Francja wyraziła „poważnie zaniepokojenie” nadużyciami żołnierzy Mali, którym w pacyfikacji kraju „towarzyszą rosyjscy najemnicy”. Przypomnijmy, że chodzi o region tradycyjnych wpływów Paryża. Ten zaś zawiesił w obliczu obecnych w tym kraju antyfrancuskich nastrojów skierowaną przeciw dżihadystom operację „Barkhane” na Sahelu.
Junta wojskowa Mali ściągnęła sobie „posiłki” z Rosji w postaci Grupy Wagnera. Teraz Francja wezwała do „szybkiego wszczęcia krajowych i międzynarodowych dochodzeń” dotyczących dokonujących się w tym kraju „nadużyć”. Taki komunikat 4 kwietnia wysłał MSZ.
Wesprzyj nas już teraz!
W informacji Quai d’Orsay, można przeczytać, że Francja jest „zaniepokojona doniesieniami o masowych nadużyciach w wiosce Moura przez żołnierzy malijskich sił zbrojnych w towarzystwie rosyjskich najemników z grupy Wagnera. Dokonane tam egzekucje przyniosły śmierć setek cywilów”. Warto zauważyć, że wspomniana tu akcja miała miejsce 1 kwietnia, a reakcja MSZ pojawiła się trzy dni później, czyli równocześnie z potępieniem rosyjskich zbrodni w ukraińskiej Buczy.
W pierwszym dniu miesiąca armia malijska poinformowała o wyeliminowaniu „203 bojowników” z „uzbrojonych grup terrorystycznych” podczas operacji przeprowadzonej na obszarze Sahelu w środkowym Mali. Doszło do tego pomiędzy 23 a 31 marca. Według mediów nie była to jednak akcja czysto wojskowa, ale atak na ludność cywilną.
Rywalizacja z Rosją przenosi się także do Afryki. Wśród tamtejszych krajów, które w wojnie Rosji z Ukrainą biorą stronę agresora, odnajdujemy kilka – od RPA, przez Erytreę, po m.in. Republikę Środkowoafrykańską i Mali – byłych kolonii francuskich, obecnie zwaśnionych z dawną metropolią. Obydwie znalazły sobie wsparcie. Francuskie media piszą wprost, że Republika Środkowoafrykańska stała się „protektoratem rosyjskich oddziałów paramilitarnych Wagnera”.
Grupa przybyła do Bangi w 2018 roku. 29 listopada 2021 r. na jednej z głównych arterii stolicy, przy uniwersytecie, stanął nawet socrealistyczny pomnik „Przyjaźni”. Przedstawia uwiecznione w brązie sylwetki czterech żołnierzy – dwóch Rosjan i dwóch wojaków środkowoafrykańskich, którzy osłaniają kobietę i jej dwoje dzieci. Pomnik odsłaniał sam prezydent Faustin-Archange Touadéra. Grupa Wagnera działa w RŚA pod płaszczykiem tajemniczej firmy Sewa Securities. Jewgienij Wiktorowicz Prigożym, oligarcha finansujący oddział, jest tu uważany niemal za „wicekróla”.
Kolejnym krajem, który pozbył się wpływów Paryża korzystając z parasola Rosjan jest właśnie Mali. Już z okazji 60. rocznicy odzyskania niepodległości we wrześniu 2020 r. miejscowi demonstrowali tam wrogość wobec Francji i poparcie dla Putina, wymachując na paradzie flagami Rosji. Francja ostatecznie zdecydowała się zawiesić prowadzoną pod kryptonimem Barkahne operację zwalczania dżihadystów na Sahelu. „Wagnerowcy” mają mniejsze skrupuły i nic dziwnego, że Bamako „odnosi sukcesy” w zwalczaniu „terrorystów”.
Afryka Środkowa i Mali entuzjastycznie weszły w sferę wpływów Moskwy, ale wojna na Ukrainie i napięcie w stosunkach między Rosją a Zachodem, zmieniają reguły gry. Dotyczy to nie tylko gry dyplomatycznej, ale i militarnej. W ostatnich latach Rosja rozszerzała swoje wpływy w Afryce i po inwazji na Ukrainę oczekuje, że jej nowi sojusznicy będą ją wspierać lub przynajmniej zachować neutralność na forach międzynarodowych, takich jak ONZ. To może być jednak dla nich nieopłacalne.
O ile w czasie pokoju, np. Paryż nie chciał się konfrontować z Moskwą w Afryce i akceptował jej rozpychanie się we frankofońskiej Afryce, teraz może utrzeć na tym terenie Rosjanom nosa. Wpływy dawnej metropolii kolonialnej są przecież nadal silne. O ile Zachód nie wyśle swoich żołnierzy na Ukrainę, na terytorium państw trzecich wszystko jest możliwe.
Obecność Rosji jest widoczna także w konflikcie w Libii, Sudanie, Etiopii, Erytrei bądź Mozambiku. Paramilitarne oddziały „pomagają” w walce z rebeliantami czy bojownikami dżihadu, a za tym idzie jednak także ekspansja polityczna i ekonomiczna, chociaż tutaj pozostają daleko w tyle np. za Chinami.
Ciekawostką jest, że Kenia, obecnie niestały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, bardzo wyraźnie wyraziła sprzeciw wobec agresji Rosji na Ukrainę. Już jednak Unia Afrykańska mówiła tylko o „zaniepokojeniu sytuacją” i nie krytykowała tak jednoznacznie Kremla. Republika Południowej Afryki, która ma z nim dobre relacje, delikatnie wezwała Moskwę do wycofania jej sił z Ukrainy. Z kolei prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Faustin-Archange Touadéra już wprost poparł decyzję Rosji o uznaniu ukraińskich regionów Doniecka i Ługańska za „niepodległe państwa”. Już po wybuchu wojny wiceszef sudańskiej junty Mohamed Hamdan Dagalo przyjmował z honorami delegację ludzi Putina i mówił o „zbliżeniu obu krajów”. Rosja złożyła też ofertę „pomocy” rządowi Burkina Faso.
Szczyt rosyjsko-afrykański w 2019 r. w Soczi zgromadził delegatów z ponad 50 krajów Czarnego Lądu, w tym 43 głowy państw. Władimir Putin zagrał tam historią wspierania przez Sowietów „ruchów wyzwoleńczych” i zapowiedział wzrost handlu oraz inwestycji. W odróżnieniu od ekspansji według modelu chińskiego, Moskwa zaczyna często od współpracy wojskowej, bo też jej możliwości ekonomiczne są mniejsze niż w przypadku Pekinu. Wojna na Ukrainie może stanowić rodzaj powrotu do czasów „zimnej wojny” i pewnego przesilenia, w którym nastąpi konieczność dokonywania wyborów przez kraje Afryki. To od zdecydowania i postawy Zachodu zależy, czy „obóz rosyjski” na tym kontynencie zostanie uszczuplony.
Bogdan Dobosz