Bogactwa naturalne – jak przekonali się mieszkańcy chociażby Konga, czy innych afrykańskich państw, a obecnie Ukrainy – nie gwarantują bogactwa narodu. Wręcz przeciwnie, zwiększają skalę ubóstwa i są przyczyną wielu nieszczęść zwykłych zjadaczy chleba, których jedyną „winą” jest fakt urodzenia w danym miejscu. Fala imigrantów afrykańskich uciekających do raju europejskiego najprawdopodobniej nie musiałaby istnieć, gdyby nie grabieżcza polityka wielkich korporacji, instytucji finansowych i mocarstw światowych. Udowadnia to w swojej najnowszej publikacji „The Looting Machine” dziennikarz śledczy Tom Burgis.
Dyskusje o losie Afryki toczą się od dawna. Uczeni różnych dziedzin zastanawiają się w jaki sposób wytłumaczyć trwałe zapóźnienie kontynentu afrykańskiego, zważywszy na fakt, że jest to jeden z najbogatszych w zasoby naturalne region świata. Warto pamiętać, ze dzisiejsza rewolucja technologiczna nie byłaby możliwa bez tak rzadkich minerałów, jak choćby koltan, występujący w Kongu, od kilkudziesięciu lat pogrążonym w wojnie. Zginęło tam już wiele milionów ludzi.
Wesprzyj nas już teraz!
Burgis, korespondent zagraniczny, który specjalizuje się w sprawach afrykańskich i od wielu lat pisze na ten temat dla „Financial Times,” w swojej najnowszej książce o „grabieżczej machinerii” w Afryce opowiada m.in. o dantejskich scenach wydobycia ropy naftowej z bagien w nadmorskim regionie Nigerii i wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, o ekspansji chińskiej w Afryce, korupcji „lobby drapaczy chmur z Hong Konga,” gdzie międzynarodowi gracze zawierają mroczne transakcje, na których zarabiają ogromne sumy pieniędzy. Nie zapomina o skorumpowanych dyktatorach, utrzymywanych u władzy celowo przez mocarstwa światowe.
Burgis pisze na przykład o fenomenie „kliki angolskiej,” która kontroluje ogromne bogactwo płynące z eksploatacji i sprzedaży ropy naftowej, a której pomagają instytucje takie jak: Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy w utrzymaniu represyjnego reżimu. Krajem rządzi od 1979 roku José Eduardo dos Santos. Wg magazynu Forbes z 2013 roku córka przywódcy Angoli jest pierwszą miliarderką afrykańską. W latach 2007 -2010 z kraju „wyparowało” co najmniej 32 mld dolarów. Jest to suma większa od produktu krajowego brutto każdego z czterdziestu trzech państw afrykańskich i równoważna jednej czwartej przychodów, które generuje rocznie gospodarka angolska. W 2013 roku rząd Angoli wydał aż 18 procent swojego budżetu na utrzymanie wojska i policji.
Model angolski jest chętnie powielany przez inne reżimy w Afryce. W utrzymaniu systemu wywłaszczania w Angoli niemały udział mają rządy zachodnie, główne banki i wielkie koncerny naftowe, dealerzy broni oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wg Burgisa zapewniają one osłonę polityczną dla kapitału i technologii niezbędnych do wydobycia ropy z bogatych odwiertów morskich. Pozwalają też na ukrycie ogromnych sum pieniędzy, które bezpośrednio trafiają do nielicznej „kliki angolskiej” i jej zagranicznych współpracowników.
Dziennikarz śledczy opisuje m.in., w jaki sposób MFW – mimo odkrycia braku w budżecie angolskim ponad 32 mld dol. – jakby nigdy nic posłusznie powrócił do swojej roli „mediatora” i „promotora” wątpliwych programów gospodarczych proponowanych przez reżim.
Dla tych, którzy twierdzą, że pomoc zagraniczna dla Afryki kompensuje grabieżczą politykę bogatych krajów, dużych przedsiębiorstw i międzynarodowych instytucji finansowych dosłownie okradających kontynent z zasobów naturalnych, Burgis ma gotową ripostę. „W 2010 roku – pisze – eksport paliw i minerałów z Afryki był wart 333 miliardy dolarów. To siedmiokrotnie więcej niż wartość pomocy, która popłynęła do Afryki”.
Kraje afrykańskie na ogół otrzymują jedynie niewielką część wartości produkcji przemysłu wydobywczego wywożonej poza region kontynentu. Zważywszy na to, ile zarabiają na handlu afrykańskimi surowcami wielkie korporacje, kwoty, jakie otrzymują poszczególne państwa Czarnego Kontynentu są po prostu śmieszne.
Jak ujawnia Burgis dzieje się tak dlatego, że międzynarodowe instytucje finansowe, prowadzone przez Bank Światowy i podległą mu International Finance Corporation (IFC), często wywierają presję na kraje afrykańskie, aby pobierały niewielkie podatki z tytułu udostępnienia swoich zasobów naturalnych, stosując przy tym różnego rodzaju groźby.
Dodatkowo naftowe, gazowe i górnicze giganty – zgodnie ze strategią unikania płacenia podatków,- poważnie zaniżają wartość swoich aktywów w krajach afrykańskich i przypisują większość swoich dochodów spółkom zależnym w rajach podatkowych, takich jak: Bermudy, Kajmany, Wyspy Marshalla itp. Niektóre zachodnie rządy to tolerują, a nawet bronią rozwiązań, które zwiększają zyski dużych korporacji. To owocuje dalszym uszczupleniem dochodów budżetowych krajów afrykańskich, które nie zarabiają tyle, ile mogłyby z racji eksploatacji swoich zasobów.
Według Burgisa, w Zambii, jeden z największych producentów miedzi na świecie płaci duże niższe stawki podatkowe niż rodzime firmy wydobywcze. W rezultacie w 2011 roku na przykład do budżetu kraju trafiło zaledwie 2,4 procent z 10 mld dolarów przychodów z eksportu miedzi z Zambii. Ghana, jeden z największych producentów złota z tytułu eksploatacji surowca otrzymała siedem procent przychodu osiągniętego z wydobycie i sprzedaży złota. Burgis wskazuje, że nawet sam MFW przyznaje, iż państwa te powinny uzyskiwać od 45 do 65 procent dochodów z racji eksploatacji surowców.
Bogactwo naturalne jak się okazuje po raz kolejny jest prawdziwym przekleństwem narodów afrykańskich. Z wewnętrznego raportu IFC z 2004 roku wynika, że w latach 1960 – 2000 „biedne kraje, które były bogate w zasoby naturalne rozwijały się dwukrotnie, a nawet trzykrotnie wolniej niż te, które nie miały surowców. Co więcej, w każdym kraju, bez wyjątku, który uzyskał ogromne pożyczki z Banku Światowego i którego dochody uzależnione były od rozwoju przemysłu wydobywczego, sytuacja ekonomiczna dramatycznie pogorszyła się.”
Doskonałym przykładem jest Niger, który od kilkudziesięciu jest głównym dostawcą uranu do Francji. Według Burgisa, francuska firma „Areva” płaci podatek w wysokości zaledwie 5,5 procent wartości rynkowej wydobywanego tam surowca. Szczegóły umowy spółki z rządem Nigru nie zostały ujawnione publicznie, ale w pewnym sensie wpływy do budżetu Nigru z tytułu eksploatacji uranu można porównać do wpływów z tytułu eksportu cebuli przez tenże kraj.
Afrykańczycy – zdaniem dziennikarza – mają nadzieję, że pojawienie się nowego „gracza” na kontynencie w postaci Chin pozwoli nieco poprawić warunki negocjacji z obcymi podmiotami. Chińczycy ekspansję prowadzą od połowy lat 90. Udział Chin w globalnym zużyciu rafinacji metali wzrósł z pięciu procent na początku lat 90. do 45 procent w 2010 roku. Zużycie ropy wzrosło pięciokrotnie w tym samym okresie. W 2002 roku chiński handel z Afryką był wart 13 mld dolarów. Zaledwie dziesięć lat później, kwota ta wzrosła do 180 miliardów dolarów. To trzykrotna wartość handlu USA z Afryką.
Pekin jak na razie udziela reżimom rządzącym łatwych kredytów w nadziei na uzyskanie lepszych warunków eksploatacji niż przedsiębiorstwa zachodnie. Chińczycy niechętnie transferują technologię i niezwykle rzadko zatrudniają miejscową ludność. Sprowadzają swoich pracowników.
Burgis wskazuje na tzw. grupę 88 Queensway, która została założona przez niejakiego Sam Pa, a która trudni się w robieniu niezwykle lukratywnych interesów z afrykańskimi reżimami. Są z nią związane między innymi firmy takie jak: China Sonangol i China International Fund, które współpracują z przedstawicielami władzy na najwyższych szczeblach państwa chińskiego.
Queensway wg ustaleń Burgisa, dostarczył dziesiątek milionów dolarów dla rządów afrykańskich w krótkim czasie, praktycznie bez żadnych zobowiązań. Pod przykrywką grupy działa wielu inwestorów, nie tylko z Chin ale także z innych państw.
Burgis nie zostawia przysłowiowej suchej nitki na programach transformacyjnych międzynarodowych instytucji finansowych, głownie Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ich rygorystyczne programy reform, popierające eksploatację kontynentu – jak zauważa – nie mają wpływu na wzrost gospodarczy, a jedynie pogłębiają nędzę w krajach afrykańskich. Dlatego bardziej istotne niż kiedykolwiek jest, by pracownicy Banku Światowego i IFC byli nagradzani nie tylko za przyznawanie pieniędzy na wątpliwe projekty, ale – w sposób oczywisty – za faktyczne zmniejszenie ubóstwa. W przeciwnym wypadku wszelkie wysiłki podejmowane w celu rozwiązania problemu ubóstwa Afrykanerów będą po prostu daremne – konkluduje dziennikarz.
Źródło: foreignaffairs.com., Agnieszka Stelmach.