23 listopada 2020

Bogna Białecka: Zdalna „nauka”

(Fotograf: Daniel Dmitriew/Archiwum: Forum)

Adaś jest szóstoklasistą. Sam w domu na „nauce zdalnej” nieźle się bawi. Sprawnie loguje się na lekcji zdalnej na Teamsach, w osobnym oknie ma włączoną playlistę ulubionych piosenek. Poza tym gra w „Among us”, droczy się na osobnym kanale Teamsów z kolegami. Gdy skończą się lekcje, gra w GTA. Zadania pisemne w ćwiczeniach zwykle zostawia na moment, gdy rodzice wracają do domu, tak, że widzą synka grzecznie odrabiającego lekcje. Sielanka. To, czego jeszcze nie widzą to jego noc. Na zmianę TikTok, gry, youtube, pisanie z osobami przypadkowo poznanymi w Internecie. 4-5 godzin snu. Czy to naprawdę typowe? Owszem.

 

Podstawowym efektem  tzw. „zdalnej nauki” jest przebodźcowienie mózgów naszych dzieci, konkurującymi ze sobą bodźcami elektronicznymi. Jeżeli nawet do tej pory rodzice limitowali czas przed ekranem, od kilku tygodni dzieci spędzają znów średnio 9 godzin dziennie korzystając z urządzeń elektronicznych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Skąd o tym wiemy? W maju 2020 r moja fundacja (FEZiP) przeprowadziła badania wśród nastolatków, które pokazały, że wyrabiali oni dziennie etat w sieci (z nadgodzinami). (http://etatwsieci.pl/) Nie ma powodu przypuszczać, że w tej chwili wygląda to inaczej.  Rezultat? Znużenie, zaburzenia zdolności koncentracji uwagi, zaburzenia snu, zmniejszona odporność, zwiększona depresyjność.  Inny skutek to porażająco niskie wyniki w nauce, czego dowiodły zarówno testy ósmoklasisty, matury jak i sprawdziany wiedzy  przeprowadzone przez większość nauczycieli na początku roku szkolnego.

 

Dlaczego tak się dzieje?

Z jednej strony nastolatki pozbawione możliwości budowania normalnych więzi rówieśniczych szukają ich namiastek w Internecie. Tyle, że to nie są normalne rozmowy, konflikty i wspólne robienie różnych rzeczy. Wiele z konwersacji jest pozbawionych treści, część polega na wzajemnym obrzucaniu się inwektywami i ucieczce, gdy robi się przykro. Tyle jeśli chodzi o budowanie relacji rówieśniczych.

 

Kolejny problem – brak konkurencji wobec sieci. Siłownie, baseny, biblioteki, kina, teatry są pozamykane, a ewentualne spotkanie z kolegami możliwe jest dopiero wieczorem, a i tak nie ma dokąd pójść. Oznacza to, że większość nastolatków będzie szukała rozrywki i relaksu w Internecie, bo on staje się jedynym jej źródłem.

 

W ten sposób cale życie przenosi się online – kontakty towarzyskie, rozrywka, nauka. Mimo wszystko byłoby to połową problemu. Nagminne jest to, co opisałam na początku – próba robienia wszystkiego naraz.

 

Dzieci w krainie elektronicznych narkotyków

Już od kilku lat badania pokazują, że pokolenie urodzone po roku 2000 ma zdolność koncentracji uwagi na poziomie myszy, czyli praktycznie żadną. Powodem jest między innymi sposób korzystania z mediów elektronicznych opisany na początku. Szereg bodźców konkuruje ze sobą o uwagę – powiadomienia z aplikacji, mediów społecznościowych, gier, biedny nauczyciel próbujący przeprowadzić lekcję w czasie gdy klasowe łobuzy psocą się reszcie za pośrednictwem czatu czy innych mediów.

 

Oczywiście młodzieży wydaje się, że wszystko ogarniają. Utrzymują, że rozumieją wszystko z lekcji, a jednocześnie mają poczucie, że nie stracili czasu – łącząc lekcyjną nudę z bardziej ekscytującymi zajęciami. Nie kojarzą tego z problemami ze snem (wg naszych badań aż 51% nastolatków je ma), poczuciem znużenia, złym humorem, niezdolnością koncentracji uwagi itp.

 

Wydaje się zatem, że jako rodzice jesteśmy na przegranej pozycji, tym bardziej, że (jak to opisuje np. Tristan Harris, jeden z twórców filmu „dylemat społeczny” Tristan Harris: Lepsza technologia ochroni nas przed utratą czasu)  technologia sama w sobie nie jest neutralna, lecz ma wbudowane mechanizmy walczące o naszą uwagę, zniewalające nas. Tak naprawdę komputer i smartfon są bardziej jak dozowniki narkotyków, niż jak neutralne narzędzia typu książka czy podręcznik.

 

Rozwiązanie?

Oczywiście istnieje rozwiązanie najlepsze – zapewnienie dzieciom prawa do nauki, powrót do szkoły i rezygnacja z nauki zdalnej, jednak nie jest to decyzja od nas zależna.

 

Na razie podstawą wydaje się wyperswadowanie dzieciom wielozadaniowości oraz nakłonienie do rezygnacji z korzystania z ekranów w nocy. To drugie jest łatwiejsze niż się wydaje. Wystarczy wprowadzić i wyegzekwować regułę – zero elektroniki po godz. 21.00. (ewentualnie 21.30). W tym momencie zarówno laptopy, jak smartfony dzieci powinny znaleźć się w pokoju rodziców, tak by usunąć pokusę z zasięgu ręki.  Trudniej przekonać do zajmowania się jedną rzeczą naraz, ponieważ problem dotyczy czasu, gdy dzieci znajdują się poza kontrolą dorosłych.

 

Czy naprawdę jesteśmy wielozadaniowi? Można zaproponować dzieciom następujący eksperyment.

 

Potrzebna będzie kartka, długopis i stoper.

Na dużej kartce rysujemy dwie horyzontalne linie (poziome, długie).

Włączamy stoper.

Na górnej linii piszemy hasło: JESTEM WIELOZADANIOWY, a następnie na dolnej liczby kolejno od 1 do 20.

 

JESTEM WIELOZADANIOWY

__________________________________________

 

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20

__________________________________________

 

Po zakończeniu zadania sprawdzamy na stoperze ile czasu zajęło.

 

Zwykle zabiera to między 20 a 30 sekund.

 

W kolejnym podejściu piszemy to samo – ale na zmianę. A zatem pierwsza literka na górnej linijce, pierwsza cyfra na dolnej, potem druga literka u góry, druga cyfra na dole, aż do końca. Oczywiście znów mierzymy czas.  Zwykle zabiera to między 40 a 60 sekund, a poziom frustracji wzrasta.

 

J E

__________________________________________

 

 1 2

__________________________________________

 

Wniosek? Tak naprawdę gdy wykonujemy naraz kilka zadań angażujących ten sam obszar mózgu (np. słuchanie nauczyciela, tekstu piosenki i pisanie z kolegami) robimy to przerzucając uwagę między zadaniami. Za każdym „przerzutem” tracimy czas na przestawienie się z jednego zadania na drugie. W rezultacie tracimy sporo czasu, jesteśmy bardziej napięci i zmęczeni całą procedurą. Ktoś może mieć nawet poczucie satysfakcji, że tyle rzeczy zrobił „naraz”, ale gdyby robił je po kolei, okazałoby się, że zrobił je szybciej i dokładniej.

 

Stąd – lepiej planować sobie robienie rzeczy jedna po drugiej. Podczas lekcji – zająć się tylko lekcją i zadaniami. Pójdą szybciej, mniej pojawi się błędów. Po lekcji – można pogadać z kolegami, będzie można lepiej ich zrozumieć. A może nawet w jakiejś przerwie chwilę pograć – gdy człowiek skupi się tylko na grze, też osiągnie lepsze rezultaty i popełni mniej błędów.  Inna sprawa, że przerwy w lekcji warto poświęcić na odpoczynek dla oczu: popatrzeć w dal, na zieleń, na chmury czy za okno. To wszystko da się zrobić. Byle po kolei.

 

Jeżeli uda nam się przekonać nasze dzieci do stosowania tej jednej zasady – jedna rzecz naraz, już będziemy wygrani. Dlatego nie należy się poddawać. Eksperyment opisany powyżej robi duże wrażenie i skłania do myślenia, dlatego warto go wykorzystać.

 

Bogna Białecka, psycholog

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij