Prawda pozostanie prawdą, nawet jeżeli wpiszemy ją do Kodeksu karnego i zaczniemy ścigać z całą siłą aparatu państwa.
Postawiony przed Piłatem Chrystus nie kluczył, nie bawił się w sofizmaty, nie grał na „przeczekanie”, licząc na sprzyjający głos opinii publicznej. Dawał świadectwo przeciwko wszystkim; demokratycznej większości podburzonego motłochu. Wyrywając sumienie z śmiertelnego, ale jakże wygodnego letargu, podważał „konsensus” scementowanego prawem nieświętego spokoju.
Próbowali już wszystkiego; dyskredytowali przed społeczeństwem (wystawiali Go na próbę), oskarżali o łamanie Prawa (czy można uzdrawiać w Szabat?), a nawet zarzucali współpracę z wrogiem (mocą złego ducha wyrzuca demony). A On tylko wykorzystywał ich wrogość ku nawróceniu serc i na chwałę Królestwa Bożego.
Wesprzyj nas już teraz!
Ostatecznie zapragnęli więc Go zamordować. By zagłuszyć nieznośny wyrzut sumienia, usprawiedliwili niecną intrygę szlachetnymi, patriotycznymi pobudkami. Warto, aby jeden człowiek zginął za naród (J 18, 14). I nawet kiedy Prawda okazała się mocniejsza od samej śmierci, zamiast zejść z drogi nieprawości, nie szczędzili środków by wypuścić „fake newsa”, który trwa do dnia dzisiejszego.
Od czasu Objawienia, sądowa farsa nad Prawdą powtarza się we wszystkich epokach historii świata. W Wittenberdze do drzwi katedry chciano przybić samego Boga. W gruzach Bastylii miał runąć Jego święty porządek. Dzisiaj, już nie pod bagnetem żądnego krwi tłumu, ale w zaciszu sądowych sal i ministerialnych gabinetów, chce się zabić prawdę o Jego umiłowanych dzieciach. Prawdę o tym, że „stworzył ich mężczyzną i kobietą”, „ukształtował w łonie matki” i powołał do Nieba, a nie „na pastwę bezecnych namiętności”.
Nie mogąc znieść jej krystalicznego głosu, chcą ją stłamsić, zadusić, a w końcu sprawić, by zniknął po niej wszelki ślad. Byle uśpić rozum i zatwardzić serce, zbrodnię nazwą „prawem kobiety”, a wezwanie do nawrócenia – „mową nienawiści”. W tym ostatnim jednak mają całkowitą rację. Umiłowanie prawdy wywołuje nienawiść. Nienawiść aż do śmierci.
Bóg właśnie dlatego nienawidzi, że kocha. Nienawidzi wszystkiego, co prowadzi nas jak najdalej od Jego miłości. Przedziwny paradoks bożej miłości tłumaczy św. Tomasz z Akwinu: podobnie jak pragnienie dobra realizuje się w miłości, tak sprzeciw wobec zła, realizuje się w nienawiści. Doktor Anielski idzie nawet dalej. Podkreśla, że nienawiść sama w sobie jest wynikiem miłości – „z niej się rodzi i wobec jej braku lub jej uchybieniu się sprzeciwia”.
Tak, będziemy nienawidzić. Będziemy nienawidzić wszystko co deprawuje, zniewala, sprowadza na manowce i za co przychodzi zapłacić śmiercią na wieki. I za to będą nienawidzić nas.
Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J, 18-20).
Piotr Relich