19 października 2025

Bogaci się czy ubożeje? Czyli co się dzieje z naszym językiem?

(Opr. PCh24.pl / GS)

Każdy język – w tym również ten nasz ojczysty – z biegiem czasu ulega nieuniknionym zmianom. Wiele słów i form językowych będących w powszechnym użyciu jeszcze sto lat temu dziś jest prawie zupełnie zapomnianych. Jednocześnie pokolenie Z wprowadziło do obiegu cały szereg nowych wyrażeń, których starsze pokolenia nie rozumieją. Rodzi się zatem pytanie: czy w toku tych zmian język polski ubożeje, czy może się właśnie się bogaci?

Niewielu współcześnie żyjących Polaków wie jeszcze, że absztyfikant to mężczyzna zalecający się do kobiety, a buńczuczny to określenie człowieka pewnego siebie i zuchwałego. Zapomniano już także, że fidrygałki to rzeczy błahe, a lebiegą nazwiemy osobę niezdarną. Pojawiające się u Kochanowskiego zawżdy nie funkcjonuje już powszechnym użyciu, a klawo, czyli „świetnie, wybornie”, pamiętają zapewne już tylko widzowie „Gangu Olsena”.

Wiele słów, których używali Polacy kilkaset – a może zaledwie kilkadziesiąt – lat temu, odeszło w niepamięć albo przejdzie do lamusa w krótkim czasie. Podobnie ma się rzecz z samą gramatyką. Przykładem zaniku form językowych jest np. stopniowe wypieranie męskoosobowej końcówki -owie; i tak jak kiedyś byli redaktorowie czy dziekanowie, tak dziś pozostali jedynie redaktorzy i dziekani. W podobny sposób, choć dawniej patrzyło się oczyma, a pracowało rękoma, to dziś patrzy się oczami, a pracuje – rękami. Wreszcie tak jak kilkadziesiąt lat temu praktycznie wymarło biernikowe mię (np. „Co mię pytasz?”), tak dzisiaj wymiera celownikowe mnie na początku frazy („Mnie się podoba”), pozostawiając w użyciu wyłącznie mi („Mi się podoba”).

Wesprzyj nas już teraz!

Warto również zwrócić uwagę na fakt iż wiele słów i form wciąż pojawiających się w tekstach pisanych, nie funkcjonuje w mowie. Przykładami są choćby wyrażenia takie jak ponieważ, bowiem, czy bynajmniej, które możemy spotkać w literaturze, prasie, a nawet w internecie, a jednak ich używanie w mowie prawie całkowicie zanikło.

Jednocześnie napływają do nas nowe wyrażenia, które na stałe „zadomowiły się” w języku polskim. Głównym źródłem zapożyczeń jest bez wątpienia język angielski, a to ze względu na jego powszechność w komunikacji międzynarodowej, nazewnictwie technologicznym oraz dzięki popularnym amerykańskim filmom i muzyce. Nikogo już nie dziwi obecność w języku polskim słów weekend, menedżer, lockdown, youtuber, a nawet wyrażenia zrobić komuś dzień, które jest przecież niemal bezpośrednim tłumaczeniem angielskiego make sb’s day.

Nie kończy się także wzmocniony w czasach PRL-u spór o feminatywy. Jednym z haseł będących na ustach komunistów był równy dostęp do pracy dla kobiet i mężczyzn. Z tego powodu promowane były określenia takie jak pani redaktorka, pani profesorka, czy pani chemiczka. Nie przetrwały one jednak długo, bo jak zauważa prof. Jan Miodek, to właśnie brzmienie męskie stało się symbolem dowartościowania kobiety i wymusiło one zmianę form na panią redaktor, panią profesor i panią od chemii, a nawet nauczyciela chemii. Teraz jednak ruchy feministyczne próbują forsować ministry, chirurżki czy kierowczynie autobusów. Historia zatoczyła więc koło, a komunistyczne ideały znalazły swoją kontynuację w ruchach feministycznych.

Język polski ubogacają również ludzie młodzi. Pokolenie Z używa całego szeregu wyrazów i sformułowań, których starsze pokolenia nie rozumieją. Jak zauważa prof. Miodek, to, co kiedyś w języku potocznym wyrażało się tylko na jeden sposób, dziś można powiedzieć już na kilka. – Myśmy mieli potoczne właśnie tylko „fajnie”, a oni mają „super”, „ekstra”, „mega” – stwierdził w 2023 r. Z kolei prof. Jerzy Bralczyk zauważył zjawisko tzw. „socjalizacji odwrotnej”, które polega na tym, że „lepiej, sprawniej, po polsku – prawdopodobnie także i w innych językach – mówi młodzież”.

Na zwiększanie zasobu słownictwa wpływ ma także (niestety!) rosnące przyzwolenie dla wulgaryzmów. I choć w konsekwencji język pozornie staje się bogatszy, to równocześnie zanika kultura, roztropność i dobre maniery. Ani się spostrzegliśmy, a do powszechnego użycia wszedł choćby wulgaryzm zaj***sty, jako alternatywa dla słów „fajny” czy „fantastyczny”. Nie wiadomo jednak czy zadomowi się on na dobre, bo kto wie – może i on niedługo zostanie wyparty przez zapożyczone z języka angielskiego określenie dope.

Pojawia się zatem pytanie: czy w świetle zmian jakim poddany jest nasz język, staje się on coraz bogatszy, czy może wprost przeciwnie – ubożeje? Na ten dylemat jasną odpowiedź przedstawił prof. Jerzy Bralczyk w 2023 r., mówiąc, że język się bogaci, ale mowa ubożeje.

Język nie będzie uboższy, język zawsze się tylko bogaci. To jest urządzenie w jedną stronę – coraz więcej słów wchodzi, żadne nie chce wyjść. Zawsze możemy się do tych słów dawnych odwołać – zauważył profesor. – Ktoś, kto mówi, że język ubożeje, nie ma racji, natomiast mowa – mowa tak. Mowa może być coraz to uboższa, coraz to bardziej lakonicznie możemy rzeczywistość wyrażać i coraz mniejszą liczbą jednostek – wyjaśnił znany językoznawca.

Skoro nasza mowa ubożeje, to jak mamy wypełnić śpiewane w „Rocie” postanowienie, że „nie damy pogrześć mowy”? Z jednej strony bowiem odważnie przyznajemy, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił!”, a z drugiej – sami pozwalamy na zastępowanie naszych tradycyjnych polskich wyrazów sformułowaniami pochodzącymi z języków obcych. Oczywiście jest to normalny proces rozwoju języka, który ma być przecież praktycznym i służyć swoim użytkownikom. W naturalny więc sposób nowe, bardziej praktyczne słowa wypierają te starsze i niepotrzebne.

Możemy jednak podjąć działania mające na celu ochronę naszej ojczystej mowy przed zubożeniem. Język mamy przecież taki bogaty – czemu z niego nie korzystać? I choć konia z rzędem temu kto na co dzień powróci do używania słów zawżdy czy fidrygałki, to naszym wkładem w obronę polskiej mowy mogą być starania o jej poprawność w życiu publicznym – w tym w literaturze, prasie, telewizji i internecie. Niepokojącym zjawiskiem jest choćby to, że pisarze lub osoby występujące w mediach popełniają błędy językowe. W końcu użytkownicy języka w naturalny sposób imitują to, czym są karmieni, a słowa przeczytane i usłyszane mają swoje odzwierciedlenie w mowie potocznej. Od osób publicznie przemawiających bądź publikujących słowo pisane należy zatem wymagać, aby posługiwali się nienaganną polszczyzną i potrafili operować także tymi wyrażeniami, którym zagraża odejście w niepamięć.

Adrian Fyda

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(12)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie