W setną rocznicę powstania białoruskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych państwowa wytwórnia Biełarusfilm planuje stworzyć wielki hit kinowy. „Ślad na wodzie” opowie o wydarzeniach z 1947 roku. Niestety produkcja nie będzie miała wiele wspólnego z prawdą historyczną, a polscy partyzanci zostaną przedstawieni jako najgorszy element.
Film oparty zostanie o powieść kryminalną autorstwa Nikołaja Iljinskiego wydaną pod dwoma tytułami. Jej pozytywnymi bohaterami są żołnierze NKWD, którzy walczą o ustabilizowanie sytuacji w zniszczonym wojną kraju z niemieckimi agentami i polskim podziemiem. Dla nas najbardziej interesujący jest obraz naszych partyzantów.
Wesprzyj nas już teraz!
Występujący w powieści partyzanci: „Ponury”, „Ragner” i „Kotwicz” zginęli w 1944 roku. Pierwszy w walce z Niemcami, dwaj pozostali z NKWD. Chociaż akcja książek Iljinskiego dzieje się w 1947 roku to nasi rodacy pojawiają się na ich kartach. Oczywiście w kontekście wybitnie negatywnym, jako gwałciciele, bandyci i awanturnicy.
Tego typu publikacje zaliczane są do literatury resortowej i idealnie pasują do polityki Aleksandra Łukaszenki. Rządzący od 22 lat prezydent lubuje się w sowieckiej historii i nie ma nic do wybielania „bohaterów” ZSRR. Coraz więcej młodych Białorusinów ulega propagandzie i wierzy, że w czasach Stalina w kraju sytuacja była dobra.
Wielkim fanem sowieckich służb siłowych jest szef MSW, gen. Ihar Szuniewicz. Szef resortu na defiladzie z okazji zakończenia II Wojny Światowej w 2015 roku wystąpił w mundurze NKWD.
Produkcja z okazji 100. lecia MSW Białorusi ma być wielkim hitem kinowym. Zagra w nim wielka gwiazda rosyjskiego kina, Jegor Konczałowski. Jego obecność na ekranach ma zapewnić sukces produkcji. Jako że kino białoruskie pozostaje pod wpływem rosyjskiego i jest w jego cieniu, zarobki Konczałowskiego będą 20 razy większe niż gaża dla reżysera.
O planach białoruskich władz i twórców kina poinformowała w Polsce jako pierwsza „Gazeta Wyborcza”. W artykule Andrzeja Poczobuta można wyczuć niezadowolenie z planów fałszowania historii przez naszych wschodnich sąsiadów. Niestety gdy w niemieckim filmie „Nasze matki, nasi ojcowie” Armia Krajowa była szkalowana, a obraz nazistów wybielany, liberalno-lewicowe medium nie protestowało. Niemcom wolno więcej? Czy może dotychczasowemu mainstreamowi nie wypada krytykować Zachodu?
Źródło: „Gazeta Wyborcza”
MWł