Wielu polityków i publicystów w Polsce broni inscenizacji przedstawionej w Paryżu na otwarcie igrzysk olimpijskich. Najwyraźniej zakompleksieni boją się, by nie zostać zaliczonymi do „ciemnogrodu”. W kraju, gdzie homoseksualistą jest zarówno premier, jak i reżyser olimpijskiego spektaklu, promocja ideologii LGBT specjalnie nie dziwi. Jednak bezkrytyczne przyjmowanie „iluminacji” płynącej niezbyt czystą Sekwaną z „miasta świateł”, świadczy tylko o tym, że nasi rodzimi komentatorzy w swoim kosmopolityzmie zupełnie się pogubili.
Tomasz Lis, który wzbudza swoimi wypowiedziami coraz większe zdziwienie, pisze na „X”,: „kilkadziesiąt godzin po otwarciu igrzysk bardzo wzmocnił[ się] stereotyp katolika kretyna, który niczego nie rozumie, za to wszystkim się oburza, i generalnie żyje od oburzenia do oburzenia. Oczywiście nie wszyscy katolicy to katokretyni, ale właśnie ci ostatni są najbardziej donośni”.
Dominika Wielowieyska odnosi się do zawieszenia w TVP za kilka słów prawdy Przemysława Babiarza, ale zamiast dziennikarskiej solidarności, stwierdza, że to „nie są jego poglądy, lecz niekompetencja”. Niejaki Robert Maślak (podobno biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego i zwolennik „świeckiego państwa” oraz „praw zwierząt”) stwierdza, że jego zdaniem „to było najlepsze otwarcie letnich igrzysk olimpijskich”, jakie widział. „Świetne nawiązania do kodów kulturowych naszej cywilizacji – ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci czy kultu Dionizosa i historii Francji i świata. Obecność mniejszości – osób lgbtq, różnych kultur, osób z niepełnosprawnościami. Super inscenizacje z udziałem drag queens, elementy teatru ulicznego i musicalu. Kapitalne efekty wizualne” – zachwala. Senator PO Szejnfeld rzuca w TV: „Ogółowi się podobało i mnie się podobało!”. Politycy lewicy są wręcz zachwyceni; to tylko kilka pierwszych przykładów z brzegu po otwarciu portalu „X”.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem głosy oburzenia to nie jakiś „polski zaścianek”. Identyczne echa rozbrzmiewają np. w samej Francji. Dał temu wyraz choćby Alain Finkielkraut, francuski filozof, syn pary polskich Żydów, autor chętnie publikowany w „Gazecie Wyborczej”, bliski ruchowi lewicowemu związanemu z majem 1968. Finkielkraut, kawaler Orderu Legii Honorowej i jeden z 40 członków Akademii Francuskiej, to republikanin i syjonista, który jednak z wiekiem stał się nieco bardziej konserwatywny.
W „Le Figaro” stwierdził, że „podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich francuski geniusz rzucał się w oczy swoją… nieobecnością”. Dodał, że był to „groteskowy spektakl, który od drag queens (…) po ścięcie Marii Antoniny, obnażył wszystkie stereotypy”. Finkielkraut nie zobaczył „wielkiego spektaklu, ale obsceniczną i konformistyczną inscenizację”. Dodał, że jest „pod ogromnym wrażeniem ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich”, bo sądził, że nikomu nie uda się zrobić czegoś „bardziej obscenicznego i bardziej konformistycznego zarazem niż Festiwal Eurowizji”. „Myliłem się, Francja dokonała niemożliwego”, podsumował.
W mediach pojawiały się wymowne tytuły: „kicz”, „katastrofa”… W „Le Figaro” napisano, że nawet „w chwili celebrowania swojej dumy i swojej historii Francja nie mogła powstrzymać się od zaczerpnięcia ducha prowokacji i niezgody ze swoich rewolucyjnych wnętrzności”, a „ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich uczciła wszystko… z wyjątkiem samej Francji”. Jednak już „L’Équipe” dało tytuł „Imagine”, „Le Monde” – „Magia”, a lewicowe „Libération” pisało o „wspaniałej ceremonii, która złamała wszelkie kody”.
Angielska gazeta „The Guardian” pisała o „kiczowatym spektaklu” i „chaotycznym przedstawieniu”. „Daily Mail” o „katastrofalnej ceremonii”. Brytyjskie media przypomniały także kontrowersje wokół parodii „Ostatniej Wieczerzy”. Podobne podziały, trochę według kolorów politycznych mediów, panowały też w innych krajach.
W samej Francji kpiny z chrześcijaństwa, propaganda LGBT i rewolucyjne sceny z odciętą głową królowej Marii Antoniny zszokowały także niektórych sportowców. Gwiazda MMA Benoît Saint-Denis mówił, że był zszokowany „upokorzeniem chrześcijaństwa podczas ceremonii otwarcia”. Dodał, że ubodło to głęboko jego wiarę.
Krytyczne głosy pojawiły się w świecie polityki. Od eurodeputowanej Marion Maréchal, po polityka skrajnej lewicy, lidera Zbuntowanej Francji – Jean-Luca Melenchona. Nawet temu politykowi nie spodobały się „kpiny z Ostatniej Wieczerzy” i sceny dotyczące Marii Antoniny. „Jaki jest sens narażania się na ranienie osób wierzących? Nawet jeśli jesteśmy antyklerykałami!” pytał na swoim blogu.
Burza trwała także we francuskojęzycznym internecie: „Dezintegracja moralności osiągnęła wczoraj wieczorem poziom nigdy wcześniej nieosiągalny w naszym kraju”, „zdeprawowane elity”, „radość trwała bardzo krótko. Mogliśmy jedynie ze zdumieniem i zamętem ustępując miejsca złości, obserwować z jakim talentem ci fałszerze narzucili swoje dekadenckie narracje w imię obrzydliwych uprzedzeń ideologicznych i reprezentowali tylko siebie, a nie wszystkich Francuzów”; „Czy Paryż jako źródło przyjemności i amoralności ma być prostytutką bezwstydnie ofiarującą się światu?”; „Co możemy powiedzieć o tej wieczerzy małpowanej przez transwestytów i innych transseksualistów, narzucającej widzom (a zwłaszcza dzieciom) swoją przewrotność, zapraszającej uczestników do bachusowego korowodu zmierzającego do drugiego kręgu piekła Dantego”.
Było o „mdłościach”, „smutku”, „niegodziwości wobec katolików”, „wstydzie”, „schlebianiu gustom zdeprawowanych ludzi ze stolicy”, „zamknięciu epoki wiecznej Francji, matki sztuki i praw, najstarszej córki Kościoła”.
Liczba „obrońców” tego spektaklu w Polsce może prowokować do pytania o to, czy naprawdę jesteśmy „pawiem i papugą narodów”?
Bogdan Dobosz