Forensic Explosive Laboratory (FEL) działające przy brytyjskim MSZ potwierdziło, że zajmie się badaniem szczątków TU-154 M pod kątem obecności na nich materiałów wybuchowych.
O pomoc do badaczy z FEL zwrócił się polski rząd. Umowa w sprawie przeprowadzenia stosownych badań przez brytyjskie laboratorium została zawarta w grudniu ubiegłego roku. Ma ona charakter komercyjny.
Wesprzyj nas już teraz!
„Nasze wsparcie jest rutynowe i czysto naukowe, bo FEL jest uznane na całym świecie jako centrum niezależnej analizy śledczej materiałów wybuchowych” – czytamy w oświadczeniu wydanym przez FEL. Laboratorium poinformowało także, że nie będzie publikowało żadnego komentarza ani interpretacji wykonanych badań.
Śledztwo przeprowadzone przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie nie wskazało, by na wraku tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiej znajdowały się materiały wybuchowe. Sprawa jednak budzi liczne wątpliwości.
Gdy w październiku 2012 roku ówczesny dziennikarz „Rzeczpospolitej” opublikował tekst, w którym twierdził, iż badający wrak najpewniej odkryli obecność trotylu (wskazywały na to specjalne urządzenia), przedstawiciele Wojskowej Prokuratury nie potrafili przekonująco wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się podczas badania zniszczonego samolotu.
Faktem jest, że badający wrak zobaczyli na ekranach detektorów komunikat TNT, wskazujący na obecność trotylu. Prokuratora twierdziła jednak, że taki komunikat wcale nie musi oznaczać, iż urządzenie wykryło materiał wybuchowy. Z kolei specjaliści – między innymi producenci detektorów – nie mieli wątpliwości, iż komunikat ten jest jednoznaczny.
Źródło: interia.pl
ged