Czy jest coś takiego, jak „zbiorowe sumienie”? Bo zbiorowe potępienie grozi zwykle każdemu, kto chce wystąpić z jednogłośnego chóru i zaśpiewać własną pieśń własnym głosem. Po takim potępieniu tego kogoś następuje zwykle zbiorowe samousprawiedliwienie i samorozgrzeszenie. Po nich – głośne zbiorowe samoupewnianie się, że większość musi mieć rację, nawet, gdy się… myli.
*
Wesprzyj nas już teraz!
Marshall McLuhan opisywał kiedyś zjawisko „nakazu wzmożonego udziału i interaktywnego zaangażowania, który może się obrócić nawet w obłęd, w ekstatyczne współuczestnictwo”. Coś z tego pobrzmiewa w tej baśni.
*
„Diabeł nie śpi” – mówi przysłowie mądre i jakoś przegapiane. A czemu nie śpi? Bo sen spędza mu z jego czujnych ślepiów każde dobro, które gdzieś się dzieje i to, że temu dobru dobrze się dzieje. A nie powinno tak być – jego zdaniem – bo ziemia nie jest rajem.
Tak działo się w pewnym mieście, którego głową, sercem i sumieniem, był mądry i dobry burmistrz, ze swym radcą. Takich spotyka się wśród rządzących nader rzadko, tym większym więc byli oni skarbem dla miasta, gdzie w poszanowaniu była sprawiedliwość, uczciwość i rozwaga.
Widać było wyraźnie, że ludzie używali swoich sumień, bo przykład szedł z góry. A diabeł woli zawsze sumienia chore na śpiączkę, więc zwołał sabat swoich wiedźm i nakazał im skończyć tam z tym rajem na ziemi, co trwał już tam zbyt długo. Wiedźmy poprzebierały się za żebraczki i nocą nasypały do miejskich studni ziela – szalejem zwanego. Ludzie pijąc tę wodę, jakby rozum zaczęli tracić. Zło zaczęli nazywać dobrem, brzydotę – pięknem, podłość – cnotą, chorobę – zdrowiem, zwierzęcość – człowieczeństwem… Ba, zaczęli nawet tęsknić za piekłem, a lękać się nieba.
Jednak nikt tego nie dostrzegał, bo każdy pił tę samą zatrutą szalejem wodę. Jedynie burmistrz ze swym radcą pili wodę ze studni ukrytej w podziemiach kościoła. Poruszeni narastającym, zbiorowym obłędem, jak prorocy nawoływali wszystkich do opamiętania.
Wtedy mieszkańcy miasta zebrali się na głównym placu między kościołem i ratuszem, i ktoś ich przekonał, że burmistrz i radca oszaleli, więc trzeba ich albo pozbawić władzy, albo wypędzić lub zabić. Wtedy jedna z wiedźm podała się za wróżkę, druga za wyrocznię, trzecia za uzdrowicielkę. Namówiły tłum, by zmusił tamtych do napicia się tej wody, którą pili wszyscy. Kiedy to zrobiono, w przekonaniu, że przywrócono im zdrowie, zaczęły się coraz dziksze tańce i pijatyka. I nikt już nie zauważał tego zbiorowego szaleństwa, bo tym samym szalejem wszyscy byli upojeni, tak jak chciały wiedźmy i ich pan cierpiący na straszną bezsenność.
Burmistrz z radcą wieczorem jednak otrzeźwieli i uciekli w pobliskie góry. Każdej nocy jednak zakradali się do miasta i zabierali stamtąd dzieci, by poić je wodą z górskich źródeł. Za dziećmi powędrowały niektóre matki i ojcowie… Kiedy po wielu tygodniach wrócili do miasta, zastali tylko ruiny i rozplenione szczury.
*
Zdaniem pewnego poety od takiego obłędu ustrzec może usłyszenie głosu tych, co wołają wtedy: „Ludzie, co robicie?! Co my wyprawiamy?!”
I to jest głos sumienia, głos Boga, który raczej rzadko bywa głosem ludu, głosem większości i zbiorowego, hałaśliwego mniemania.
Br. Tadeusz Ruciński FSC