Na całym świecie trwa walka ze śladami przeszłości. Zwalanie pomników, cenzurowanie idei i poglądów przodków… Rewolucjoniści spod znaku „cancel culture” chcą zerwać wszelką więź z tym co dawne. W pamięci przodków zdaniem tłumów obalających pomniki tkwią zaklęte „demony przeszłości”. Wyłącznie jej anulowanie, całkowite otrząśnięcie się ze wszystkiego co łączy człowieka za starym porządkiem miałoby być początkiem budowania inkluzywnego ładu na ziemi. Od Stanów Zjednoczonych po Polskę spadają więc pomniki dawnych bohaterów, klasycznych mistrzów „wycina się” z uniwersytetów i szkolnej podstawy programowej. Tymczasem łączność z dawnymi pokoleniami jest jednym z największych priorytetów życia wspólnotowego, a jego odrzucenie może powodować jedynie niepowetowane straty. O znaczeniu umarłych dla wspólnoty przypomina nam listopadowa atmosfera, z uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym, jako najważniejszymi wydarzeniami. Każą one pochylić się jeszcze raz nad tym, kim są dla nas ci, którym hołd oddajemy na cmentarzach.
To pragnienie radykalnego odcięcia się od przeszłości oddaje zjawisko „cancel culture”, które można przetłumaczyć jako „kulturę unieważniania”. Polega ona na dążeniu do odebrania czci i społecznego przywiązania do postaci niebezpiecznych z perspektywy lewicowo-liberalnej. W krajach Zachodu unieważnienie to już prawdziwa plaga, przetaczająca się od Hiszpanii, z której regularnie znikają pamiątki po żołnierzach i rządach generała Franco, przez Amerykę, gdzie w „antyrasistowskim” szale ruch Black Lives Matter dewastuje pomniki narodowych bohaterów, po Wielką Brytanię, w której problemem zaczęła być pamięć o człowieku, jeszcze 20 lat temu uważanym za najwybitniejszego Anglika w dziejach. Sir Winston Churchill nie może czuć się na wyspach bezpiecznie. Instytucje nazwane jego imieniem zmieniają nazwy. Jego rzeźba w Londynie doświadcza podobnych ataków, jak te znane zza oceanu… Ale ta wymiana patronów na szyldach i bohaterów na cokołach dotarła również do nas. W ostatnich tygodniach samorząd Krakowa zakomunikował zamiar usunięcia pomnika Ks. Piotra Skargi, wielkiego kaznodziei narodu, z położonego na Starym Mieście Placu Świętej Marii Magdaleny. W jakim celu? Zasadzenia drzew… Dlaczego w związku z tym monument upamiętniający jezuitę miałby koniecznie zniknąć? Być może dlatego, że ktoś zamarzył o sekularyzacji dziejowej pamięci Polaków i Krakowian.
Czym w gruncie rzeczy jest „kultura unieważnienia”? „W wielkim skrócie czymś, co tradycyjnie nazywamy odsądzaniem od czci i wiary. Momentem, w którym ktoś z powodu jednego fałszywego kroku albo odrębnej opinii nagle przestaje być jednym z nas; kiedy cały jego dorobek przestaje się liczyć, a on sam zostaje uznany za niegodnego naszej uwagi i czasu, i to nawet bez próby zrozumienia go czy choćby rozmowy”, pisze Urszula Kuczyńska, na łamach notabene lewicowego portalu „Krytyka Polityczna”. To właśnie jedno uchybienie decyduje o tym, że jakąś postać z całym jej dziedzictwem próbuje się poddać zapomnieniu. Najczęstszym oskarżeniem jest oczywiście mityczny rasizm. To przestępstwo zarzuca się w Wielkiej Brytanii Churchillowi. Problem w tym, że często to doktrynerskie wyobrażenie lewicowców o tym, jak myślano w dawnych wiekach, wystarczy za przyczynę potępienia… Tak na polskim gruncie antyklerykałowie przekonują, że niebezpieczny jest kult św. Maksymiliana Kolbe, rzekomego „antysemity”, który przecież uratował przed Niemcami życie wielu Żydów, ukrywając ich w niepokalanowskim klasztorze.
Wesprzyj nas już teraz!
W cancel culture pewną rolę odgrywa nie tylko obłąkańczy pęd postępowców do znalezienia i „unieważnienia” każdego rasisty, faszysty, antysemity et consortes. W znacznej mierze odpowiedzialna jest za nią sama ideologia rewolucjonistów, która nie poszukuje faktów o przeszłości, ale je tworzy. To te wyobrażenia o starym porządku i dawnych bohaterach stają się przyczyną „unieważnienia”, a nie ich realne błędy. Skoro jednak postępowcy dążą do wykluczenia niebezpiecznych postaci z powszechnej świadomości, to nie będą zadawać sobie trudu faktycznego poznawania ich biografii i przekonań. Nie ma zatem szans na rewizję poglądów i konfrontację z rzeczywistością.
Doskonałym przykładem tego faktu jest podejście rewolucjonistów do polskiego ruchu narodowego. Dla większości z nich „faszyzm” (rozumiany przy okazji w całkowitym oderwaniu od realnego kształtu tego ustroju) Dmowskiego jest sprawą jasną jak słońce, a „narodowcy” są w ich opinii niczym innym jak polską emanacją narodowego socjalizmu. Całkowicie ignoruje się przy tym realny charakter poglądów i specyfiki ruchu, który do nazizmu w żaden sposób nie nawiązywał, posiadał zupełnie inną tradycję ideową i postulaty społeczne. To takie błędne koło: „cancel culture” jest samo w sobie przyczyną „cancel culture”. To potępienie przeszłości w czambuł, przez patrzenie na nią ze zideologizowanej i wąskiej perspektywy, prowadzi do postulatów usunięcia narodowców z przestrzeni publicznej. Z kolei właśnie napór na pozbycie się pamiątek po nich uniemożliwia korektę przyjętych poglądów historycznych i trzeźwą ocenę postaci i wydarzeń. Ofiarą tej samej ignorancji pada Kościół, oskarżany chociażby o zbrodnie świeckich kolonizatorów Ameryki Południowej, choć to właśnie On wydał świętych obrońców ludności indiańskiej przed wyzyskiem i to Kościół podejmował starania w celu ulżenia ich cierpieniom.
Wspomniane odsądzanie przodków od czci i wiary, ulubione narzędzie ojkofobicznych elit, ma fundamentalne znaczenie dla powodzenia procesu rewolucji. Pamięć o przeszłych pokoleniach, znajomość ich poglądów i wrośnięcie w ich dziejowy testament działa bowiem jako hamulec względem radykalnych idei. Człowiek przywiązany licznymi więzami do starego świata, umiejący dostrzegać w nim wartości i rzeczy dobre, nie da się tak łatwo przekonać, że instytucje nadające społeczeństwom przez tysiące lat stabilność (takie jak małżeństwo, rodzina czy religia), to kompletne nieporozumienie zrodzone z najciemniejszych mroków średniowiecza. Może również szczerze wątpić, że rewolucjonistom bez trudu uda się stworzyć nowy wspaniały świat, w całkowitej abstrakcji od zasad obecnych w dziejach ludzkości tak daleko, jak sięga historiografia – a prawdopodobnie od zawsze. Dlatego też pamiątki o dawnych dziejach, dawnych ideach i poglądach – muszą zniknąć, jeśli „postęp” ma przeć naprzód. Te bowiem według lewicy trzymają społeczeństwa w wierności starym błędom.
Awangarda postępowej rewolucji wie, że tak długo, jak trwają związki człowieka z tym co dawne, nie będzie on mógł „stworzyć się na nowo”. A zatem droga do „oświecenia” miałaby wieść przez całkowite „oczyszczenie się” z przeszłości w każdej postaci. Dla postępowców, mądrość jednego wieku wyłoni się z ciemnoty pozostałych i zrewiduje dotychczasowe fałsze, których trzymała się ludzkość. Ale żeby tego dokonać, musi wyzbyć się jakichkolwiek związków z „ancien regimem”. To samo obiecywało Oświecenie, ogłaszające się mianem „wieku rozumu”. W myśleniu filozofów pokroju Augusta Comte’a, w epokach poprzedzających ich czasy ludzie kierowali się w życiu wyłącznie nieracjonalnymi kompasami religii i zabobonu. Wraz z nadejściem Oświecenia miało ulec to całkowitemu odwróceniu. Ich miejsce miał zastąpić rozum ( narzędzie jakby wcześniej nieodkryte). Filozofowie w swoich traktatach obiecywali, że ta zmiana i przyjęcie oświeceniowego myślenia pozwoli rozwiązać wszystkie problemy społeczne i wprowadzić erę powszechnej szczęśliwości. To doskonała analogia pychy i naiwności „cancel culture”, narzędzia nowej lewicy, nie mniej utopijnej niż jej oświeceniowy poprzednik. W jednym i drugim wypadku upraszczające i zideologizowane postrzeganie poprzednich wieków prowadzi do iluzorycznej wiary w mesjański charakter własnych poglądów, przyczynia się do budowy para-religijnych ideologii opartych wyłącznie o doświadczenia i nurty popularne w danym pokoleniu. W wyniku zrywania ciągłości między kolejnymi czasami, wspólnota zaczyna tracić jakąkolwiek sterowność i stabilność rozwoju. Po jednym rewolucyjnym pokoleniu następuje kolejne, które rewiduje i również w całości odrzuca ideały poprzedniego, wprowadzając raz jeszcze inny kierunek działania i kolejną obietnicę powodzenia. Tak po Oświeceniu nadszedł radykalnie opozycyjny wobec niego romantyzm, mający w pogardzie poznanie empiryczne i rozumowe.
Trudno oprzeć się myśli, że nurty, ruchy i programy charakterystyczne wyłącznie dla jednego pokolenia są wynikiem zapatrzenia w aktualne uwarunkowania, w doświadczenia typowe dla tych a nie innych czasów. Są odpowiedzią na współczesną, zastaną sytuację, a to oznacza, że są ograniczone. Projekt i myśl właściwie opisująca świat i rzeczywistość musi być bowiem uniwersalna- dawać się zastosować w każdym wieku i we wszystkich realiach. Założenie, że aktywności podejmowane przez ludzi od tysięcy lat są wynikiem jakiegoś podstawowego błędu i pomyłki w myśleniu naraża na śmieszność, a przynajmniej nie jawi się jako rozsądne. Przekonanie, że ludzkość trwała w szkodzących wszystkim błędach przez setki lat bez cienia świadomości problemu, zdaje się jednak nie do pogodzenia z przekonaniem rewolucjonistów, że oni mogą ten projekt zakończyć. Skoro bowiem tak długo inni utrzymywali się w mrokach nieświadomości, to skąd paradoksalnie silna wiara we własny potencjał intelektualny? Nie ma tu chyba innego wytłumaczenia, niż pycha i naiwność rewolucjonistów.
W ustrzeżeniu się przed zagrożeniami „cancel culture” właśnie mogą nam pomóc nasi zmarli, którym oddajemy cześć w listopadzie. Dzięki nim możemy uwolnić nasze myślenie o życiu i świecie od dyktatu teraźniejszości. Wniknięcie w historyczną spuściznę i szczera znajomość ludzi dawnych epok umożliwia zrozumienie świata i jego elementów – takimi jakimi one są, a nie jakimi się jawią w danym momencie. Weźmy przykład Kościoła. Ile bylibyśmy w stanie powiedzieć o tym, czym jest, jak byśmy go oceniali, nie wiedząc nic o całej „sztafecie pokoleń” katolików, którzy żyli przed nami? Znaleźli byśmy się w niezrozumiałej, niejasnej sytuacji, w której głównie to aktualne, przemijające przecież i zmienne realia wpływałyby na nasz osąd. Dzięki tak świętym patronom, jak i „wszystkim wiernym zmarłym”, wiemy coś znacznie więcej, niż to jak Kościół ma się aktualnie. Dzięki rozumieniu jego dziejów – od Chrystusowego ustanowienia do aktualnego kryzysu – wiemy jaki był, jaki być może, a wreszcie, jaki naprawdę jest. Tylko wrośnięcie w przeszłość pozwala nam rozumieć teraźniejsze realia i wzrastać ponad nie, prowadzić je w jakimś świadomym i rozsądnym kierunku. Szczególne znaczenie przeszłości dla człowieka podkreślali z tej samej przyczyny także i psychologowie. Teoretycy tej dziedziny związani ze szkołą humanistyczną wśród cech człowieka wyróżnili… jego „historyczność”. Podkreślali, że łączność z przeszłością umożliwia mu, w odróżnieniu od zwierząt, poszukiwanie uniwersalnych, wyższych prawd i wartości, wyrastających ponad doświadczenia tego co jest tu i teraz.
Filip Adamus
Chcą usunąć pomnik ks. Piotra Skargi! Cancel culture W KRAKOWIE!? || Jaka jest prawda?