2 października 2015

Jednym z bardziej bolesnych znamion naszych czasów jest zrywanie ciągłości pokoleń. Z samobójczą determinacją odrzuca się dorobek dziadów, a potem rozpaczliwie szuka rozwiązań problemów już dawno rozwiązanych; szuka się przywódców tak bardzo potrzebnych, a nie mając wiedzy (wcześniej odrzuconej) i utrwalonych wartości (wcześniej zrelatywizowanych), autorytetami mianuje się cwaniaków i zaprzańców. Tymczasem wszystko mamy w Polsce na wyciągnięcie ręki. Ot, na przykład taki błogosławiony ksiądz Bronisław Markiewicz z Podkarpacia.

 

Najpierw zaciekawił mnie punkt na mapie – Miejsce Piastowe. Co to za nazwa? Kto, kiedy i dlaczego ochrzcił tak małą wieś koło Krosna? I dowiedziałem się, że ojcem chrzestnym tego nazwania był Bronisław Markiewicz, ksiądz i zakonnik jednocześnie, urodzony w połowie XIX wieku w Pruchniku koło Jarosławia. I wtedy zaciekawiłem się jeszcze bardziej, bo okazało się, że ks. Bronisław, oprócz wszystkiego innego, to również człowiek teatru.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W roku 1908 ukazał się drukiem dramat ks. Markiewicza, pt. „Bój bezkrwawy”. A ja czytam go dzisiaj i od pierwszej sceny jestem pod wrażeniem jego aktualności. Słowa polskiego pacierza odmawianego przez dzieci zderzone ze szkolnym przymusem modlenia się w obcym języku, to teatralny obraz o wielkiej sile. Autor tłem swego dramatu uczynił prześladowania Polaków w dobie Kulturkampfu. Zresztą pierwotny tytuł dzieła – „Ucisk Polaków pod zaborem pruskim”, mówi jasno, o co chodzi. Wynarodowianie było działaniem planowym i rozłożonym na lata, a wykorzystanie w tym celu wiary i uczuć religijnych, skądinąd prostych ludzi, było tego planu perfidnym zwieńczeniem. Szczególnie, kiedy sobie uświadomimy, że niemiecka dyskryminacja narodowa wiązała się tutaj ze schizmatycką indoktrynacją religijną, bo przecież nie tylko chodziło o to, aby zamiast tradycyjnego „Na wieki wieków”, odpowiadać In Ewigkeit, ale o zmianę religijnego światopoglądu z katolickiego na protestancki. Innymi słowy – dwa w jednym; traciłeś polskość i traciłeś wiarę, schodziłeś z drogi ku zbawieniu.

 

Młodzi Polacy poddawani takiej presji w kolejnych dziesięcioleciach XIX wieku nie mieli wielkiego wyboru i to niezależnie od zaboru, w którym przyszło im żyć. Albo opór i w konsekwencji walka, albo zdrada tradycji, rodziny, Ojczyzny. Dwudziestoletni Bronek Markiewicz chciał iść do Powstania. Jak wielu z Galicji chciał przejść kordon i walczyć. Stało się inaczej. Tak to sam opisał pod koniec życia:

 

Właśnie temu 47 lat, jak dnia 3 maja 1863 o godzinie 7-ej rano otrzymałem z ust mojego serdecznego kolegi śp. Józefa Dąb­rowskiego wiadomość o widzeniu cudownym i o przyszłych losach Polski i świata całego. W ten dzień powziąłem postanowie­nie poświęcić się zupełnie Bogu w stanie kapłańskim na pracę krzyżową dla dobra ojczyzny i świata całego, nie wiedząc jed­nak, iż jedna z głównych ról przypadnie mnie. Jednakowoż sposób postępowania i plan cały pracy mojej duchownej, aż do tej chwili natchniony mi jest w on dzień przez Anioła, który w postaci 16-letniego chłopię­cia wiejskiego, biało ubranego, okazał się mojemu przyjacielowi.

 

We wrześniu 1867 r. przyjął święcenia kapłańskie. Był wikariuszem w Harcie, potem w przemyskiej katedrze. Dużo pracował z młodzieżą. Równolegle rozpoczął studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, które kontynuował na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Studiował filozofię, historię, literaturę i pedagogikę. Studiów nie ukończył. W 1875 r. biskup mianował go ekspozytem przy kościele w Gaci koło Przeworska, a później proboszczem w tejże miejscowości. Następnie było probostwo w Błażowej, a w 1884 r. wrócił do Przemyśla, gdzie wykładał teologię pastoralną w Wyższym Seminarium. Wykłady nie były jego jedynym zajęciem. Pełnił również funkcję prefekta kleryków, spowiednika sióstr i kapelana więzienia. Było tego dużo, ale ksiądz profesor chciał czegoś więcej, czegoś innego. Od lat hołubił w sobie myśl, aby zostać zakonnikiem. I tak się stało. W 1885 r. wyjechał do Włoch z zamiarem wstąpienia do zgromadzenia teatynów, znanego skądinąd jako pierwszy zakon odrodzenia Kościoła w XVI wieku, czyli w czas Kontrreformacji. Ale Boża Opatrzność chciała inaczej. Krótki pobyt w Rzymie zaowocował spotkaniem z salezjanami. W efekcie ten niemłody już polski duchowny rozpoczął w San Benigno Canavese nowicjat, po którym 25 marca 1887 r. złożył śluby zakonne w obecności założyciela zakonu, ks. Jana Bosko.

 

No i tak wszystko zaczyna nam do siebie pasować w biografii przyszłego błogosławionego. I patriotyzm, i wielkie zainteresowanie ewangelizacją młodzieży, i formy teatralne do tejże pracy duchownej wdrażane, co oczywiste po salezjańskiej szkole z jej praktycznym artystycznym apostolatem, i zakonna dyscyplina oraz cnota ubóstwa. Wszystko to od roku 1892 ojciec Bronisław, jako proboszcz, zaczął wprowadzać w życie w małej wsi o nazwie Miejsce, którą na jego prośbę nazwano Miejscem Piastowym. Zanim powstał tutaj słynny instytut wychowawczy, to jego plebania już taką wychowawczo-opiekuńczą funkcję pełniła przez lat kilka. A powstały instytut zapewniał wychowankom pomoc materialną i duchową, przygotowując ich jednocześnie do przyszłego samodzielnego życia poprzez kształcenie zawodowe w powstałych tutaj szkołach. Całość tych działań była realizowana przez założone przez proboszcza Markiewicza w 1898 r. Towarzystwo „Powściągliwość i Praca”. Realizacji tych celów miały służyć dwa zgromadzenia zakonne św. Michała Archanioła, oparte na duchowości św. Jana Bosko. Ksiądz Markiewicz nie doczekał jednak ich zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską. Stało się to dopiero po jego śmierci – w 1921 r. powstała gałąź męska, a w 1928 r. – żeńska.

 

Kulminacją „Boju bezkrwawego” jest Odsłona VII, gdzie modlący się ludzie, zebrani pod kościołem po aresztowaniu przez Niemców ich księdza, są świadkami objawienia, dla którego inspiracją było przytoczone powyżej widzenie przyjaciela ks. Markiewicza. Przed polskim ludem objawia się „Postać nadludzka”, jako 16-letni młodzieniec z modlitewnikiem i różańcem w ręku, prorokujący przyszłe losy Polski i świata. Mówi m.in. o nadchodzącej wojnie, powszechnej i krwawej. Przepowiada: „W końcu wojna stanie się religijna. Walczyć będą dwa przeciwne obozy: obóz ludzi wierzących w Boga i obóz niewierzących w Niego”. Słuchamy o niezwykłej roli, jaką mają do odegrania Polacy po tej wojnie, bo mają wprowadzić „dotąd niewidziane braterstwo ludów”. I dodaje jeszcze coś, co wzbudza dzisiaj zrozumiałe emocje: „Najwyżej zaś Pan Bóg was wyniesie, kiedy dacie światu wielkiego papieża”. Te wszystkie dary Bożej Opatrzności są jednak uwarunkowane konkretnym żądaniem. Bóg, jak mówi do nas „Postać”, oczekuje od Polaków „bojowania cichego, pokornego i znojnego na każdy dzień, szczególnie przeciw nieprzyjaciołom waszych dusz. (…) On chce od was, abyście – każdy na swoim stanowisku – wiedli przede wszystkim każdego dnia bój bezkrwawy. Tylko pod tym warunkiem dostaniecie się do nieba”.

 

Autor dramatu, wyniesiony na ołtarze w roku 2005, prosząc niemal sto lat wcześniej o zgodę na wydanie swego dzieła, tak pisał do ordynariusza przemyskiego, biskupa Józefa Pelczara: Szczegóły zawarte w siódmej odsłonie wziąłem z widzenia, jakie się wydarzyło 3 maja w Przemyślu roku 1863 między 5 a 7 godziną rano, i które zdecydowało o moim powołaniu kapłańskim i o kierunku jego od początku aż dotąd.. To, co się ziściło, jest rękojmią, że i reszta się ziści…


W trzy miesiące po śmierci ks. Markiewicza, w kwietniu 1912 r., miesięcznik „Powściągliwość i Praca” opublikował duchowy testament swego pierwszego redaktora. Czytamy: „Zwycięstwo nie zależy ni od siły wojsk, ani od mnogości walczących, ale od siły, którą przysyła niebo. Zresztą w historii naszej liczne na to mamy przykłady. Bóg Jest ten sam dzisiaj na niebie, co i wczoraj i po dawne czasy”. A kończąc błogosławiony kapłan taką myślą się z nami dzieli: „Narzekamy już tak długo na ciężkie próby, którymi Pan nas nawiedza a nie modlimy się jak należy. Modlitwa jest wszechmocna, ona przebija obłoki”.

 

Kiedy jadąc na przykład w Bieszczady, miniecie Krosno, bądźcie uważni, nie przegapcie Miejsca Piastowego. I zatrzymać się warto, i zastanowić się warto.

 

 

Tomasz A. Żak





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 430 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram