja i upełnomocnienie
Ostatnie dekady przyniosły rozwój modeli biznesowych opartych na zasadach bliskich etyce chrześcijańskiej. Coraz popularniejsze stają się takie koncepcje, jak partycypacja w zarządzaniu czy empowerment (można to słowo tłumaczyć jako upełnomocnienie pracowników), które stanowią przeciwieństwo tradycyjnego autokratycznego czy technokratycznego modelu. Nie wszyscy jednak wiedzą, że taką filozofię zarządzania stosowała już przed wojną działająca w branży naftowej polska firma „Gazolina”, największa wówczas spółka pracownicza na świecie, a w ostatnich latach do tych wzorów nawiązywał Józef Pękała, wieloletni prezes Elektrowni Opole. Co ciekawe, podobnie dziś działa znana amerykańska firma W. L. Gore Associates, która dostarcza na rynek ponad tysiąc produktów z tworzyw sztucznych. Zatrudnieni pracownicy uznawani są w niej za wspólników. Tworzą oni małe zespoły, które powstają i zmieniają się według potrzeb. Wspólnicy sami podejmują decyzje o zatrudnieniu nowych pracowników, a ich wynagrodzenie uzależnione jest od wniesionego wkładu. Efekt? Coroczne obroty W. L. Gore Associates przekraczają miliard dolarów (w 2008 r., kiedy bank Lehman Brothers ogłosił swoje bankructwo, osiągnęły aż 2, 1 mld USD!). Nie trzeba chyba dodawać, że W. L. Gore Associates należy do najbardziej pożądanych pracodawców.
Podobnie zresztą, jak i Southwest Airlines, pierwsze na świecie tanie linie lotnicze. Ich współzałożyciel (odchodzący w tym roku na emeryturę) Herb Kelleher znany jest ze swojej słabości do dobrej whisky, dobrych cygar i dobrej zabawy. A także z niekonwencjonalnego poczucia humoru. Kto kiedyś miał okazję lecieć Southwest, mógł zapewne usłyszeć następujący komunikat: „Jeżeli samolot będzie musiał przymusowo lądować na wodzie nie ma co wpadać w panikę – stewardesa natychmiast dostarczy drinki i ręczniki”. Uwielbiany przez pracowników prezes Herb Kelleher dał się również poznać jako człowiek niezłomnych zasad, dla którego „firma jest silniejsza, jeśli jest spajana miłością, a nie strachem”. W jego ustach nie jest to pusty slogan. W dzisiejszym świecie, gdy wiele linii walczy o przetrwanie, Southwest od lat utrzymuje się niezmiennie w dobrej kondycji finansowej. Kiedy po zamachach na World Trade Center 11 września 2001 r., cała branża lotnicza w USA pogrążyła się w głębokim kryzysie, linie Southwest Airlines jako jedyne nie musiały uciekać się do drastycznych cięć budżetowych, zwolnień i pomocy rządowej. Co więcej, Herb Kelleher odrzucił wówczas propozycję pracowników dotyczącą… wstrzymania wypłaty ich własnych wynagrodzeń!
Makrowikinomia
Laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, Friedrich August von Hayek wyróżnił dwa rodzaje porządków: celowe i spontaniczne. Porządek celowy to taki, który jest efektem świadomego i zorganizowanego działania ludzi (np. działalność rządu). Natomiast porządek spontaniczny (naturalny) jest owocem rozproszonych działań wielu jednostek, które nie są kierowane odgórnie. Do porządków spontanicznych możemy zaliczyć zarówno język, wydeptaną przez nieznające się nawzajem osoby ścieżkę, a także wolny rynek. Taki oddolnie wytworzony ład przynosi zazwyczaj lepsze rezultaty, choćby dlatego, że wykorzystuje potencjał i unikalne zdolności większej liczby ludzi. To właśnie porządkom spontanicznym, dziełom tworzonym przez rozproszonych i samodzielnych pasjonatów, rozsianych po całym świecie poświęcona jest jedna z ciekawszych książek biznesowo-ekonomicznych ostatnich lat – „Makrowikinomia. Reset świata i biznesu”. Jej autorzy, Don Tapscott i Anthony D. Williams, zapowiadają nadejście nowej epoki-ery inteligencji sieciowej. I twierdzą, że pomimo tego, iż obecnie nadal dominują modele z epoki industrialnej, których charakterystycznymi cechami są biurokracja, tajność i wykorzystywanie potencjału tylko etatowych pracowników, to jednak coraz więcej osób propaguje odmienny model gospodarczy. A jest on oparty na pięciu zasadach makrowikinomii, czyli współpracy, otwartości, wymianie wiedzy, uczciwości i współzależności. Ci nieszablonowo myślący pasjonaci skrzykują się w sieci, by wspólnie tworzyć nowatorskie projekty.
Takim sztandarowym przykładem oddolnej, spontanicznej współpracy jest rozwój wolnego oprogramowania Linux. Kiedy w 1991 r. Louis Torvalds udostępniał w Internecie kod źródłowy nie przypuszczał nawet, że otwiera tym samym nowy etap w branży oprogramowania komputerowego. Dziś Linux używany jest zarówno przez miliony zwykłych ludzi, jak i wielkie korporacje czy instytucje rządowe. A makrowikinomia coraz śmielej wkracza także w inne dziedziny, m.in. sztukę, medycynę, bankowość i przemysł samochodowy.
Komu bije dzwon…
Szczególne miejsce w kategorii firm, dla których liczy się nie tylko zysk zajmują przedsiębiorstwa rodzinne. – Ich właściciele mają poczucie odpowiedzialności wobec pokoleń, które firmę tworzyły, a także tych, które przyjdą po nich. W obliczu kryzysu zastawiają własny majątek i pracują po dwanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu, by firma nie przestała istnieć – podkreśla prof. Andrzej Jacek Blikle, prezes zarządu Stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych. Te na ogół niewielkie przedsiębiorstwa są motorem napędowym każdej gospodarki. Niestety, w Polsce wciąż napotykają na szereg barier. Bezduszność i niekompetencja urzędników, rozbudowany aparat biurokratyczny, niejasne przepisy czy nadmierne obciążenia fiskalne ze strony państwa to tylko niektóre z nich.
Najstarszą firmą rodzinną w Polsce jest Odlewnia Dzwonów Rodziny Felczyńskich. Powstała w 1808 r. i od tego czasu wykonała niezliczoną liczbę dzwonów. Około dwustu zostało poświęconych przez Papieża Jana Pawła II, w tym ten największy – Józef o wadze 11,5 tony. W sumie w ludwisarniach rodziny Felczyńskich wytworzono ponad 10 tysięcy dzwonów. Dokładnej liczby nikt nie jest w stanie podać. Jedno jest jednak pewne: „Wszystkie głoszą Chwałę Bożą” – jak można przeczytać na stronie firmowej.
Krzysztof Jendrzejczak
Główne źródła:
Dr Bronisław Bombała: „Zagadnienie upełnomocniania pracowników w koncepcji przywództwa personalistycznego i służebnego”