We Francji szerokim echem odbiła się wypowiedź rzecznik organizacji „Osez le féminism”, niejakiej Violaine de Filippis. Pani ta wystąpiła w programie telewizji BFM z „oryginalną” tezą, która wydaje się być kwintesencją lewackiego oduraczenia. Otóż według tej przedstawicielki stowarzyszenia feministycznego, zabójstwa i przemoc wobec kobiet dokonywane przez współmałżonka lub byłego współmałżonka, to „fakty systemowe”, faworyzowane przez naszą „kulturę judeochrześcijańską”. Violaine de Filippis odrzuciła też tezę, że nosicielami takiej przemocy są na ogół przybysze spoza naszej kultury, czyli imigranci, co zdają się potwierdzać statystyki. Jej zdaniem taki pogląd to „skrajnie prawicowe” wymysły. Tak to bywa, kiedy zaczadzenie ideologią przyćmiewa rozum i logikę.
Ciekawe jak „kultura judeochrześcijańska” nagle generuje zabójstwa kobiet, skoro jest od lat spychana we Francji na margines? Swoją drogą, lewica kwestionuje często jakiekolwiek „chrześcijańskie korzenie” kultury francuskiej, widząc przecież jej początek w swojej rewolucji zwanej wielką. Jednak, kiedy przychodzi do znalezienia „winnych” negatywnych zjawisk w owym postrewolucyjnym społeczeństwie, chrześcijaństwo oskarżane o „patriarchalizm”, jest już dobrym chłopcem do bicia.
Rzeczywiście nad Sekwaną od kilku lat zrobiła się moda na podkreślanie każdego przejawu przemocy domowej. W czasie pandemii i zamknięcia ludzi w domach, fala tego typu przestępstw (często jednak w obydwu kierunkach) wyraźnie wzrosła. Nie słychać jednak o przemocy w domach katolickich, ale raczej o marginesie społecznym, a często w rodzinach właśnie imigranckich, co miało miejsce jeszcze i przed pandemią. We Francji ukuto nawet termin „feminocydu”, czyli „kobietobójstwa”, co nawiązuje formą do zjawiska „ludobójstwa”, a dla feministek jest platformą do ich rozmaitych rewindykacji.
Wesprzyj nas już teraz!
W sobotę 4 marca rzeczniczka stowarzyszenia Osez le féminisme, Violaine de Filippis, wygłosiła jednak kwestię dotyczącą „kobietobójstw”, w której uznała to za „fakty systemowe”, generowane wprost przez kulturę judeochrześcijańską. Za to nasilające się we Francji zjawisko podobno nijak nie dopowiada zaś „wielokulturowy” tygiel, w którym rola kobiety bywa redukowana, ale jedynie „nasza kultura, wartości i edukacja” – twierdzi de Filipps.
Tym razem rzecznik „Śmiałych feministek” mocno przesadziła. Francuskie media przypomniały bowiem statystyki. „Le Figaro” stwierdza, że gdyby feministki miały rację, a „nasza kultura judeochrześcijańska” faktycznie zrodziła zjawisko „kobietobójstwa”, to Europa jako kolebka tejże cywilizacji, byłaby najmniej bezpiecznym kontynentem dla kobiet. Jednak np. badania ONZ z 2017 r. pokazują coś przeciwnego. Na szczycie rankingu przemocy wobec kobiet znalazła się Azja z 20 000 zamordowanych kobiet, następnie Afryka (19 000), kontynent amerykański (8 000), następnie Europa (3 000) przed Australią i Oceanią (300).
Są i bardziej precyzyjne statystyki, koncentrujące się na zabójstwach współmałżonków w rodzinach na 100 000 kobiet. W 2017 r. Afryka była regionem, w którym kobiety są najbardziej narażone na śmierć z rąk partnera lub członków rodziny (3,1 na 100 tys.). Europa jest kontynentem o najniższym ryzyku (0,7), przed Ameryką (1,6), Oceanią (1,3) i Azją (0,9). Dożyliśmy czasów, kiedy każda bzdura może znaleźć echo społeczne, a biorąc pod uwagę wyobraźnię lewicy w wymyślaniu „progresywnych” absurdów robi się po prostu niebezpiecznie.
Bogdan Dobosz