Niewinne wycieczki do muzeów w istocie rzeczy przyczyniają się do utrwalania „kulturowych stereotypów” i „opresywnych idei”. Nie wierzą państwo? A taki właśnie jest chyba nowy paradygmat kulturoznawstwa, przynajmniej według niektórych autorek.
Kto nie wierzy, niech przeczyta esej autorstwa profesor Sary E. Bond. Uczona (zaryzykujmy to odważne określenie) wykładająca sztukę starożytną na uniwersytecie Iowa w opublikowanym niedawno artykule zatytułowanym „Dlaczego powinniśmy patrzeć na świat klasyczny w kolorze” zauważyła, że „zrównywanie białego marmuru z pięknem nie jest inherentną prawdą wszechświata. Jest niebezpiecznym konstruktem, który obecnie ciągle wpływa na idee głoszące supremację białych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Uwaga wszyscy wczasowicze mający zamiar w czasie kanikuły odwiedzać Uffizi, Luwr, czy Prado! Pamiętajcie, że „eksponowanie przez większość muzeów i podręczników historii sztuki białej skóry w odniesieniu do antycznych posągów i sarkofagów, ma głęboki wpływ na sposób postrzegania przez nas antycznego świata”, albowiem „służy wytworzeniu fałszywego pojęcia jednorodności – każdy był biały! – w odniesieniu do regionu śródziemnomorskiego”. A przecież, argumentuje dalej amerykańska pani profesor, oryginalnie większość rzeźb, które są teraz białe, były pomalowane na różne kolory.
Generalnie chodzi o spisek białych mężczyzn, którzy gdzieś w XVIII wieku stwierdzili, że ideałem piękna jest taki Apollo Belwederski, albo inne tego typu eksponaty „celebrujące biel”. Autorka wprost inkryminuje fatalną jej zdaniem pod tym względem rolę odegraną przez niemieckiego historyka sztuki Johanna Joachima Winckelmanna i jego pochodzącej z 1764 roku „Historii sztuki starożytnej”. Tymczasem prof. Bond podkreślając, że Apollo Belwederski był „rzymską marmurową kopią hellenistycznego oryginału z brązu”, każe nam domniemywać, że grecki opiekun sztuk i poezji był w gruncie rzeczy Murzynem, to jest Afroamerykaninem.
Dalej Bond mknie swoim torem myślenia do konkluzji, że dzieła takie jak historia autorstwa Winckelmanna pozostają w ścisłym związku z rozwojem ideologii rasistowskiej w dziewiętnastowiecznej i dwudziestowiecznej Europie i odegrały niemały wpływ na rozwój niemieckiego narodowego socjalizmu. „Także dzisiaj zbyt często nie potrafimy uznać i stawić czoła niewiarygodnemu ładunkowi rasizmu, który ukształtował idee uczonych, których cytujemy w zakresie starożytnej historii” – ostrzega Bond.
A przecież nie chodzi tylko o podręczniki akademickie. „W szczególności filmy i gry video utrwalają obraz klasycznego świata jako świata białych”. Taką niechlubną rolę, jak wskazuje w swoim artykule Bond, odgrywają takie filmy jak „Gladiator” czy „300”. Ten ostatni – przypomnijmy opowiadający historię bitwy pod Termopilami – zawiera według amerykańskiej pani profesor „ksenofobiczny obraz Persów”.
Wnioski? Potrzeba „zmiany narracji” (w dawnej mowie: wzmożenia cenzury i propagandy), polegającej na „rozmowach z twórcami filmów, pisaniu artykułów w mainstreamowych czasopismach, korekcie naszej akademickiej twórczości i podkreślaniu istnienia ogromnej palety kolorów skóry w regionie antycznego Morza Śródziemnego”.
Podziwiajcie więc Apolla Belwederskiego i Wenus z Milo póki czas! Zanim dojdzie do „zmiany narracji”. Bond już się szykuje.
Grzegorz Kucharczyk