Socjaliści, którzy doszli do władzy w Brazylii, podejmują próby represji wobec byłego konserwatywnego prezydenta, Jaira Bolsonaro. Politykowi odebrano już paszport, a obecnie mówi się nawet o aresztowaniu. Tłumy Brazylijczyków zgromadziły się na ulicach, by wyrazić poparcie dla Bolsonaro i zaprotestować przeciwko władzy, o której podejrzewają, iż do zwyciężyła w drodze oszustw wyborczych.
Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro zgromadził w niedzielę tłumy swoich zwolenników na wielkiej demonstracji, która odbyła się na głównej alei stolicy gospodarczej kraju Sao Paulo.
Kroki podejmowane przez skrajnie lewicowy rząd Luiza Inácio Luli da Silvy przeciwko Bolsonaro są podobne do tych, którymi rząd Bidena próbuje zdyskredytować Donalda Trumpa. Brazylijski polityk jest oskarżany o próbę zamachu stanu i toczy się przeciwko niemu kilka postępowań.
Wesprzyj nas już teraz!
Zwołaną przez siebie demonstrację Bolsonaro nazwał „pokojowym zgromadzeniem na rzecz państwa prawa oraz naszej wolności, rodzin i przyszłości”. W swym przemówieniu stanowczo zaprzeczył, jakoby zamierzał dokonać zamachu stanu, zaś dekret ustanawiający „stan nadzwyczajny” w Brazylii po przegranych wyborach, którego kopia została znaleziona przez policję podczas rewizji w domu byłego ministra sprawiedliwości Andersona Torresa, określił jako „kopię dokumentu zgodnego z Konstytucją”.
W oparciu o ten dokument byłemu prezydentowi Bolsonaro m.in. skonfiskowano paszport. Został on także oskarżony o przygotowanie projektu dekretu unieważniającego wyniki głosowania, o wywieranie nacisku na najwyższych dowódców wojskowych, aby poparli próbę zamachu stanu i wzięli udział w operacji mającej m.in. na celu „uciszenie” sędziów Najwyższego Trybunału Federalnego przez uwięzienie.
Zwolennicy Bolsonaro po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich, wtargnęli tłumnie do Pałacu Prezydenckiego w stolicy kraju Brasilii, pustosząc częściowo jego wnętrze, a także do gmachów Najwyższego Trybunału Federalnego i do siedziby Kongresu. Tłum domagał się dokonania przez wojsko zamachu stanu, aby uniemożliwić skrajnej lewicy dojście do władzy wskutek sfałszowanych – jak się sądzi – wyborów. Wszystko to działo się w tydzień po objęciu stanowiska prezydenta przez Lulę da Silvę.
Światowe agencje prasowe, komentując niedzielną demonstrację w Sao Paulo i pisząc o intencjach jej organizatorów podkreślają, iż miała ona pokazać światu, że Bolsonaro, którego władza próbuje uciszyć poprzez sądowy zakaz kandydowania w wyborach do roku 2030 i którego oczekuje jeszcze kilka innych dochodzeń sądowych, cieszy się wciąż w bardzo spolaryzowanej politycznie Brazylii znacznym poparciem.
– Nie jest politycznym trupem, może rywalizować i być może uda mu się zapobiec niesprawiedliwości – oświadczył deputowany Marco Feliciano, członek Partii Liberalnej, do której należy Bolsonaro. – Brazylia pogrąży się w chaosie, gdyby były prezydent został aresztowany – ostrzegał polityk.
Fabio Wajngarten, rzecznik rodziny Bolsonaro, powiedział dziennikarzom, że według jego oceny w demonstracji uczestniczyło 700 tys. osób, wśród nich gubernatorzy trzech brazylijskich stanów.
Gubernator stanu Sao Paolo Tarcisio de Freitas, który był ministrem infrastruktury w rządzie Bolsonaro (2019-2022) zapewniał przed demonstracją, że też będzie w niej uczestniczył.
– Były prezydent pragnie zademonstrować w Sao Paulo poparcie polityczne, na jakie może liczyć, chce uczestniczyć w życiu politycznym nawet jeśli zostanie aresztowany – cytuje Reuters „źródło zbliżone do Bolsonaro”, które porównuje go z urzędującym prezydentem Lulą da Silvą.
Źródło: PAP
Jair Bolsonaro kontra lewicowy Lula da Silva. Brazylia w przededniu arcyważnego wyboru