Brazylijska Atalaia, gmina i miasto w stanie Parana, stała się nieoczekiwanie wielkim polem rywalizacji między duchownymi różnych wyznań religijnych. Oddzielony od reszty świata region zamieszkały przez ludność tubylczą, liczący około 20 tys. mieszkańców, ma na swoim terenie nieproporcjonalną liczbę kościołów i misjonarzy w stosunku do liczby mieszkańców. Prezydent Jair Bolsonaro, katolik rok temu umożliwił ewangelikom zdobycie „kolejnych dusz” w Dolinie Javari.
Miasto Atalia z drewnianymi domami na palach jest bramą do rdzennej ziemi Doliny Javari, zamieszkiwanej przez siedem ludów i kilka odizolowanych grup. Mówi się, że to największe na świecie skupisko odizolowanej populacji.
W Atalaia reprezentowanych jest co najmniej 15 różnych wyznań i sekt. Wśród nich są: Zakon Krzyża Świętego, założony w regionie przez mesjańskiego przywódcę z Minas Gerais, są baptyści, wspólnota katolicka, Izraelici Misji Nowego Paktu Powszechnego, Świadkowie Jehowy, którzy wybudowali jedną z największych wspólnot i wiele innych.
Wesprzyj nas już teraz!
Atalaia do Norte przyciąga misjonarzy z USA, Kanady, Hiszpanii, Korei Południowej, Argentyny oraz licznych regionów Brazylii. W ub. roku Bolsonaro wyznaczył byłego misjonarza Ricardo Lopesa Diasa odpowiedzialnym w rządzie za ochronę interesów rdzennych ludów w FUNAI.
Nowy szef agendy rządowej, Dias był zdeterminowany nawracać rdzennych mieszkańców na chrześcijaństwo. Jest byłym misjonarzem kontrowersyjnej misji New Tribes, organizacji ewangelickiej z siedzibą na Florydzie. Pracował w latach 1997-2007 w rezerwacie rdzennych mieszkańców w Dolinie Javari. Miał – zdaniem rdzennych przywódców Matsésa – którzy protestowali przeciwko jego obecności – „zmanipulować część populacji Matsésa, aby założyć nową wioskę”, w której miałby zostać zbudowany kościół ewangelicki. Misja New Tribes jest oskarżana o doprowadzenie do śmierci i upowszechnienia chorób wśród plemion, z którymi współpracowała w latach 70. XX wieku, przymusowo „nawracając”. Dias, antropolog z wykształcenia po 9 miesiącach pracy – zmuszony z powodu licznych protestów – podał się do dymisji.
Odizolowane ludy tubylcze wywodzą się zwykle spośród ocalałych większych grup, które zostały zdziesiątkowane przez choroby lub przemoc w czasie dyktatury wojskowej w latach 1964-1985. W niektórych przypadkach zmarło do 90 proc. miejscowej populacji. W rezultacie FUNAI w latach 80., po zakończeniu dyktatury, wprowadziła politykę niekontaktowania się z tubylcami, wyznaczając strefę „zakazu” chroniącą ocalałych, którzy stali się znani jako „izolowani Indianie”.
Otwarcie Amazonii na penetrację misjonarzy różnych wyznań miało – w zamierzeniu obecnego rządu, przygotować grunt pod dalszą cywilizację niedostępnych regionów i umożliwienie eksploatacji bogatych złóż mineralnych na tym obszarze, a także umożliwienie dalszej ekspansji agrobiznesu.
W obronie Amazonii i ludów tubylczych uaktywnili się ekolodzy. Nie chcą dopuścić do najazdu misjonarzy, drwali, górników, handlarzy narkotyków i innych, którzy będą próbowali zmienić styl życia miejscowej ludności. Chociaż część z rdzennych ludów decyduje się na zmianę zachowania, co widać m.in. po sposobie ubierania, rezygnacji z malowania twarzy, czy noszenia ozdób.
W ciągu ostatniego roku Bolsonaro mianował na stanowiska w FUNAI głownie oficerów wojskowych i ewangelicznych kaznodzieii. Dwudziestu z 39 regionalnych koordynatorów FUNAI zostało usuniętych w ramach nowej administracji i prawie wszyscy zostali zastąpieni przez służących lub emerytowanych oficerów wojskowych.
Bolsonaro walczy, by niedostępne regiony Amazonii otworzyć na turystykę oraz wędkarstwo.
Aktywiści klimatyczni uaktywnili się, twierdząc, że Bolsonaro chce „otworzyć” lasy deszczowe na wydobycie, rolnictwo na dużą skalę i hodowlę bydła, kosztem praw rdzennych ludów.
Prezydent wraz z sojusznikami w Kongresie, próbował zmienić przepisy dotyczące zasad wyznaczania gruntów. Według rządu Bolsonaro, ludy tubylcze z Amazonii stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa wskutek możliwości wywoływania rebelii, z drugiej – stoją na drodze do „postępu”.
Bolsonaro już dawno zobowiązał się do otwarcia rodzimych rezerw Brazylii w Amazonii i innych miejscach na komercyjne wydobycie, poszukiwanie ropy i gazu, hodowlę bydła i agrobiznes, czy nowe projekty zapór hydroelektrycznych i turystykę.
Zaproponowane przez niego ustawy przewidywały pozbawienie ludności tubylczej prawa weta, z wyjątkiem przypadków „garimpo”, decydowania o przeznaczeniu zamieszkiwanych przez nich terenów. Ustawodawstwo pozwoliłoby również na stosowanie genetycznie zmodyfikowanych nasion w projektach rolniczych, praktyki wcześniej zakazanej ze względu na niebezpieczeństwo zanieczyszczenia rodzimych nasion. Społeczności tubylcze miałyby otrzymywać tantiemy za działalność gospodarczą dozwoloną w ich rezerwatach.
Tego typu propozycje spotkały się z miażdżącą krytyką rdzennych organizacji, obawiających się inwazji na swoje ziemie.
Uzasadniając przepisy, Bolsonaro wyjaśnił, że „Indianie są ludźmi dokładnie takim jak my. Mają serca, uczucia, duszę, pragnienia, potrzeby i są tak samo brazylijscy jak my”, więc z zadowoleniem powinni przyjąć eksploatację gospodarczą na swoich terytoriach.
Marcio Santilli, były szef FUNAI, obawia się, że Indianie zostaną zachęceni do życia z tantiem, jednocześnie będąc wywłaszczeni ze swojej ziemi.
Przeciwko polityce rządu protestują ekolodzy, którzy obawiają się ekstensywnego wylesiania najgęściej zalesionych obszarów Amazonii i skażenia rzek. Przekonują, że masowe wylesianie może doprowadzić do znacznie większej suszy w Amazonii i do punktu krytycznego, w którym las deszczowy zamieni się w sawannę.
Zgodnie z brazylijską konstytucją, jedynie ludy tubylcze mogą decydować, jakie działania są dozwolone na ich ziemiach.
Od czasu przejęcia władzy przez Bolsonaro, w kraju postępuje karczowanie lasów. Z powodu tej polityki prezydent może przegrać przyszłoroczne wybory. Czy jednak zahamuje to wylesianie?
Pod koniec lat 60. rząd federalny Brazylii podjął strategiczną decyzję o zajęciu Amazonii, jednocześnie zmniejszając presję na reformę rolną w południowej części kraju. Zachęcano ludzi ulgami podatkowymi i nowymi przepisami dotyczącymi własności ziemi, by zastępować lasy pastwiskami dla zwierząt gospodarskich.
Wokół nowo powstających dróg i zapór wylesianie postępowało szybciej. W latach 1988-2004 wycinano średnio 20 tys. km² lasu każdego roku.
W połowie 2000 roku urząd objęła nowa administracja federalna na czele z Marine Silve, która stworzyła szereg nowych obszarów ochrony i wzmocniła egzekwowanie prawa. W celu zachowania jak największej powierzchni lasów, również ONZ zainicjowało szereg akcji, w tym moratorium na soję, program ONZ Redd (ograniczenie emisji spowodowanych wylesianiem i degradacją lasów) oraz powołano Fundusz Amazonii. Dekadę temu wylesienie zwolniło, osiągając najniższy poziom 4571 km2 w 2012 roku.
Od 2015 r. proces wylesiania ponownie przyspieszył, częściowo z powodu kryzysu gospodarczego i skandalu korupcyjnego. Do władzy doszedł Bolsonaro, który wymienił kadrę w kluczowych agencjach rządowych.
Nowa ekipa wstrzymała monitorowanie wylesiania i egzekwowanie prawa, by odwrócić skutki radykalnej polityki ekologicznej poprzedniej ekipy.
W 2019 r. wielkość wylesienia osiągnęła 10 tys. km2 i pozostaje wysoka.
Dwa różne poglądy na rozwój podkreślają różne stanowiska w sprawie wylesiania. Pierwsze wskazuje, że las jest przeszkodą w rozwoju gospodarczym kraju, stąd postuluje się wylesianie i tworzenie agrobiznesu oraz kopalń, co miałoby przysporzyć pewne dochody lokalnym społecznościom i wzmocnić pozycję kraju w globalnej gospodarce. Drugi pogląd zakłada, że las sam w sobie ma wartość. Jest domem dla bioróżnorodności i tradycyjnych stylów życia, których nie można zastąpić. Odgrywa istotną rolę w regionalnych wzorcach klimatycznych i regulacji systemów Ziemi, dlatego należy go zachować.
Większość w brazylijskim społeczeństwie broni kombinacji obu poglądów, to znaczy chcą zachowania lasów, ale także rozwoju i postępu, tyle, że umiarkowanego.
Ekipa Bolsonaro jest zaś za szybszymi zmianami. Zastąpienie obecnego prezydenta w 2022 r. nie powstrzyma wylesiania, chociaż może je nieco spowolnić.
Ci ciekawe, status prawny znacznej części ziemi w Amazonii – jako gruntu publicznego lub prywatnego – do tej pory nie został określony, co oznacza, że żadne prawo nie ma do niego zastosowania. Stąd liczna grupa „grabieżców”, którzy najeżdżają te tereny, wylesiają je, a później roszczą sobie prawo do ich posiadania jako własności. Nieprecyzyjne przepisy i luźny monitoring sprawiają, że roszczenia te są zazwyczaj uznawane.
Źródło: climatechangenews.com, news.mongabay.com, theconversation.com
AS