13 lipca 2016

Bratobójcza wojna zabiła przyszłość Rzeczypospolitej

(Józef Brandt, „Bogurodzica”, 1909, wł. Muzeum Narodowego we Wrocławiu, fot. Arkadiusz Podstawka, wystawa „Józef Brandt (1841-1915)”, 2015 (źródło: materiały organizatora))

13 lipca 1666 roku utonęła w bagnach Noteci przyszłość Rzeczypospolitej. W ówczesnej Europie widziano wprawdzie wiele podobnych wydarzeń i Polska pod tym względem nie odstawała od innych. Tylko że Polak nie wyciągnął z tej lekcji wniosków: „Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.

 

Tego lata przypada okrągła, 350 rocznica bratobójczej bitwy, o której opowiemy przede wszystkim słowami sarmackiego wieszcza, Wespazjana Kochowskiego:

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dnia 13 lipca [1666 roku] pod wsią Mątwami, niedaleko Inowrocławia nad rzeką błotnistą, Noteć nazwaną, ruszyło się wojsko królewskie spod Wilczyna do Inowrocławia, z trzema pułkami konnego wojska polskiego. [Kochowski, Annales, tu i dalej wg wydania przekładu polskiego z 1849 roku]

 

Król Jan Kazimierz ruszał wojsko przeciwko zbuntowanym obywatelom, tym samym, którzy kilkanaście lat wcześniej dali mu koronę. Od tamtego czasu panował „na koniu nie na tronie, nie tak maiestate jak calamitate otoczony” (jak pięknie piszą Nowe Ateny). Kiedy szczęśliwie odprawił już wojny z Kozakami, Szwedami i Moskwą, kiedy armia polska znów doszła do świetnego stanu – monarcha zapragnął reform, aby zapewnić Rzeczypospolitej dobrą pozycję w Europie. A że nie miał syna, sam postanowił wybrać następcę, w drodze elekcji vivente rege, czyli za swego życia. Wskazał też kandydata:  francuskiego księcia Ludwika de Condé.

 

To jednak oznaczało pogwałcenie reguł uznanych przez szlachecki naród za nienaruszalne. Toteż król i jego francuska małżonka – Ludwika Maria Gonzaga – postanowili uciec się do intryg i przekupstwa. Opinia publiczna poczuła się zlekceważona i znieważona, a kiedy jej ulubieniec, główny przeciwnik elekcji vivente rege, marszałek i hetman Jerzy Lubomirski, został pozbawiony urzędów i skazany na banicję – doszło do rokoszu. Uczestniczyły w nim zbuntowane wojska koronne i pospolite ruszenie wielu województw pod wodzą wspomnianego Jerzego Lubomirskiego, w którego usta Wespazjan Kochowski włożył piękną deklarację (sam się pod nią oburącz podpisuję):

 

Tej, w której żyję, pieszczonej wolności,

Winienem bronić i strzec z wszelkiej siły,

Choćby otchłani, choćby wysokości

Wraz się na moją głowę obaliły.

Chyba że stany koronne w jedności

Wszytkie się na to według praw zgodziły,

To i ja z niemi. Ale gdy ci nie chcą,

Darmo Kondego [=księcia de Condé] próżne myśli łechcą.

[Kochowski, Kamień świadectwa]

 

Król ruszył zatem na buntowników, ale z początku żadna ze stron nie dążyła do starcia, licząc na polubowne zakończenie sporu. Owa, jak pisał Jan Sobieski, „włóczęga, nie wojna”, zawiodła ich na Kujawy, pod wieś Mątwy. Jedni i drudzy tłumaczyli potem, że szczerze pragnęli negocjacji. Kiedy jednak wojsko królewskie niespodziewanie zbliżyło się do rokoszan, w ich obozie „stał się rozruch wielki” i jeden z oddziałów

 

[…] uderzył na prawe skrzydło królewskich i zaraz one zmieszał. Poczęły się oponować inne szyki królewskie w sukurs przybyłe, następując jeden po drugim. Zwarli się z obu stron żwawie i odważnie jeden z drugim i chorągiew z chorągwią, certowali wzrącz [sic!], nie żałując ognia i broni. Półtory godziny tak się pasowali. Aż jazda królewska tył podała, dragonie przyparte do błot, związkowi ścinali i topili. […] a tak związkowi […] mężnie stając wespół z szlachtą, pole otrzymali […] [Kochowski, Annales]

 

Zawziętość w każdej domowej wojnie bywa straszna. Tak było i teraz, bo przecież rokoszanie mieli przeciwników za „zdrajców ojczyzny i usadzonych na zawojowanie wolnego narodu polskiego”. Cóż zaś rzec o cudzoziemcach, „mieszających” Polskę? Zatem chociaż wzięty do niewoli „jeden Graf rodem z Francyi” obiecywał rokoszanom „tysiąc czerwonych złotych i karetę z sześcią końmi” za swoje życie, zginął przebity „dzirydą turecką”. Nazajutrz Jan Sobieski (walczący po stronie króla przeciwko własnemu towarzyszowi broni i dawnemu dowódcy) donosił:

 

Z tej okazji najwięcej zginęło ludzi, że skoro na błota uszli, [rokoszanie] wywoływali ich, dając im […] parol [=obietnicę wzięcia do niewoli] potem, zawiódłszy za górę, nie ścinali, ale rąbali na sztuki. Nie tylko Tatarowie, Kozacy nigdy takiego nie czynili tyraństwa, ale we wszystkich historiach o takim od najgrubszych narodów nikt nie czytał okrucieństwie. [Sobieski, Listy do Marysieńki]

 

Twierdzono potem, że wieś Mątwy wzięła nazwę od tego właśnie dnia, kiedy rozlewiska Noteci zmąciły się krwią poległych w bratobójczej walce. Jako że

 

Leżały ponad błotami gęste trupy z strasznym żalem wszystkich patrzających; tam niedobitych a wpół przeciętych dobijano, w wodzie topiono, w błocie nurzających się i konających […] Zabitych narachowano 3873, co ich wieźli do wądołów […] [Kochowski, Annales]

 

Poniekąd w Noteci utonęła przyszłość Rzeczypospolitej: nie doszło do reform, armia zmarnowała się w bratobójczym starciu, autorytet króla sczezł i już się to nie naprawiło. Kogo obarczać winą? Szlachtę? Króla? Magnatów? System? W ówczesnej Europie widziano wiele bratobójczych walk; była francuska Fronda, była angielska rewolucja, wahały się losy i żywoty koronowanych głów. Polska nie odstawała tu od innych i wszystko można było jeszcze naprawić, jak gdzie indziej. Ale Polacy, mimo żywego temperamentu, nie są ani mściwi, ani konsekwentni. Nikt nie wyciągnął ostatecznych wniosków, nikt nie chciał przeciągać – i tak bardzo naciągniętej – struny. I wszyscy sobie przebaczyli, tylko Lubomirski musiał pójść na wygnanie i wkrótce potem umarł (jak mówiono, otruty), zaś zniechęcony Jan Kazimierz złożył koronę, publicznie zapowiadając swojej małżonce-Rzeczypospolitej upadek i rozbiory…

 

Jacek Kowalski





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij