Żołnierz nie dał za wygraną. Najwidoczniej wpadł we wściekłość i za wszelka cenę chciał dopaść dziewczynę. W końcu, po przebiegnięciu prawie kilometra, dogonił Karolinę i ranił szablą. Potem zadał kolejne ciosy – mówi ks. Sebastian Heliosz, wikariusz w parafii pw. Bł. Karoliny Kózki w Tychach.
Postać bł. Karoliny Kózki jest dla Księdza w jakiś sposób wyjątkowa.
Wesprzyj nas już teraz!
Powiem szczerze. Uwielbiam rozsmakowywać się w dziełach wielkich Ojców i Doktorów Kościoła. Zawsze znajduję pociechę duchową w pismach świętych papieży. Jednak to właśnie bł. Karolina skradła moje serce w sposób szczególny. Ta uboga, zwyczajna, prosta, młoda dziewczyna, potrafi zaskoczyć. W jej życiu odkrywam ciągle na nowo coś dla siebie. Św. Jan Paweł II w czasie homilii podczas Mszy beatyfikacyjnej mówił: „Czy święci są po to, aby nas zawstydzać? Tak. Mogą być i po to są. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć, lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości. Potrzebny jest nam wszystkim, starym i młodym…”.
Wspomniał Ksiądz o beatyfikacji Karoliny, która odbyła się w 1987 r. w Tarnowie. Na jakim etapie znajduje się jej proces kanonizacyjny?
Obecnie zakończył się właściwy proces kanonizacyjny. Trwamy w oczekiwaniu na zatwierdzenie cudu, co jest koniecznością, by wynieść Karolinę do grona świętych.
Błogosławiona czczona jest szczególnie jako patronka Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i Ruchu Czystych Serc. Czym ta szesnastoletnia dziewczyna z ziemi tarnowskiej zasłużyła sobie na tak wielką popularność? Jak wyglądało jej życie?
Bł. Karolina wychowywała się w prostej, wiejskiej rodzinie na ziemi tarnowskiej. Prowadziła z pozoru zwyczajne życie, jednakże przepełniała je modlitwą i głębokim zakorzenieniem w Kościół. Prowadziła Apostolstwo Modlitwy, uczyła dzieci katechizmu pod słynną gruszą, pomagała w parafii, odwiedzała chorych, wspomagała swojego wuja w prowadzeniu biblioteki. Szesnaście lat to wcale nie za mało, aby wiele zdziałać. Jestem przekonany, że bł. Karolina, gdyby urodziła się w zamożnej rodzinie, osiągnęłaby szczyty, ale dzięki temu, że żyła skromnie może być wzorem dla każdego kto uważa, że jego życie jest pozbawione sensu. Pamiętajmy, że to od nas zależy jak nasza codzienność wygląda i że to my mamy ją kształtować tak, by sobie i innym nieść pokój, radość i szczęście. Bł. Karolina pozostała wierna swoim ideałom i gdy do jej wioski przybył rosyjski żołnierz oddała życie w obronie czystości.
Jak zatem wyglądały ostatnie chwile życia bł. Karoliny?
Kiedy żołdak wkroczył do chaty Karoliny, wywlókł ją i ojca w stronę lasu pod pretekstem poszukiwań wrogich wojsk. Wkrótce po wejściu między drzewa napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy nakazując powrót do domu. Ten jednak prosił usilnie, aby on sam mógł iść dalej, by córka wróciła bezpiecznie do domu. Także Karolina prosiła: „Tato, nie odchodź”. Prośby na nic się jednak zdały i sterroryzowany ojciec, oszołomiony szybkością następujących po sobie wydarzeń, zawrócił. Tymczasem Karolina pozostała sam na sam z uzbrojonym złoczyńcą, który przemocą prowadził ją w głąb lasu. Żołnierz przytrzymywał karabin na lewym ramieniu, prawą zaś ręką trzymał i popychał idącą. W pewnym momencie dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe to zdarzenie widziało dwóch przypadkowych świadków. Byli to koledzy Karoliny, o rok starsi od niej – Franciszek Zaleśny i Franciszek Broda.
Dopóki był przy niej ojciec, Karolina, choć wylękniona, czuła się względnie bezpieczna, lecz gdy została w lesie sam na sam z żołnierzem, nie miała już żadnych złudzeń. Wiedziała co ją czeka. Gdy przechodzili obok głębokiego rowu, Karolina silnym szarpnięciem uwolniła się z rąk oprawcy, przeskoczyła ów rów i zaczęła uciekać przez gęstwinę. Znała dobrze teren, biegła co sił w nogach, w kierunku mokradeł. Miała nadzieję, że żołnierz w ciężkich butach, w płaszczu i z karabinem nie dogoni jej, nim wybiegnie z lasu na otwartą przestrzeń. Rzeczywiście początkowo zwiększyła dystans do goniącego ją napastnika. Była przecież silną, zdrową dziewczyną. Biegnąc zgubiła buty i zrzuciła kurtkę brata, którą miała na sobie. Żołnierz nie dał jednak za wygraną. Najwidoczniej wpadł we wściekłość i za wszelka cenę chciał dopaść dziewczynę. W końcu, po przebiegnięciu prawie kilometra, dogonił ją i ranił szablą. Potem zadał kolejne ciosy. W końcu poderżnął jej gardło. Ta rana była śmiertelna. Karolina po kilku, a może kilkunastu minutach, umarła z upływu krwi. Konała samotnie. Po tygodniu jej ciało odnalazł leśniczy.
Jak widać zawiedli mężczyźni – zamiast bronić tej, która oddała się cała pracy dla lokalnej społeczności, okazali się bierni, niezaradni. Nie wszystko można usprawiedliwić strachem.
Wzór bł. Karoliny nie przystaje jednak do współczesnych czasów, w których czystość i dziewictwo jest uznawane za jakiś przeżytek.
Wartość czystości docenia się często po czasie, gdy okazuje się, że życie się sypie i nie jesteśmy w stanie budować dojrzałych relacji, że jesteśmy strasznie pogubieni. Dzisiejsza kultura nie sprzyja kultywowaniu niemalże żadnej z cnót, a czystość jest poddawana szczególnej krytyce. Jednakże powstaje coraz więcej inicjatyw mających na celu jej propagowanie. Znaleźliśmy się już na rozstaju cywilizacji. Widzimy do czego prowadzi rozwiązłość, brak trwałych związków.
Co roku uroczystości w Wał-Rudzie przyciągają mnóstwo młodych osób. Skąd bierze się ten fenomen?
Wydaje mi się, że podstawą jest prostota życia Karoliny i ogromne dobro, jakie czyniła zwykłymi środkami. Ludzie po prostu chcą dotknąć świętości dnia codziennego. Wysoka teologia jest fundamentem naszego poznania, ale nasze prawdziwe chrześcijaństwo objawia się właśnie w prostocie gestów. „Wiara bowiem bez uczynków martwa jest sama w sobie”.
Posługuje Ksiądz w parafii pod wezwaniem bł. Karoliny w Tychach. Wiem, że funkcjonuje tam dużo grup młodzieżowych. W jaki sposób czczona jest błogosławiona?
Jestem szczęśliwy, że mogę posługiwać w tak niezwykłej wspólnocie parafialnej. U nas kult bł. Karoliny jest czymś naturalnym. W zeszłym roku w ramach wykładów działającego u nas Centrum Duchowości wygłosiliśmy razem z ks. Zbigniewem Szostakiem, kustoszem sanktuarium w Zabawie i ks. Dawidem Drobiszem, prelekcję pod tytułem: „Prosta droga do świętości. Duchowość bł. Karoliny Kózkówny”. Co tydzień odbywa się także nabożeństwo ku czci patronki, gromadzące sporą liczbę osób. Ogród farski, w którym hodujemy kaczki, króliki i inne zwierzęta, swoim charakterem ma przypominać o wiejskich korzeniach bł. Karoliny.
W tym roku parafia przeżywa 25-lecie istnienia. Jest bodaj jedną z bardziej aktywnych wspólnot. Jakie działania są tam podejmowane?
Owszem, parafia nasza prowadzi wszechstronną działalność. Nie tylko bowiem sprawujemy sakramenty i głosimy wytrwale Słowo Boże, ale staramy się formować ludzi do służby innym. Codziennie wydajemy około 80 obiadów dla dzieci z Ośrodka Christoforos działającego przy parafii, a także dla osób starszych skupionych wokół Świetlicy Seniora, która zapewnia nie tylko posiłki, ale przede wszystkim możliwość integracji, spotkania.
Cyklicznie organizujemy spotkania z ciekawymi ludźmi, misjonarzami, osobami kultury, sztuki. Często można u nas posłuchać dobrego koncertu. Działalność kulturowa zatem stoi na wysokim poziomie. Na prowadzone w duchu ortodoksji Wieczory Uwielbienia co kwartał przyjeżdżają tysiące ludzi z całej Polski, a księża z innych diecezji, także biskupi, podpatrują niektóre nasze duszpasterskie rozwiązania.
Nasza parafia to prawdziwa wspólnota wspólnot. Na Mszach w tygodniu gromadzą się liczne rzesze wiernych, którzy potem udają się na spotkania swoich grup. Mamy ich około czterdziestu. I są to wspólnoty żywe, wydające konkretne owoce swojej pracy. Co niedzielę parafianie mają możliwość budowania jedności przy kawie i ciastku w naszej kawiarence, mogą zrelaksować się w grocie solnej, pograć w bilard, ping-ponga, czy skorzystać z siłowni. Te sportowe aktywności są zresztą dostępne przez cały tydzień. Nie sposób ogarnąć ogromu działalności, która prowadzona jest w Tychach, ale jedno jest pewne: nie byłoby ani kościoła, ani tak aktywnych wierzących, gdyby nie postawa ks. Proboszcza Prałata Józefa Szklorza. To dzięki niemu duchowo i duszpastersko wzrastam, ucząc się łączyć aktywizm z kontemplacją, wzniosłość idei z normalnością, a także ortodoksji z nowoczesnymi sposobami jej przekazywania. Bogu niech będą dzięki za taką parafię.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski