O, jakież to wielkie, jakież to straszne nieszczęście dla zakonnika czy zakonnicy – bo stosuje się to zarówno do zakonów żeńskich jak i męskich – żyć w klasztorze, w którym się nie zachowuje reguły zakonnej! – gdzie w jednymże domu dwie są różne drogi, jedna cnoty i karności zakonnej, a druga rozluźnienia i braku ducha zakonnego, i obie zarówno mają zwolenników swoich!
Źle mówię: zarówno. Dla grzechów bowiem naszych, więcej jest uczęszczana droga przestronna i mniej doskonała, i jako za nią jest większość, tak też którzy nią chodzą, większego doznają poparcia i względów. Tamta zaś droga prawdziwego życia zakonnego w takim jest opuszczeniu, iż zakonnik albo zakonnica, chcący naprawdę i bez podziału iść za powołaniem swoim, więcej mają powodu lękać się samychże własnych domowników swoich niż wszystkiego wojska czartów. Więcej im potrzeba ostrożności i powściągliwości w rozmowie o Bogu i o przyjaźni, w jakiej z Nim żyć pragną, niż gdyby chcieli mówić o innych przyjaźniach i miłościach, jakie szatan zawiązuje w takich klasztorach. Cóż potem dziwnego, że tyle jest zgorszeń w Kościele, kiedy ciż sami, którzy by powinni być zwierciadłem i wzorem, aby wszyscy z nich brali przykład cnoty, tak sponiewierali ową gorliwość i świętość, jaką duch dawnych ojców pozostawił w Zakonach? Oby Pan w boskiej łaskawości swojej raczył zaradzić temu złu, bo On sam wie, jak tego potrzeba, amen.
Św. Teresa od Jezusa, Dzieła, t. I, Kraków 1997, s. 158-159.