Strzeżcie się aktualnych szkół krytyki i norm w literaturze pięknej oraz w innych sztukach. Proszę, nie kłaniajcie się im, nie ulegajcie ich przesłankom, które nagną i ukształtują na nowo wasz piękny dar według ich subiektywnych kryteriów i rozmytych motywów. Nie stańcie się ofiarą tej kolosalnej presji grupowej. Nie bądźcie narzędziem w rękach państwa czy akademii, czy guru sztuki, czy jakiegokolwiek wymiaru społecznej rewolucji, która obecnie nęka cywilizację Zachodu – pisze Michael D. O’Brien w Liście do ludzi sztuki.
List otwarty do kolegów pisarzy i artystów
Wesprzyj nas już teraz!
Drodzy Przyjaciele,
otrzymuję wiele listów od młodych chrześcijańskich pisarzy, malarzy i muzyków i proszę tych, którzy napisali do mnie, by mi wybaczyli opóźnienie w odpowiadaniu na Wasze pytania. Skala zainteresowania moją pracą jest przeogromna i z tego powodu byłem w stanie odpowiedzieć jedynie na ułamek listów, które do mnie docierają.
Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma myślami na temat naszego powołania. Będzie to swego rodzaju Dziennik walki z wojny kultur, napisany przez steranego walką weterana. Mam nadzieję, że odpowie on na większość często mi zadawanych pytań.
Zacząłem pracować dla Chrystusa jako pełnoetatowy malarz w 1976 r. Chociaż praktykowałem już jako artysta od 1970 r., kiedy miałem pierwszą jednoosobową wystawę w galerii, do tego momentu nie angażowałem się otwarcie w tematykę chrześcijańską ani nie zajmowałem się moją sztuką jako powołaniem. Do pewnego stopnia snułem się i powierzchownie igrałem z tą ideą, ale raczej zniechęcony pozorną jej niemożliwością. I oto w dniu św. Józefa Robotnika 1 maja 1976 roku odmówiłem modlitwę zawierzenia, porzuciłem swą pracę i rzuciłem się niejako w przepaść.
Jako żonaty mężczyzna zawsze dążyłem do tego, by na pierwszym miejscu stawiać potrzeby mojej rodziny. Od początku moja żona i ja byliśmy jednej myśli i jednego serca co do naszego życiowego poświęcenia, by oddać wszystko na służbę naszego Pana i Kościoła. Bez tej jedności byłoby to niemożliwe i z pewnością zawaliłoby się na wczesnym etapie i w którymkolwiek momencie tej drogi. W rzeczywistości to moja żona, krótko po naszym ślubie, najpierw zachęciła mnie do zastanowienia się nad tym sposobem życia i to ona nigdy nie narzekała na trudy z tym związane, i to ona podnosiła mnie na duchu, kiedykolwiek nasza sytuacja wyglądała przerażająco i beznadziejnie.
Poprzez postawienie na pierwszym miejscu rodziny ani przez chwilę nie rozumiem tego, że wyraźne powołanie od Boga należy odrzucić, ponieważ życie artysty chrześcijańskiego w tych czasach może oznaczać brak zabezpieczenia materialnego. Dla większości ludzi po części akceptacja powołania będzie wymagać coraz bardziej pogłębionego zaufania Bożej Opatrzności. Choć Boża Opatrzność nigdy nie obiecuje nam wygodnego życia, obiecuje nam wszystko to, co naprawdę musimy osiągnąć w naszej życiowej misji.
Większość z nas prawdopodobnie może zapomnieć o myśli posiadania życiowego standardu klasy średniej z dobrym zabezpieczeniem emerytalnym. Droga sztuki chrześcijańskiej jako pełnoetatowego powołania wymaga ofiary, a wraz z ofiarą idzie stres i próba, które wzrastają, gdy odpowiedzialności rodzinne są wielkie. To dlatego ważne jest, by małżeństwo dokonało bardzo jasnego rozeznania – razem – nim w pełni zaangażuje się w to powołanie. Taka para musi zrozumieć, że je pierwszym powołaniem jest zawsze sakrament małżeństwa, a powołanie do sztuki powołaniem drugorzędnym.
Wielu z Was, którzy do mnie piszą, nie jest w związku małżeńskim, a jednak zasadnicze zadanie pozostaje dla Was takie same: szukanie z całego swego serca woli Ojca i kierownictwa Ducha Świętego. Życie modlitewne i sakramentalne – w jedności z naszym żywym Zbawicielem, Jezusem – jest rzeczą całkowicie zasadniczą, jeśli żywimy nadzieję wydania na tym świecie dobrych owoców.
Zawsze powołanie każdego w dziełach Pana jest tajemnicą. Jego stworzenie nie jest maszyną, ale bezkresnym dziełem sztuki. Jest on Ojcem-Stwórcą. „Jesteśmy Bożym dziełem sztuki” – powiada św. Paweł. Wzrastanie w powołaniu to z reguły szereg niezliczonych małych kroków wiary, zazwyczaj kroków ślepych, ponieważ Bóg najbardziej pragnie naszego wzrastania w całkowitym zaufaniu Mu, nie tyle naszego sukcesu czy nawet odnoszących sukcesy dzieł dla Jego Królestwa. Oczywiście pragnie On dokonać także i tego, ale sądzę, że Jego podstawowa wola zawsze realizuje się i zawsze jest bardziej owocna w takim stopniu, w jakim zgadzamy się być malutkimi narzędziami w Jego dłoniach – jak dzieci, szkraby, ufające aż do nierozwagi w Jego litościwą miłość.
On jest prawdziwym Ojcem. To oznacza, że należy iść krok za krokiem, ręka w rękę wraz z Nim, nawet kiedy nie czujecie Jego dłoni, prosząc o codzienne łaski i o konkretne łaski potrzebne dla każdego z Waszych dzieł. Pozwólcie Mu poszerzać Wasze serce. Pozwólcie Mu tworzyć z materiału Waszego życia. Pozwólcie Mu zrobić z Was coś więcej, niż myślicie, że jesteście. Ten długi proces będzie wiązał się z pewnymi cierpieniami i licznymi nieoczekiwanymi radościami. Ofiarujcie każde cierpienie za odnowę Kościoła i za owocność Waszego dzieła – owocność w znaczenie dobra dla innych dusz.
Na poziomie praktycznym nie mogę ofiarować Wam żadnej innej rady niż ta: Od ponad 30 lat jako chrześcijański artysta żyłem we względnym ubóstwie, próbując wychować szóstkę naszych dzieci i nie dysponując praktycznie niczym. Było wiele mrocznych lat próby, a jednak z perspektywy czasu widzę, jak wiele Bóg osiągnął w mojej słabości. W jakichkolwiek dziełach Pana musimy oddać się w Jego ręce, ciężko pracować, modlić się nieustannie. Każdy może to zrobić. To, co potrzebne, to nie spryt i światowe powiązania, ale gotowość oddania wszystkiego, nawet do granicy całkowitej klęski.
„Gdzie wszystko się daje, niczego nie brakuje” – napisał św. Bernard z Clairvaux.
W najtrudniejszych okresach mojego życia Bóg nauczył mnie zaufania, że robił i robi coś poprzez mnie i we mnie – nawet kiedy wydawało się to beznadziejne i radykalnie niepewne (czym przez większość czasu było). W rzeczywistości są to chwile, kiedy On może doprowadzić do najlepszego rozwoju w nas, jeśli nieustannie będziemy odnawiać naszą gotowość poddawania się temu uczniostwu ufności. Zatem we wszystkim tym moją radą co do Waszego dzieła i Waszej duszy jest to, byście prosili o łaskę doskonałej uległości Duchowi Świętemu i prosili nieustannie o wszystko, czego potrzebujecie, zarówno duchowo, jak i materialnie. Wówczas drzwi zostaną otwarte. Nie dzięki Waszej woli, ale Jego (por. Flp 4,12 i 4,19-20, a także Prz 3,5-6).
Do ważnego skoku naprzód w moim rozwoju jako pisarza i malarza doszło kilka lat temu, kiedy natknąłem się na pewien fragment w Sumie teologicznej św. Tomasza z Akwinu – w części na temat świętych aniołów. Parafrazuję go, ale zasadniczo mówi on, że jeśli dzieło sztuki ma wysławiać Boga i szerzyć Królestwo, pośle On anioła natchnienia, by pomógł w tworzeniu dzieła. jednak musimy o to Boga prosić. Nie narzuci nam niczego.
Kiedy wpadłem na pomysł mojej pierwszej wydanej powieści – Ojciec Eliasz – poszedłem do naszego miejscowego kościoła parafialnego i poświęciłem „niemożliwe, niewydawalne” marzenie woli Boga. Modliłem się przed Najświętszym Sakramentem codziennie przez osiem miesięcy pisania jej. Prosiłem każdego dnia o Ducha Świętego i o anioła natchnienia. Nie sądzę, bym opuścił choć jeden dzień w tym okresie. Dziwne to mówić (choć tak naprawdę nie dziwne), ale książka ta była najłatwiejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek napisałem. Zazwyczaj pisanie jest dla mnie ciężkim mozołem. Także malowanie, chociaż nie jest ono tak skomplikowanym medium jak pisanie.
Nigdy nie ukończyłem szkoły średniej, nigdy w życiu nie uczestniczyłem w kursie kreatywnego pisania, nigdy nie chodziłem do szkoły artystycznej ani nie otrzymałem stopnia naukowego w dziedzinie sztuk pięknych. Dlatego wiele z tego, co robię, jest intuicyjne, instynktowne. Co ciekawe, kilka lat temu moja matka dała mi świadectwo szkolne z piątej klasy. Byłem celującym studentem we wszystkim, z wyjątkiem…? Zgadliście… SZTUKI! Żałośnie zawaliłem z tego przedmiotu.
Rozumie się samo przez się, że żywiołowy impuls tworzenia i gotowość poświęcenia same w sobie nie są wystarczające. Należy mieć naturalne talenty, które można rozwinąć długą, twardą dyscypliną, nieustanną samokorektą, doskonaleniem własnego kunsztu. Musimy być technicznie dobrzy, jeśli chodzi o środki wyrazu naszej sztuki, jak również żywi duchowo. Rzeczą całkowicie podstawową jest to, byśmy poddali się dyscyplinie, a pod tym wzglądem, jak sądzę, nie możemy postąpić lepiej, jak tylko uczyć się wszystkich sztuk od mistrzów, jacy pojawili się przed nami. Jestem także przekonany, że nie należy zwracać zanadto uwagi na obecne standardy społeczne i to zarówno, jeśli chodzi o malowanie, jaki i pisanie. Współczesne normy kulturalne są zdominowane przez rewolucję filozoficzną, która koncentruje się na usunięciu sacrum i tego, co ludzkie (mam na myśli całą prawdę o ludzkości), z życia, i dlatego nie można im ufać.
Strzeżcie się aktualnych szkół krytyki i norm w literaturze pięknej oraz w innych sztukach. Proszę, nie kłaniajcie się im, nie ulegajcie ich przesłankom, które nagną i ukształtują na nowo wasz piękny dar według ich subiektywnych kryteriów i rozmytych motywów. Nie stańcie się ofiarą tej kolosalnej presji grupowej. Nie bądźcie narzędziem w rękach państwa czy akademii, czy guru sztuki, czy jakiegokolwiek wymiaru społecznej rewolucji, która obecnie nęka cywilizację Zachodu.
Idźcie do samego źródła. Idźcie do Chrystusa i proście o wszystko, czego Wam trzeba, proście o rozwój umiejętności, o ducha wytrwania, o wiarę i odwagę, i miłość. Proście o ducha rozeznania po to, by odnaleźć swą drogę we mgle naszych czasów. Proście o pokorę i wierność oraz o zdolność wcielania Prawdy w piękne formy. Bądźcie sługą Tego, który jest źródłem całego Piękna. Bądźcie Jego umiłowanymi. Bądźcie bardzo małymi i pokładajcie w tym całkowitą ufność.
Unikajcie za wszelką cenę wszystkiego w Waszych myślach czy impulsach, co skłania się w kierunku ambicji (nawet maskowanej jako ambicja „dla królestwa Bożego”), autoreklamy, manipulacji, wspinania się po szczeblach sukcesu. „Sukces” w ziemskim rozumieniu może być albo może nie być tym, co Bóg zamierza dla Waszego życia, ale z pewnością pragnie On, by każdy z nas został pobłogosławiony jedynym prawdziwym sukcesem, jakim jest wydanie owoców, które On pragnie, byśmy wydali. Nie jest Waszym zadaniem sprawienie, by to się stało w ziemskim rozumieniu. Waszym zadaniem jest odpowiedź na łaskę i tworzenie dzieł sztuki, które ubogacają życie innych i będą jego błogosławieństwem. On sprawi resztę według swojej świętej woli.
Błagam Was, błagam Was, błagam Was, byście nie kłaniali się duchowi tego świata, niezależnie od tego, jak życzliwie i rozsądnie się Wam przedstawi. W ciągu lat obserwowałem, jak tak bardzo wielu utalentowanych ludzi traciło swe dary, kiedy ulegali fałszywemu scenariuszowi typu „sukces-porażka”. Ich zamiary były dobre, ale nie rozumieli natury tej walki. Dużo lepiej studiować we wszystkich sztukach wytrawnych starych mistrzów. Uczcie się od nich, pokornie, posłusznie, ulegle (submissively, czyli sub-missio – w ramach misji). Czytajcie Dostojewskiego, Bloya, Flannery O’Connor; słuchajcie Rachmaninowa, Góreckiego i Bacha; oglądajcie filmy Andrieja Tarkowskiego i Ermanno Olmi’ego; wpatrujcie się w ikony Andrieja Rublowa i postrenesansowe epifanie malarzy takich, jak Rembrandt i Rouault.
Ta lista jest niewyczerpana. Dalej, zgłębiajcie! Nawiążcie ponownie relację ze świętą hierarchią bytu, z przepływem kontinuum czasu, odnajdźcie swoje własne prawdziwe miejsce w wielkim rozwijającym się dramacie. Bądźcie sukcesem w oczach Boga.
Podsumowując, mamy poważną odpowiedzialność przed Bogiem i ludzkością. Sztuki mogą nadać widzialne formy aspektom rzeczywistości – w tym naszej Wierze – które są niewidzialne. Jeśli artysta stale dojrzewa pod względem umiejętności w zjednoczeniu z Bożą łaską, wówczas nowe wizualne „słowa” mogą przywołać prawdy w ludzkim sercu – czasami prawdy, których zostaliśmy pozbawieni przez globalną rewolucję społeczną, która zaszła bardzo daleko w stronę odarcia człowieka z jego prawdziwej tożsamości i wiecznej wartości. Autentyczna sztuka może otworzyć ścieżkę osobie zadającej fundamentalne pytania istnienia: Kim jestem? Dlaczego jestem? Dokąd zmierzam? Jaka jest moja wartość? Dzieła, które są skrycie religijne mogą być bardzo owocne pod tym względem. Jednakże istnieje wielkie zapotrzebowanie na dzieła jawnie chrześcijańskie, które pomagają objawić chwałę stworzenia i bezmiaru Dobrej Nowiny objawienia. W epoce historycznej, która zdecydowanie za każdym razem kwestionuje świętość życia, która dąży do ścięcia głowy stworzeniu – żeby tak powiedzieć, autentyczna sztuka może wskazać drogę do prawdziwej odnowy.
Stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, mamy potrzebę chwil, kiedy czujemy w głębi naszego jestestwa, że jesteśmy zaangażowani w coś niezwykłego, w coś naprawdę cudownego. Choć akademickie podejście do kultury może z pewnością zaoferować nam pewne narzędzia racjonalnej oceny zjawisk, to nigdy nie może dać nam tego, co można by nazwać „orientacją przestrzenną”. Człowiek z jednym okiem może widzieć rzecz dobrze i wysławiać to, co widzi, błyskotliwie; ale człowiek z parą oczu widzi tę samą rzecz dogłębnie.
Zbędne mówić, że ani przez chwilę nie kwestionuję wartości zajmowania się zdobywaniem wiedzy. Jednakże niepokoi mnie sposób, w jaki spora część życia intelektualnego i kulturalnego naszych ludzi jest zdominowana przez umysłowość akademicką. Jednym słowem, kultura nie jest jedynie wiedzą. W zdrowym społeczeństwie rozum, intuicja i kreatywność działają w sposób komplementarny, zintegrowany. Kiedy młodzi ludzie, którzy chcą zostać artystami, pytają mnie, czy powinni zdobyć dyplom w dziedzinie sztuk pięknych, zachęcam ich do tego, by nie podążali tą ścieżką (z wyjątkiem rzadkich przypadków, większość uniwersyteckich wydziałów sztuk pięknych i literatury to centra indoktrynacyjno-propagandowe). Zachęcam ich, by spojrzeli na świat ze zdumieniem, by pracowali ciężko nad rozwojem własnych umiejętności, by malowali, rysowali i rzeźbili z miłością. I by wytrwali we wszelkich okolicznościach.
Wielu młodych pisarzy pisze do mnie z prośbą o radę co do możliwości publikacji. Jeśli chodzi o praktyczną poradę w tej materii, żałuję, ale muszę powiedzieć, że jestem całkowicie niekompetentny w tej sprawie. Ja tylko wysłałem mój pierwszy manuskrypt do wydawnictwa Ignatius Press w połowie lat 90-tych i przyjęli go. Do chwili tej akceptacji pisałem powieści przez niemal dwadzieścia lat i zachowałem gruby folder zawiadomień o odmowie przyjęcia manuskryptu od wydawców. Z porzuconych na półce manuskryptów kurz trzeba było zgarniać garściami.
Mieszkam tutaj w Kanadzie w czymś na kształt zaścianka, a jako osoba nienawiązująca kontaktów jestem w dość sporej niewiedzy co do tego, jak osiągnąć praktyczny sukces. Jakikolwiek „sukces”, jaki być może z pozoru osiągnąłem, to wyłącznie dar od Pana. Ani odrobinę się do niego nie przyczyniłem. Nie miałem ani powiązań pod tym względem, ani umiejętności. Pojawił się jako wielkie zaskoczenie, lata temu po dziesięcioleciach mozolnego marszu na oślep przez pustynię. Pustynię tej epoki. Wciąż mozolnie idę. Wciąż jestem ślepy. Codziennym wyzwaniem jest wciąż ufanie we wszelkich okolicznościach Bogu.
Jak pewien drogi mi ksiądz-przyjaciel lubi mawiać: „Pan jest lampą na moje stopy, nie jest reflektorem oświetlającym drogę na milę przede mną”.
Krok za krokiem.
Tylko wystarczająca ilość manny na jeden dzień za każdym razem.
Ufajcie Mu. On jest z Wami.
Michael D. O’Brien
Źródło: catholicworldreport.com
Tłum. Jan J. Franczak