Co najmniej 51 osób zginęło a 435 zostało rannych w poniedziałkowych starciach wojska ze zwolennikami obalonego prezydenta Mohammeda Mursiego w Kairze. Bractwo Muzułmańskie wezwało Egipcjan do powstania przeciwko armii i rządowi tymczasowemu. Tymczasowy prezydent Egiptu Adli Mansur chcąc uspokoić nastroje zadeklarował wczoraj, że wybory parlamentarne odbędą się za ok. pół roku, po opracowaniu poprawek do obecnej konstytucji i ich przyjęciu lub odrzuceniu w referendum.
Rzecznik armii Ahmed Ali poinformował, że wczoraj wczesnym rankiem uzbrojeni mężczyźni zaatakowali żołnierzy na terenie budynków koszar Gwardii Republikańskiej w północno-wschodniej części miasta. Podkreślił on, że siły zbrojne zawsze z wielką rozwagą podejmują działania, jednak w tym wypadku napastnicy przekroczyli „granice jej cierpliwości”. Podczas konferencji prasowej przedstawił on nagrania wideo, pokazujące cywilów strzelających z broni palnej oraz rzucających ładunki zapalające z pobliskiego meczetu i dachów okolicznych budynków.
Ali zapewnił, że siły bezpieczeństwa jedynie odpowiedziały ogniem na zagrożenie ze strony atakujących. W opublikowanym przez armię oświadczeniu napisano ponadto, że w wyniku ataku „zbrojnej grupy terrorystycznej” zginął jeden przedstawiciel sił bezpieczeństwa, zaś 40 odniosło poważnie rany. Poinformowano także o aresztowaniu 200 napastników uzbrojonych w broń palną i amunicję.
Całkiem inaczej krwawe wydarzenia opisuje Bractwo Muzułmańskie. Według jego rzecznika, Murada Alego, to właśnie wojsko otworzyło ogień do uczestników pokojowego protestu. Jedna z osób demonstrujących pod koszarami opowiadała, że oddziały wojska i policji ostrzelały demonstrantów podczas porannych modlitw z użyciem ostrej amunicji i obrzuciły ich gazem łzawiącym.
Wesprzyj nas już teraz!
Służby ratunkowe poinformowały, że 435 zostało rannych w trakcie ostatnich zajść w Egipice. W szpitalu w pobliżu meczetu Rabaa Adawia, gdzie od ubiegłej środy koczują islamiści, sale były wypełnione rannymi, zaś sanitariusze nie nadążali z ich przyjmowaniem. Od ubiegłej środy, kiedy armia odsunęła od władzy Mursiego, poniedziałek był najkrwawszym dniem protestów.
W ubiegłą środę, po fali wielomilionowych protestów wojsko odsunęło od władzy wybranego rok temu w powszechnych wyborach Mohammeda Mursiego. Dowództwo sił zbrojnych przekonuje, że zakończenie prezydentury polityka Bractwa Muzułmańskiego było wyegzekwowaniem woli narodu po tym, jak 30 czerwca miliony Egipcjan wyszło na ulice, oskarżając go o niedemokratyczne rządy i zawłaszczanie rewolucji z 2011 r.
Tymczasem Bractwo Muzułmańskie wezwało najpierw do masowych protestów w obronie obalonego polityka a wczoraj już do otwartego buntu. „Partia Wolności i Sprawiedliwości apeluje do wielkiego narodu egipskiego, by powstał przeciwko tym, którzy chcą skraść jego rewolucję za pomocą czołgów i opancerzonych pojazdów” – napisali w oświadczeniu liderzy islamskiego ugrupowania.
Poniedziałkowe zamieszki pogłębiły trwający od piątku pat w związku z wyznaczeniem premiera i członków rządu tymczasowego. Drugie co do wielkości ugrupowanie egipskich islamistów, konkurująca z Bractwem Muzułmańskim partia Nur, która początkowo poparła akcję wojska, poinformowała, że z powodu trwającego impasu oraz na znak protestu wobec „masakry w koszarach Gwardii Republikańskiej” wycofuje się z negocjacji w sprawie utworzenia rządu przejściowego.
Polityczny impas oraz trwająca od ubiegłego piątku eskalacja konfliktu stanowi bardzo duże zagrożenie dla bezpieczeństwa tego najludniejszego państwa arabskiego, co niesie ogromne ryzyko dalszego pogłębiania się wrogości między ludźmi po obu stronach politycznego podziału oraz pogłębiania się kryzysu gospodarczego. Sytuacją zaniepokojona jest armia, która uważa, że w czasie gwałtownych wstrząsów i stagnacji gospodarczej kraj nie może sobie pozwolić na długą polityczną próżnię.
Z powagi sytuacji doskonale zdają sobie sprawę liderzy polityczni i religijni. Po wczorajszych starciach do zaprzestania rozlewu krwi wezwał wielki imam kairskiego meczetu Al-Azhar, szejk Ahmed al-Tajeb. Zaapelował on o utworzenie „w ciągu maksymalnie dwóch dni komisji pojednania narodowego”. Starcia pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami obalonego prezydenta Mursiego potępił też lider liberalnej opozycji Mohammed El Baradei, podkreślając, że Egipt „desperacko potrzebuje” pojednania. Zaapelował on też o „przejrzyste i niezależne” śledztwo w sprawie starć przed siedzibą Gwardii Republikańskiej w Kairze.
Z kolei tymczasowy prezydent Egiptu Adli Mansur zaapelował do protestujących, by nie zbliżali się do obiektów wojskowych i innych „istotnych placówek” państwowych. Według państwowej agencji MENA powołał on też do życia specjalną komisję, która ma zbadać poniedziałkowe zajścia. Późnym wieczorem ogłosił, że wybory parlamentarne odbędą się dwa miesiące po referendum ws. nowelizacji konstytucji, które ma odbyć się w ciągu 4-5 miesięcy, co oznacza, że odbyły by się one najprawdopodobniej w połowie lub końcu lutego przyszłego roku.
Panująca w Egipcie sytuacja budzi duży niepokój za granicą. Poniedziałkowy rozlew krwi potępiły Iran i Turcja oraz wywodzący się z Bractwa Muzułmańskiego palestyński Hamas. Ostatnia eskalacja przemocy niepokoi też USA, które jednak poinformowały, że na razie nie planują zmiany programu pomocowego dla Egiptu. Jednocześnie Departament Stanu wezwał egipskie siły zbrojne do „maksymalnej powściągliwości”, a demonstrantów do „pokojowych protestów”. – Zdecydowanie potępiamy jakąkolwiek przemoc oraz nawoływanie do niej – powiedziała rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki.
Krzysztof Warecki