Jesteśmy dziećmi ulubionych opowieści i ich bohaterów…
*
Nie wiem, ile zawdzięczam korowodowi bohaterów książek, które bardziej od innych przeżywałem od dziecka. Z niektórych z nich nie pamiętam może już fabuły, szczegółów, ale zostały sylwetki bardziej czy mniej rzeczywiste, lecz wiele znaczące. To byli naprawdę bohaterowie: Sindbad, Sokole Oko, Nemeczek, Guliwer, Hobbit, Wierny Jan, Mały Książę, Pinokio, Wołodyjowski, Smuga, Staś Tarkowski…
Wesprzyj nas już teraz!
Trudno było jakoś wobec nich tchórzyć, zdradzać, łgać, chować się za innych. I dziwnie smutno mi się zrobiło, gdy zapytałem teraz kilkunastoletnich chłopców, jakich bohaterów podziwiają, to kilku z nich powiedziało, że oni nie chcą mieć takich bohaterów, bo są pacyfistami…
A dwóch z nich za ideał bohatera literackiego uważało… Kubusia Puchatka. I poczuli się dotknięci, gdy roześmiałem się z „bohaterstwa” misia o bardzo małym rozumku, myślącego tylko brzuszkiem o słodkim co-nie-co.
A przecież tamte moje baśnie czy opowieści opisywały zwykle trudne wędrówki tych, co walczyli ze smokami… swoich lęków. Co uwalniali serca od opętania kręceniem się tylko wokół siebie. Co poddawali próbie swoją cierpliwość, uważność, mądrość i wrażliwość na tych z których jakoby nie było żadnych korzyści… A przede wszystkim gotowi byli poświęcić życie nie tyle dla własnej fortuny, kariery, ale dla kogoś, komu byli wierni, na czyją miłość chcieli zasłużyć… I chcieli być godnymi królestwa, w którym panowali przede wszystkim…nad sobą.
*
Do grupy licealistów mających w pogardzie wszystkich „harcerzyków”, „żołnierzyków”, „donkiszocików”, przyszedł raz ktoś, kto znając świetnie historię Orląt Lwowskich i Cudu nad Wisłą, opowiadał o kilkunastoletnich dzieciakach, które tam walczyły, bo dla nich tam wtedy było coś świętszego od własnego bezpieczeństwa, interesu, wygody. Mówił o nich bez patosu czy rzewności, bardzo rzeczowo. Rysował postacie z imionami, nazwiskami, często zbyt krótkimi żywotami. Licealiści słuchali w coraz większej ciszy. A gdy opowiadający wezwał i nagle do apelu poległych i kazał stanąć na baczność, zerwali się wszyscy i w przejmującej ciszy słuchali tych imion z opowieści. Gdy tamten wyszedł, stali jeszcze zmieszani, a w końcu jeden z nich powiedział: „Głupio nam, bo oni wszyscy tu byli przed chwilą. I oni się nie bali, a my się zgrywamy na pacyfistów… ze strachu. Oni się chyba za nas wstydzą”.
*
Człowiek wyrasta wśród opowieści, wśród postaci, które tworzą jego tęsknoty, marzenia, dążenia. Wiele zależy od tego, w kogo się zapatrzy, kogo wybierze za wzór. Nic nie mam przeciw Kubusiowi Puchatkowi w przedszkolu, ale gdy po kolejnych wyborach w Polsce, mam wrażenie, że gatunek Kubusia myślącego brzuszkiem jednak przeważa, to robi mi się nieswojo, bo Polska wcale nie przypomina Stumilowego Lasu, z którego już dawno prawdziwy bohater tej książeczki, Krzyś, odszedł, by pozmagać się z życiem, jak mężczyzna, który wychował się na innych opowieściach.
Br Tadeusz Ruciński