Gdy mroczne nawiedzą nas dzieje,
Ktoś z nieba przynosi nadzieję…
Grozą wiało po miastach i wioskach Królestwa Polskiego od słowa „Tatarzy”. Bo to, jak się pojawiali, jak najeżdżali, mordowali, grabili, pustoszyli, puszczali z dymem nie tylko miasta, wsie, ale i łany zbóż, wycinając nawet sady, budziło wręcz w ludziach zabobonny lęk. A nade wszystko to, że wybijając dzieci i starców, brali oni w jasyr dziesiątki tysięcy mężczyzn i kobiet, aby sprzedawać ich w niewolę na rynkach wielkiej Azji. Nad losem tych można było tylko zapłakać, ale tym bardziej lękać się podobnego, gdy szła po kraju wieść: „Idzie horda! Z piekła rodem Tatarzy!” Bo zrównywano ich z diabłami z piekła, czyli z Tartaru. A jak pisze Jan Długosz, mieli oni sprośne pogańskie wierzenia, a jedna z największych ich flag miała ogromną literę X, a na końcu drzewca wyobrażenie czarnej, wstrętnej głowy z brodą, zionącej smrodem nie do zniesienia. Było wśród nich też wielu muzułmanów, bo ich okrzyk bojowy był wzywaniem Allacha (Ałla!)
Wesprzyj nas już teraz!
Był to już drugi tatarski najazd na polskie ziemie, a lubelska ziemia spustoszona była najbardziej, zwłaszcza miasto Lublin. Spod niego barbarzyńskie zagony ruszyły pod Wąwolnicę, gdzie po drodze starły się z wojskami polskimi i odrzuciły je nieco. Wozy pełne złupionych dóbr wszelkich zaciągnęli do wioski Kębło, a z nimi parę setek, jeśli nie tysięcy ludzi, wziętych w jasyr i przeznaczonych na niewolników wielkiego chana.
Ażeby pognębić bardziej dusze spętanych, wyciągnęli spośród łupów (inni mówią, że z miejscowej kaplicy) figurkę Matki Bożej z lipowego drewna, postawili ją na głazie i zaczęli szydzić z niej i lżyć ją po swojemu, wiedząc, jak w wielkiej czci u Polaków jest Maryja.
Bezradny i rozpaczliwy szloch poszedł po tłumie spętanych nieszczęśników. Opuszczeni przez wojska, czyżby i opuszczeni byli przez Boga? I tylko mroczna przyszłość przed nimi być miała? I wtedy nagle figurka rozjarzyła się nieziemskim światłem i uniosła się w górę nad rosnącą nieopodal lipę. Sprośne wrzaski pogan zamilkły, jakby ucięte mieczem, ale zaraz rozległy się ich krzyki przerażania. Porwali się do bezładnej ucieczki, wpadając na siebie, wrzeszcząc i tratując. Zostawili setki wozów i tych wziętych w jasyr, a wpadli wprost pod miecze idącemu z odsieczą dziedzicowi Wąwolnicy. To nie była już bitwa, lecz bezlitosny pogrom w świetle wciąż jaśniejącej figurki Maryi z Dzieciątkiem Jezus. Po pogromie figurka znów spoczęła na głazie, a zrzucający pęta ludzie padli na klęczki w uwielbieniu i dziękczynieniu za łaskę uwolnienia i zwycięstwa. Tak to mniej więcej opisano w kronice parafialnej i nikt tego przez wieki nie podważył, a wieść o tym rozeszła się, ale nie tak, by weszła w dzieje Polski.
Dalsze dzieje figurki są historyczne, ale i dość zagadkowe. Piszą bowiem, że mnisi benedyktyni widząc, jak w Kęble coraz więcej miejscowych ludzi i pielgrzymów czci figurkę w dość ubogiej kapliczce, a i cudów coraz więcej tam się wydarza, zaproponowali przeniesienie jej do Wąwolnicy do jakoby bardziej godnego kościoła.
Jednak według przekazów figurka w tajemniczy sposób wracała ileś tam razy. Niepojęte to było i na pewno ludzką ręką nie czynione. Co i raz jednak ponawiano uroczyste jej przeniesienia, aż w 1700 roku dokonano tego tak, że figurka, przystrojona w sukienkę, już w sanktuarium Wąwolnicy pozostała, a w Kęble jedynie kapliczka, jakby pamiątka po cudzie i pogromie pohańców.
Jednak gdy parędziesiąt lat temu figurkę poddano badaniom, odkryto, że obecna nie mogła być tamtą, cudowną, bo jest przynajmniej o trzysta lat od niej młodsza. Któż więc i czemu zamienił figury? I co się stało z tą cudowną, skoro nikt o tym słowa nie odnotował?
Mówi się, że liczne cuda nie podobały się odszczepieńcom i innowiercom, i to oni wpłynęli czy to na króla, czy kogoś innego, aby pozbawić figurkę niebiańskiej mocy, a jednocześnie nie niepokoić wyznawców i czcicieli.
Cuda jednak nie ustały i trwają do dziś, choć zagadkowe jest jakieś milczenie o nich, jak i o tamtym cudzie w 1278 roku Pańskiego. Dlaczego taki Boży znak, jak jasna, cudowna latarnia w naszych dziejach, jest jakoś przysłaniany i nie dość opowiadany i sławiony? Może historię Polski trzeba napisać jeszcze raz i nie przemilczeć w niej tego, co dłoń Bożej Opatrzności w niej wielokroć zdziałała poprzez postać Maryi, jakoś szczególnie w niej obecnej?
Brat Tadeusz Ruciński FSC