7 stycznia 2016

Bolesne cięcia. Uszczuplona subwencja na edukację domową wystarczy tylko na niezbędne egzaminy?

Decyzja Anny Zalewskiej, minister edukacji narodowej o 40-procentowym obcięciu subwencji przeznaczonej na edukację domową, ograniczy możliwości wspierania przez szkoły właściwego rozwoju dzieci. Edukatorzy ze wsparciem posłów klubu Kukiz’15 zaapelowali do premier Beaty Szydło o anulowanie złych decyzji i przewrócenie dotychczasowych kwot. Alternatywą może być też przekazanie spornej kwoty rodzicom, by to oni mogli zdecydować w jaki sposób chcą wesprzeć edukację dzieci.

 

Jak przypomniał Tomasz Jaskóła, poseł Kukiz’15 rozporządzenie MEN z 22 grudnia 2015 roku zlikwidowano aż 40 procent subwencji przeznaczonej na edukację domową. Z takiej formy kształcenia według różnych szacunków korzysta od 3,5 do 6,2 tys. dzieci. Poczynione cięcia spowodują, że dzieci kształcące się w domu zostaną pozbawione możliwości odbywania zajęć dodatkowych, bo pieniędzy wystarczy tylko na niezbędne egzaminy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dlatego posłowie Kukiz’15 zwrócili się z apelem do premier Beaty Szydło, by doprowadziła do wycofania się MEN ze swych decyzji, tak by subwencja na edukację domową pozostała na dotychczasowym poziomie. Innym rozwiązaniem może być też przekazanie zabranej kwoty do dyspozycji rodziców edukujących dzieci w domu, tak by mogli sami zdecydować w jaki sposób wesprzeć edukację swoich dzieci.

 

Za rodzicami, którzy wybrali edukację domową ujął się Artur Abramowicz, dyrektor szkoły, w której od 6 lat prowadzony jest segment edukacji domowej. W tym okresie liczba dzieci korzystających z tej formy edukacji przy szkole wzrosła z 3 do 300. Zdaniem Abramowicza, dokonane cięcie subwencji to nic innego jak dyskryminacja dzieci uczących się w domu.

 

– To są nasze dzieci i my musimy stanąć w ich obronie, by miały one szanse – nie mniejsze niż pozostałe dzieci – na to, by opanować niezbędną wiedzę, przygotować się do życia i kiedyś przełożyć tę wiedzę na umiejętności, tak by być pełnowartościowymi obywatelami tego kraju i stanowić o jego dobrej przyszłości – powiedział.

 

Jak dodał, państwo na edukację dzieci co roku przeznacza określone pieniądze zebrane od podatników. Część z tych środków trafia do szkół, które współpracują z rodzicami uczącymi dzieci w domu.

 

– To nie tylko organizowanie okresowych egzaminów, ale też zajęcia dodatkowe dla dzieci. Tymczasem właśnie ta pula została uszczuplona o ok. 40 proc. To oznacza, że dla dzieci uczących się w domu nie będzie dodatkowych zajęć, a tylko wymagane egzaminy. Te zajęcia dodatkowe, jakie stwarzamy dla dzieci z edukacji domowej, są kosztowne. W tej chwili, gdy odbiera się nam prawie połowę subwencji, umniejsza się szanse tych dzieci na to, by mogły się właściwie rozwijać, przyswajać wiedzę i korzystać z dobrodziejstw edukacji – wskazał Abramowicz.

 

Decyzja MEN jest dla edukatorów niezrozumiała. Jak wskazują, jeśli rzeczywiście cięcia nastąpiły na skutek stwierdzonych nieprawidłowości w wydawaniu publicznych pieniędzy, to należało wyjaśnić te wątpliwości, ale nie obcinać całą subwencję.

 

– Wszystkich wrzuca się do jednego worka. Nawet te szkoły, które podejrzewa się o nadużycia otrzymają subwencję tylko, że pomniejszoną. To niezrozumiałe. Są odpowiednie organa w kraju, które powinny rozliczać tego typu przypadki – mówił Abramowicz.

 

Decyzja MEN rodzi też określone problemy organizacyjne, bo rozporządzenie wydane w połowie roku szkolnego rujnuje plany szkół w zakresie zajęć dla dzieci z edukacji pozaszkolnej. Nagle od 1 stycznia br. zabraknie na ten cel pieniędzy.

 

– Są wynajęte zajęcia na basenie, różne zajęcia sportowe, są podpisane umowy z ośrodkiem spotu i   jeżeli nie otrzymamy tych należnych dzieciom środków, nie będę mógł jako dyrektor szkoły zorganizować dodatkowych zajęć – argumentował.

 

Na tym nie koniec, bo szkoła co miesiąc przygotowuje rodzicom materiały edukacyjne, które realizują z dziećmi w domu, a nauczyciele szkoły trzymają nad tym procesem pieczę.

 

– To wszystko są te zajęcia dodatkowe, których koszty ponosimy. W tym momencie będziemy mieli jedynie środki na to, by te dzieci przeegzaminować na koniec roku szkolnego. To poważny cios w te rodziny, które zdecydowały się na to, by wziąć kwestię edukacji dzieci w swoje ręce – dodał Abramowicz.

 

W jego ocenie, jest to forma dyskryminacji, bowiem edukacja domowa i tak kosztuje państwo mniej niż edukacja stacjonarna, a mimo to środki na ten cel obcięto.

 

– My nie domagamy się czegoś dodatkowego, ale tego co nam jest należne. A nawet mniej aniżeli dostają dzieci, które chodzą do szkół publicznych. Chcemy tylko tego co nam się należy jako edukatorom domowym i jako placówkom, które organizują tę edukację dla tych dzieci – dodał.

 

Po nagłośnieniu sprawy w mediach MEN wydało specjalny komunikat, w którym m.in. zapewniło o szacunku dla rodziców, którzy postawili na edukację domową. Jak wyjaśniono, dokonana korekta ma charakter przejściowy, a docelowe uregulowania nastąpią w kolejnych latach. Jak stwierdzono obecnie „środki naliczane w związku z edukacją domową, z całą pewnością przewyższają koszty realizacji obowiązkowych zadań szkoły wobec uczniów objętych edukacją domową”. MEN poinformowało również, że 11 stycznia minister Zalewska spotka się z przedstawicielami rodziców prowadzących edukację domową i będzie to okazja do wyjaśnienia wszelkich wątpliwości jakie zrodziło nowe rozporządzenie.

 

 

 

molik

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 305 995 zł cel: 300 000 zł
102%
wybierz kwotę:
Wspieram