Biskup Athanasius Schneider, udzielając wywiadu Julianowi Kwasniewskiemu przy okazji konferencji poświęconej świętej liturgii, a odbywającej w Salem w stanie Oregon w USA przypomniał, że w miarę jak słabnie kult Najświętszej Eucharystii proporcjonalnie złe rzeczy dzieją się w świecie. Życie staje się „coraz bardziej okrutne”.
Hierarcha odniósł się do słów św. Piotra Juliana Eymarda, apostoła kultu eucharystycznego, który też szerzył orędzie Matki Bożej z La Salette. Powiedział on kiedyś: „Nie zapominajmy, że epoka rozkwita lub upada proporcjonalnie w stosunku do swojego nabożeństwa do Najświętszej Eucharystii. Jest to miara nabożeństwa tej epoki i jej wiary, jej miłości bliźniego i jej cnoty”. Biskup Schneider stwierdził, że ten cytat św. Piotra Juliana Eymarda jest „bardzo trafny i prawdziwy”. Jednocześnie przypomniał, że kult Najświętszej Eucharystii, która jest sercem całego życia Kościoła rozwinął się w XII, XIII wieku dzięki teologii św. Tomasza z Akwinu, aktywności św. Julianny z Liège, mistyczki, która zaangażowała się w ustanowienie specjalnego święta Najświętszej Eucharystii – Bożego Ciała. W świątyniach wystawiano Najświętszy Sakrament, organizowano procesje. Wszystko to przyczyniło się do rozbudzenia kultu i adorowania tej centralnej tajemnicy naszej wiary.
Wesprzyj nas już teraz!
– Możemy zauważyć, że praktyka publicznego kultu, głębszy kult Najświętszej Eucharystii, przyniósł naprawdę wiele owoców chrześcijańskiego życia w całym społeczeństwie – zaznaczył hierarcha. Dodał, że „kryzys protestantyzmu przyniósł atak na Eucharystię.” – W XVI wieku Kościół ponownie sformułował doktrynę o Eucharystii na Soborze Trydenckim. I wszyscy nowi święci, których Bóg powołał w XVI wieku, by chronić, bronić piękna i integralności wiary katolickiej przed innowatorami protestantyzmu, wszyscy oni byli „świętymi eucharystycznymi”- kontynuował. To właśnie w tych czasach „celebracja Mszy Świętej stała się jeszcze bardziej pobożna i głęboka. W czasach Soboru Trydenckiego było kilku świętych, którzy zaczęli szerzyć nabożeństwo Czterdziestu godzin – przypomniał biskup.
Jego zdaniem, kulminacją „głębszego życia eucharystycznego w Kościele” był wiek XIX, gdy św. Piotr Julian Eymard i inni święci promowali kult eucharystyczny. Dlatego widać wyraźnie, jak Sobór Trydencki był ważny i inspirujący, ukazując głębię teologii i liturgii Najświętszej Eucharystii. – Widzimy, że był to jeden z najbardziej płodnych czasów duchowych Kościoła: Eucharystia wytworzyła wielką gorliwość misyjną, od Soboru Trydenckiego do jej kulminacji w XIX wieku. I wiek XIX był jednym z największych przejawów pracy misyjnej Kościoła, ogólnoświatową ewangelizacją niechrześcijan i pogan. Wszystko to było związane z Najświętszą Eucharystią i publiczną manifestacją tego kultu – tłumaczył.
– Bóg błogosławił ludziom, którzy Go czcili. W hymnie św. Tomasza z Akwinu na Boże Ciało znajduje się zdanie: „sic nos tua, sicut te collimus”. Jest to w hymnie Sacris Solemniis w Boskim Oficjum na Boże Ciało. Przetłumaczyłbym to tak: „O Panie, nawiedzaj nas swoimi łaskami w takim stopniu, w jakim czcimy Cię w Eucharystii”. Kiedy wielbimy Cię, tak nawiedzasz nas swoimi łaskami. I to prawda! – zaznaczył.
Po Soborze Watykańskim II – według biskupa pomocniczego Astany – w „rzeczywistości nastąpiło osłabienie kultu Eucharystii, publicznej czci w liturgii eucharystycznej, obrządków, ceremonii, a także czystości i integralności doktryny. Wiązało się to z osłabieniem także zapału misyjnego i płodności życia duchowego we wspólnotach parafialnych”.
Jednak Duch Święty pobudził – pośród kryzysu posoborowego – nowy ruch eucharystyczny, ruch wieczystej adoracji, który stale się rozwija. Przykładem na to są kaplice wieczystej adoracji powstające w licznych parafiach, które nie były tak powszechne przed Soborem. – Moim zdaniem dzisiaj rozprzestrzenia się on bardziej we wspólnotach parafialnych. I to jest dla mnie znak, powolnej odnowy życia Kościoła – tłumaczył hierarcha, który ma nadzieję, że powolna odnowa w końcu dotknie również sposobu celebrowania samej Mszy Świętej i życia duchowego.
Biskup mówił także, że Msza Święta, jak i nabożeństwo różańcowe mają wnosić Słowo Boże do naszych serc, zarówno przez Pismo Święte, jak i przez Eucharystię. – Różaniec jest po prostu syntezą Ewangelii. Różaniec jest piękną syntezą całej tajemnicy Wcielenia, Odkupienia i dzieła Zbawienia. Msza Święta jest podsumowaniem dzieła Zbawienia. Chrystus stał się wcielony z jakiego powodu? Ofiarował się jako Baranek Boży i ofiarował się na Krzyżu, aby zbawić ludzkość, uwielbić Ojca. Oto co to oznacza. Kiedy odmawiamy różaniec, na którym możemy modlić się nawet podczas Mszy św., czynnie uczestniczymy w radosnych misteriach, skupionych wokół Wcielenia. A Msza Święta jest kontynuacją przyjścia Chrystusa we Wcieleniu pod osłoną świętego chleba i wina. A potem bolesne tajemnice, oczywiście, są specyficzną medytacją Mszy Świętej: pomagają nam kontemplować prawdziwą obecność Golgoty pod sakramentalną osłoną. A potem mamy część chwalebną: Chrystus obecny w świętej Hostii jest Zmartwychwstałym, uwielbionym, z Jego świetlistymi ranami. Tak więc mamy w modlitwie różańcowej naprawdę piękną syntezę całej Mszy. I dlatego w czasach starożytnych ci, którzy nie potrafili czytać, to znaczy chłopi i rzemieślnicy uczestniczyli we Mszy z różańcem. I często po Soborze kapłani kpili z tych ludzi, poniżali ich za odmawianie różańca. Ale to jest złe; to niesprawiedliwe – mówił. Hierarcha wyjaśnił, że oni mogli nawet głębiej uczestniczyć w Eucharystii, rozważając to, co się działo na ołtarzu z różańcem w ręku.
Biskup Schneider zachęca do odmawiania różańca nie tylko podczas Mszy Świętej. Wskazał również, że w naszych czasach wielu zakonników i świeckich kontynuuje odkrywanie bardziej starożytnych form kultu Wielkiego Tygodnia i Pięćdziesiątnicy.
Duchowny zapytany o to, czy istnieje dobry powód, by ponownie zbadać reformę brewiarzową Piusa X, odparł, że tak w istocie powinno się to zrobić. Stary rytuał Wielkiego Tygodnia, przed rokiem 1955 – już ta reforma była zasadniczo rewolucją, która nigdy nie zdarzyła się w całej historii Kościoła. – Nigdy nie było, powiedziałbym, znacznej, rewolucyjnej reformy. Papieże zawsze bardzo starannie przestrzegali tradycyjnej liturgii. I zmienili coś tylko wtedy, gdy było wyraźne nadużycie lub coś, co wkradło się z czasem, co nie było zdrowe. Ale nie nastąpiła istotna zmiana samego rytuału, nigdy. Czasami może istnieć skrócenie, gdy jest to uzasadnione, ale niezmienne; lub dodanie czegoś, co było znaczące. Był to jednak niewielki dodatek (…) Niestety, reforma z 1955 r. w swoich elementach i strukturze, wykazuje rewolucyjne zmiany, które nie są porównywalne z wcześniejszymi pięknymi obrzędami Wielkiego Tygodnia. Wprowadzone zmiany nie były konieczne – podkreślił hierarcha.
Biskup uznał nawet, że reforma brewiarza za Piusa X, w 1911 r. również była „reformą rewolucyjną”. Duchowny zastanawia się, jak to możliwe, że papież Pius X mógł aż tak „całkowicie” zmienić strukturę rozdziału psalmów, którą Kościół Rzymski zachowywał niemal nieodwołalnie od czasów papieża Grzegorza I, od VI wieku, a może nawet wcześniej. – Kościół Rzymski od tego czasu, zasadniczo, przez co najmniej 1300 lat, zawsze zachowywał kolejność psalmów w brewiarzu w ciągu tygodnia (…) Było to harmonijne i logiczne. Tymczasem, Pius X całkowicie, radykalnie zmienił cały porządek psalmów. Tak się nigdy wcześniej nie stało w Kościele Rzymskim. To dla mnie zagadka. Jak mógł dokonać takiej rewolucji? – pytał bp Schneider.
Duchowny wskazał, że być może przesłanką do tego była chęć odciążenia kapłanów, jednak można to było zrobić w sposób, który nie naruszałby zasadniczo porządku psalmów. W dodatku „reforma” dotknęła nie tylko kapłanów diecezjalnych, ale także zakonników i siostry zakonne, z wyjątkiem benedyktynów. Hierarcha ma nadzieję, że Kościół powróci do celebrowania Wielkiego Tygodnia w tradycyjny sposób, sprzed roku 1955. Biskup ma także nadzieję na powrót do brewiarza sprzed reformy z nieznacznymi jedynie modyfikacjami, które nie będą dotykać samej istoty. – Papieże muszą być świadomi, że nie są właścicielami liturgii i obrzędów, ale strażnikami i ich opiekunami. Jak powiedział Pius IX, gdy niektórzy biskupi poprosili go o wprowadzenie imienia św. Józefa do kanonu Mszy, odmówił. Odmówił wykonania tego – mimo że był już głębokim czcicielem św. Józefa. Odpowiedział biskupom: „Jestem tylko papieżem. Nie mogę tego zrobić”. Powinna to być postawa Kościoła wobec tego, co jest dla nas najświętsze, czyli świętej liturgii – zaznaczył.
Hierarcha podczas wywiadu zwrócił uwagę na kwestię indywidualnej odpowiedzialności biskupa wobec Kościoła powszechnego. Duchowny mówi, że zawsze, jak wypowiadał się o sprawach Kościoła, o jego problemach, nie wskazywał na konkretną diecezję, czy określonego biskupa, ponieważ to nie jest jego sprawa, lecz papieża. Zwracał jednak zawsze uwagę na ogólne prawdy Kościoła i ogólny kryzys, który dotyka prawie całego Kościoła oraz główne jego symptomy, które są widoczne w liturgii, Eucharystii, w małżeństwie, rodzinie. – Nie jest to kwestia jednej konkretnej diecezji. … Ale każdy biskup jest konsekrowany, a dzięki powołaniu go przez papieża, staje się także członkiem całej wspólnoty biskupiej. Tak więc Sobór Watykański II stwierdza, że każdy biskup musi również być świadomy i troszczyć się o stan wiary w całym Kościele. Nie może powiedzieć: „Posiadam jurysdykcję tutaj, nie interesuje mnie to, co dzieje się w całym Kościele. Będę cicho, nic nie powiem”. Myślę, że to nie jest poprawne. W czasach kryzysu, który dotyka niemal całego Kościoła, biskupi muszą podnieść głos ze względu na cały Kościół. To jest pomoc dla papieża. Oczywiście papież jest pierwszym odpowiedzialnym najwyższym pasterzem całej trzody Chrystusa, Kościoła, i musi bronić wiary oraz umacniać biskupów i kapłanów. Ale biskupi muszą pomagać mu w tym zadaniu, mówiąc o odwiecznych prawdach Kościoła i wyrażając pragnienie zdrowych reform. Jesteśmy wspólnotą, Kościołem. Nie jesteśmy biznesem, ale jesteśmy wspólnotą. Biskupi są odpowiedzialni za zdrowie całego Kościoła, szczególnie w czasach kryzysu. A teraz jesteśmy w kryzysie. I tylko osoba niewidoma – duchowo ślepa – może zaprzeczyć, że doświadczamy głębokiego zamieszania w Kościele, zamieszania doktrynalnego, liturgicznego i moralnego. A zatem, kiedy biskupi podnoszą głos, aby bronić prawdy, czynią, moim zdaniem, dobrze i pomagają w pewien sposób papieżowi oraz jego braciom w biskupstwie – wyjaśnił.
Jednocześnie bp Schneider ubolewał, że poprzez komunikaty episkopatów osłabiana jest indywidualna odpowiedzialność biskupów. Zaznaczył, że „konferencje biskupów nie są strukturami boskimi; są tylko strukturami ludzkimi”. Jest to „struktura administracyjna, biurokratyczna, która w pewien sposób ucisza, osłabia i paraliżuje głos oraz aktywność indywidualnego biskupa, który musi nauczać i mówić poprzez instytucję Bożą, jako pasterz swojej trzody i mieć odpowiedzialność”. Jego zdaniem, w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat nastąpiło wyraźne osłabienie tej odpowiedzialności, wskutek położenia większego nacisku na kolegialność i aktywność episkopatów. Mimo, że niektóre konferencje biskupów wykonały dobrą pracę, nie zmienia to faktu, że nastąpiło osłabienie obowiązku każdego biskupa boskiego nauczania, zarządzania i uświęcania. Dlatego duchowny uważa, że w przyszłości należy dokonać zmian w statucie pracy i metodologii episkopatów.
Hierarcha zapytany o to, na czym powinna skupić się katolicka młodzież, zaznaczył, że „najważniejszą rzeczą jest pogłębienie wiary, znajomość wiary katolickiej i jej apologetów”. Młody człowiek musi nie tylko głęboko wierzyć, ale potrafić bronić swojej wiary, ponieważ żyjemy w nowym pogańskim społeczeństwie, które nieustannie atakuje i kpi z wiary katolickiej. Tak więc „młodzi ludzie muszą być wykształceni, aby być odważnymi świadkami”, „prawdziwymi żołnierzami Chrystusa”, „być dumnymi z tego, że są katolikami”.
Inna duma jest zła. W dalszej kolejności młodzi ludzie powinni troszczyć się o to, by nie być konformistami w stylu tego nowego pogańskiego świata. Powinni zatem rozwijać cnotę czystości. Biskup Schneider podkreślił, że to jest szczególnie ważna rzecz. Pozwoli ona odróżnić nas jako prawdziwych chrześcijan od otaczającego, zdegradowanego, zseksualizowanego społeczeństwa.
Kobieta, czy mężczyzna pielęgnujący cnotę czystości nie muszą wtedy mówić za dużo. Ich życie promieniuje już mocą duchową, którą inni dostrzegają instynktownie. Młodzi ludzie, z pomocą łaski Bożej, dobrych kapłanów i dzięki właściwej formacji, muszą unikać wszystkich tych form degradacji, które są bardzo powszechne, takich jak pornografia i inne rzeczy, które nie pasują do kogoś, kto jest uczniem Chrystusa. – Musimy pamiętać, że kiedy poganie prześladowali chrześcijan w pierwszych wiekach byli zdumieni ich postawą. Mówili: „O, patrzcie, jak się kochają”. Nie było to częste dla samych pogan. Nienawidzili. Byli okrutni. Nasze obecne społeczeństwo staje się coraz bardziej okrutne i pełne nienawiści. Musimy więc docenić prawdziwą miłość (…), by współcześni nowi poganie powiedzieli: „O, patrzcie, jak oni są cnotliwi”. I tak jak w dawnych czasach wzajemna miłość chrześcijan prowadziła wielu pogan do Chrystusa, dzisiaj myślę, że czyste życie młodych katolików przyciągnie innych młodych do Chrystusa. A potem wszystko to, o czym wspomniałem, musi być połączone z modlitwą. Młodzi ludzie muszą ćwiczyć się w osobistej modlitwie (…) I zawsze muszą mieć swoją broń w kieszeni. To jest różaniec. To jest broń młodych – konstatował.
Źródło: onepeterfive.com,
AS