Kwarantanna z powodu koronawirusa, która uwięziła miliony ludzi w domach, prowokuje do powstawania różnych mniej i bardziej fantastycznych teorii. We Francji, tak jak w innych krajach, trwają dyskusje o maskach, pojawiają się „cudowne leki”, mnożą teorie spiskowe, pojawiają się pomysły ekonomiczne – od powrotu do autarkii po nacjonalizację prywatnych firm, rozdmuchuje się problem przemocy domowej. W rozwiązaniu tej ostatniej sprawy ma np. pomóc stworzenie punktów alarmowych i pierwszej pomocy w… aptekach i supermarketach.
W tych dziwnych czasach pojawienie się terrorysty z Sudanu, który z nożem i okrzykiem Allach Akbar rzucił się na ludzi w kolejce do piekarni i zabił dwie osoby, przyjęto niemal jak powrót do czegoś normalnego, bo przecież znanego i już oswojonego.
Wesprzyj nas już teraz!
Farmakologia zamiast polityki?
Największe emocje wywołuje oczywiści sprawa leczenia koronawirusa. Przypadek wirusologa z Marsylii dra Raoulta sprawił, że Francuzi podzielili się już nie według poglądów politycznych, ale stosunku do leczenia… chlorochiną. Dawny lek na malarię stał się tematem nr 1. Pyta się o niego także polityków, a Daniel Cohn-Bendit, który na antenie telewizyjnej kazał „zamknąć mordę” lekarzowi z Marsylii, nagle podpadł dużej części opinii publicznej. Takie czasy.
Ale po kolei o tym jak chlorochina przyćmiła nawet politykę i stała się problemem nr 1 Republiki. Kontrowersje wywołane leczeniem takim medykamentem przyczyniły się do podważenia u Francuzów zaufania do zdolności kierowniczych rządu w radzeniu sobie z kryzysem zdrowotnym. Nawet bardziej, niż zorganizowane w przeddzień ogłoszenia kwarantanny Francuzów wybory.
Prezydent Emmanuel Macron, premier Édouard Philippe i minister zdrowia Olivier Véran pod presją opinii publicznej zostali niejako zmuszeni do umożliwienia kontynuacji metody Raoulta. „Koronawirus: gra skończona” – taki tytuł nosił film z wystąpieniem wirusologa z Marsylii, który ukazał się w internecie. Powołując się na testy wykonane przez Chińczyków, dr Didier Raoult informował, że zna „prawdopodobnie najtańszy i najprostszy sposób leczenia choroby COVID-19”. To popularny lek przeciwmalaryczny – hydroksychlorochina.
Spór o lek i ruch oporu
Francuskie Ministerstwo Zdrowia stwierdziło jednak kategorycznie, że żadne badania nie potwierdziły dotąd skuteczności tej substancji w leczeniu koronawirusa. Samego Raoulta oskarżono o rozpuszczanie fake newsów i „dawanie chorym złudnych nadziei”. Komisja ds. zdrowia stwierdziła, że wiarygodność wyników przedstawionych badań jest ograniczona – ze względu na niewielką próbę (24 pacjentów z potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2) i brak grupy kontrolnej.
Wkrótce po ogłoszeniu pierwszych wyników badań zespół prof. Didiera Raoulta opublikował jednak kolejny raport. Tym razem oparty na rezultatach otrzymanych u większej grupy chorych. Badacze z Instytutu CHU-Méditerranée Infection w Marsylii w opracowaniu opublikowanym na stronie Mediterranee-infection.com dowodzą, że terapia zastosowana na 80 pacjentach przyniosła bardzo dobre efekty.
W sumie nie byłoby w tym nic nowego. Chlorochina wymyślona jako lek na malarię, jest stosowana w reumatologii, a także np. w dermatologii w chorobach przebiegających z nadwrażliwością na światło. Wiadomo też nie od dziś, że można ten lek także stosować wspomagająco w zakażeniach koronowirusami typu beta takich jak SARS-CoV, MERS-CoV i SARS-CoV-2. Potwierdziły to teraz francuskie doświadczenia. Doświadczenia dra Raoulta podzieliły jednak świat medyczny. Do tego doszły też informacje o niezależności i opozycji doktora wobec środowiska otaczającego prezydenta. Rzeczywiście ważną postacią był tam mąż b. minister zdrowia Agnes Buzyn – prof. Yves Levy. Raoult stał się więc bohaterem „ruchu oporu”. Zwłaszcza, że wobec Levyego zaczęły się pojawiać oskarżenia o wcześniejsze robienie interesów np. z chińskimi laboratoriami.
Raoult – bohater ruchu oporu
W dodatku Raoult nadaje się na bohatera jak mało kto. Jest nie tylko znanym wirusologiem, ale już jego wygląd, długie siwe włosy i broda ,dodatkowo predestynują go niemal na „proroka”. Francuzi lubią też osoby, które „stawiają się” władzy. Opinie lekarzy są podzielone i niektórzy obawiają się skutków ubocznych takiego leczenia. Doktor Raoult stał się już jednak bohaterem, a ludzie domagają się upowszechnienia jego metody. Ich zdaniem rząd powstrzymywał testowanie chlorochiny, bo współpracuje z koncernami farmaceutycznymi. W końcu rząd ustąpił i przed szpitalem w Marsylii ustawiły się długie kolejki chętnych do przetestowania na nich chlorochiny.
Niezwykła popularność medykamentu, o którym mało kto wcześniej słyszał ma też skutki nieoczekiwane. W internecie pojawiły się masowe oszustwa z jego sprzedażą, a sława leku zawędrowała do francuskojęzycznej… Afryki.
Afryka liczy na Francję
Chlorochina stała się „przebojem” w Algierii i całej Afryce Zachodniej. Jest specyfikiem tak powszechnie poszukiwanym, że jego dystrybucją zajęli się nawet dotychczasowi handlarze narkotyków. Afryka, która jest słabo zabezpieczona przed koronawirusem czeka na cud, wynalezienie szczepionki lub właśnie pojawienie się szybko jakiegoś uniwersalnego medykamentu. W dodatku chlorochina jest tu znana od dziesięcioleci i przez lata służyła do walki z malarią.
Cudu na razie nie będzie. Trwają testy medyczne, a obiecujące wyniki pierwszych badań (u 83 proc. pacjentów po 7 dniach terapii i u 93 proc. pacjentów po 8 dobach terapii wymazy nie wykazały obecności wirusa), potwierdzają na razie, że jest to jednak tylko środek wspomagający leczenie.
Ludzie oczekują ochronnej tarczy przed koronawirusem jak najszybciej. Są gotowi czepiać się każdej nadziei. Niektórzy na wieść o tym, że osoby z grupą krwi zero są odporniejsze od tych z grupą krwi A, poszli sobie np. zrobić dodatkowe badania. Inni czekają na szczepionkę, ale o tej w Instytucie Pasteura we Francji mówi się jako o rzeczywistości „pierwszej połowy 2021 r.”.
Wieczny etatyzm Francji
Ciekawostką jest, że badania dra Raoulta spotkały się wcześniej z zainteresowaniem prezydenta Donalda Trumpa, a nad Sekwaną nadal je krytykowano i to nie zawsze w stylu wersalskim, czego dowodem jest Cohn-Bendit. Co prawda najtrudniej być prorokiem we własnym kraju, ale też w przypadku reagowania na nagłe zagrożenia USA sprawdzają się po prostu lepiej od etatystycznej Republiki…
Bogdan Dobosz
Polecamy także nasz e-tygodnik.
Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.