Bogusław Wołoszański zabrał głos w sprawie tzw. złotego pociągu. Dlaczego milczał tak długo? „Doskonale wiem, jak bardzo dziennikarskie relacje mogą zniekształcać rzeczywistość, a one były jedynym źródłem wiedzy o rzekomym znalezisku. A w nich nic mi się nie składało” – pisze dziennikarz na swoim blogu.
„A skąd na Dolnym Śląsku sztaby złota? Z banku we Wrocławiu? Złoto przechowywano tylko w banku centralnym, a z Reichsbanku w Berlinie zostało wywiezione do kopalni w Merkers, gdzie znaleźli je żołnierze amerykańscy” – pisze Wołoszański.
Wesprzyj nas już teraz!
W jego opinii nikt w czasie wojny nie pozbywałby się dobrze uzbrojonego pojazdu. Gdyby podjął taką decyzje, byłby po prostu rozstrzelany.
„Nie słyszałem, żeby jakieś naukowe autorytety potwierdzały znalezienie pociągu, a wątpliwości – wiele” – zauważa dziennikarz.
Zdaniem Wołoszańskiego wątpliwości budzi też umiejscowienie pociągu: Wszystkie odnalezione po wojnie skarby ukrywano tak, aby w miarę łatwo je wydobyć. Tak było w Merkers, gdzie złoto i dzieła sztuki złożono w kopalnianej sztolni, a wejście zamurowano cegłami. Liczne skarby odnalezione na terenie Austrii spoczywały w skrytkach na zboczu góry. A wystarczało odgarnąć warstwę ziemi i ponieść drewnianą klapę. Kto by chował je do tunelu, wypełniał minami i zawalał tonami skał, których usunięcie wymagałoby wielotygodniowej pracy ciężkiego sprzętu? A jak najpierw rozbroić miny, żeby nie eksplodowały w łopacie koparki?
Jednak jak czytamy na blogu dziennikarza „tak naprawdę chciałbym bardzo, żeby ten pociąg istniał i żeby go odnaleziono. Byłoby to piękne znalezisko dla Muzeum Kolejnictwa, a samobieżne działa dla Muzeum Wojska Polskiego, czego obydwu muzeum z całego serca życzę”.
Źródło: woloszanski.com
luk