19 października 2015

Brytyjska elita to byli członkowie oksfordzkiego klubu Bullingdona, zachęcającego do „ekscesów”

(fot. REUTERS / FORUM)

Aby zrozumieć obecne elity brytyjskie „Der Spiegel” proponuje, by cofnąć się do lat osiemdziesiątych i wybryków członków ekskluzywnego Klubu Bullingdona. Ci, którzy teraz rządzą na Wyspach, w przeszłości sporo pili i rozrabiali. Prestiżowy klub zachęcał ich do wandalizmu i niemoralnego zachowania.

 

„Aby zrozumieć współczesne elity Anglii, warto cofnąć się w czasie do 1987 roku” – pisze „Der Spiegel” nawiązując do studenckiego wybryku obecnego premiera Davida Camerona i burmistrza Londynu Borisa Johnsona, absolwentów oksfordzkiej uczelni.  Tak jak dawniej, tak i teraz do klubu należą synowie prominentnych finansistów i arystokracji. Można się do niego dostać jedynie w wyniku zaproszenia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niemiecka gazeta zauważa, że obecnie wielu byłych członków „Bullingdona”  zajmuje kluczowe stanowiska w brytyjskim społeczeństwie. To szefowie banków z najwyższej półki, ministrowie, właściciele największych kancelarii prawnych i wydawcy gazet. Kanclerz skarbu George Osborne również był członkiem klubu. Bullingdon, podobnie jak inne kluby,  predestynuje wybrane osoby do sprawowania władzy.

 

„Der Spiegel” pisze, że jeślibyśmy chcieli wskazać stabilny rdzeń społeczeństwa brytyjskiego, który pozostał niezmieniony od stuleci, to jest to klasa wyższa. Rewolucje i powstania – w przeciwieństwie do elit na kontynencie europejskim –  oszczędziły w znacznej mierze arystokrację brytyjską.  Z pokolenia na pokolenie dzieci wpływowych rodzin brytyjskich uczęszczają do szkół z internatem, takich jak: Eton, Harrow czy Winchester, a następnie studiują na uniwersytetach Oksford bądź Cambridge.

 

Nie każdy ma miłe wspomnienia z kolorowych czasów studiów

 

Obecny premier był członkiem nie tylko Bullingdon Club, ale także stowarzyszenia Piers Gaveston Society, klubu dla młodszych studentów, znanego z licznych ekscesów.  Niemiecki magazyn wspomina o słynnej już aferze „pig-gate” z udziałem Camerona, który w specyficzny sposób przechodził proces inicjacji. Jeśli wierzyć najnowszej biografii o premierze, Cameron w ramach przyjęcia do grupy miał podczas jednej z pierwszych imprez dokonać kontrowersyjnych czynności o charakterze seksualnym. Sprawa została nagłośniona w prasie jako „pig-gate” i cały kraj żartował z obecnego szefa rządu. Cameron początkowo ignorował doniesienia medialne, potem stanowczo im zaprzeczył.

 

Brytyjczyków nie dziwią rewelacje medialne o ekscesach ludzi z Westminster, miejsca od dawna postrzeganego jako „podejrzane”. Latem tego roku np. magazyn „The Sun” opublikował zdjęcia barona Sewela, członka Izby Lordów, który został sfotografowany półnagi z prostytutkami, jak zażywał kokainę.

 

„Istnieje bezpośredni związek między ekscesami tych mężczyzn i ich życiem jako studentów” – zauważa „Der Spiegel”. Jedną z tradycji w klubie Bullingdona było zapraszanie prostytutek na śniadania. „Ekscesy są częścią kariery tych ludzi, a nie wyjątkiem. Są częścią DNA brytyjskiej elity” – czytamy.

 

„Bullingdon” reprezentuje pieniądze i mit, dekadencję i szaleństwo. To oaza klasy wyższej. Klub został założony około 1780 roku, a po raz pierwszy wspomniano o nim w dokumencie z 1795 roku, jako o klubie do gry w krykieta. Członkostwo jest tylko przez zaproszenie. Nie ma stałej siedziby ani stałych zasad przyjęcia. Aspirującym do niego może pomóc fakt, że tata jest właścicielem zamku, dużego medium lub ma kopalnię diamentów.

 

Członkami klubu są najczęściej synowie baronów, lordów i potentatów finansowych. Należeli do niego np. król Danii Fryderyk IX i ojciec Winstona Churchilla. Evelyn Waugh pisał o klubie w swojej książce z 1928 r. pt. „Zmierzch i upadek”, a w zeszłym roku nakręcono o nim film „Riot Club”, który przedstawia „Bullingdon” jako klub arogancki, bogaty i brutalny.

 

Autor tekstu w „Der Spieglu” spotkał się z byłym członkiem klubu. Były uczeń Eton i absolwent Oksfordu – gładko ogolony, ubrany w idealnie dopasowany garnitur, występuje w tekście pod pseudonimem „Julian”.  Julian pokazał zdjęcie z Cameronem z 1987 r. wykonane na dziedzińcu szkoły Christ Church, jednego z najbardziej prestiżowych z 38 koledży, które są częścią Uniwersytetu Oksfordzkiego.

 

Julian żałuje, że należał do klubu. – Wszyscy robimy głupie rzeczy, gdy jesteśmy młodzi. Ale z Bullingdon było inaczej. Tam otwarcie zachęcało się, a nawet nagradzało za upijanie się i wandalizm – tłumaczy. Członkowie klubu Bullingdon demolowali puby, angażowali się w bójki i upijali do nieprzytomności. Za wyrządzone szkody od razu płaciło się gotówką. Dzisiaj są nieco ostrożniejsi.

 

Wiosną tego roku spotkali się na kolacji w luksusowym hotelu „Manor” w Oxfordshire. Zabrał ich tam minibus. Pośród 15 młodych ludzi w odświętnych strojach byli: Vere Harmsworth, syn właściciela „Daily Mail”, George Farmer, którego ojciec jest członkiem Izby Lordów oraz skarbnikiem Partii Konserwatywnej. Dwaj inni członkowie grupy to: Tom Gibbs, wnuk barona Wraxalla i Ali Daggash, który mówi, że jego wujek jest najbogatszym człowiekiem w Afryce.

 

W XVI – wiecznej rezydencji z basenem i kortami tenisowymi kelnerzy zaserwowali około 50 butelek wina i szampana. „Po kolacji połowa uczestników spotkania straciła przytomność, a druga połowa miała porozbijane okulary” – relacjonował jeden z kelnerów.

 

W przeszłości – pisze „Der Spiegel” – kiedy członkiem klubu był David Cameron, „bullingdowcy” słynęli z jeszcze większych ekscesów. Podczas inicjacji kandydat na członka musiał demolować swój pokój, niszczyć obrazy, materac itp. Podobno taką inicjację przechodził Radosław Sikorski, absolwent Oksfordu. Gdy już było po wszystkim Boris Johnson – burmistrz Londynu, który razem z Cameronem wdawał się w różne burdy – uścisnął mu dłoń i powiedział: „Gratulacje człowieku. Zostałeś wybrany”. Dla początkujących zdemolowanie swojego pokoju było wstępem, aby przejść do bardziej zaufanego kręgu.

 

Mark Baring był członkiem klubu Bullingdona. To potomek rodziny bankierów, syn barona Ashburton, który był prezesem koncernu naftowego BP. Po spędzeniu kilku lat w bankowości, obecnie zarządza majątkiem rodzinnym w Hampshire. Baring jest jednym z kilku byłych członków, którzy mówią otwarcie o tym klubie. Wedle niego ekscesy polegające na niszczeniu mebli, czy zapraszaniu striptizerek, to nic nadzwyczajnego. Inne kluby „po drugiej stronie przepaści społecznej” robią to samo.

 

Arystokrata twierdzi, że niewiele zmieniło się od czasów, gdy był studentem Oksfordu. Na początku każdy uczy się właściwie trzymać lampkę do wina za trzonek, a później są niekończące się biesiady, służące do nawiązywania więzi pomiędzy przyszłymi członkami rządu, rekinami londyńskiego „City” lub nieco dalej – Singapuru czy Wall Street.

 

Przynależność do klubów i stowarzyszeń studenckich – pisze „Der Spiegel” – nie jest gwarancją przyszłej pracy. Jest jednak niezbędnym szczeblem, na który trzeba się wspiąć, by móc dalej robić karierę na szczytach.

 

Źródło: spiegel.de

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 301 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram