20 maja 2015

Brzemię Kaina

Rozbicie obozu NKWD w Rembertowie przeszło do legendy jako jedna z najgłośniejszych akcji polskiego podziemia antykomunistycznego. Przerażająca prawda o głównym bohaterze tego przedsięwzięcia wyszła na jaw wiele lat później.

 

Obóz Specjalny nr 10 pod zarządem NKWD umiejscowiony był na terenie przedwojennych Zakładów Amunicyjnych „Pocisk 2” w Rembertowie. Sowieci przetrzymywali w nim zarówno pojmanych Niemców, jak i aresztowanych Polaków. Obóz stanowił etap przejściowy między aresztowaniem a wywózką do łagru. Przeszło przezeń szereg wybitnych osobistości, jak: dowódca Kedywu gen. August Emil Fieldorf, członek Delegatury Rządu na Kraj Witold Bieńkowski czy były prokurator Najwyższego Sądu Wojskowego, generał Edward Gruber.

Wesprzyj nas już teraz!

Pomysłodawcą rozbicia obozu w Rembertowie był kapitan Walenty Suda „Młot” – dowódca Obwodu Mińskiego Mazowieckiego Delegatury Sił Zbrojnych. Zadanie to zlecił młodemu, zaledwie 22-letniemu oficerowi, Edwardowi Wasilewskiemu „Wichurze”.

 

„Wichura”

Edward Wasilewski, rodem ze Stanisławowa (pow. Mińsk Mazowiecki), mimo młodego wieku posiadał bogaty staż partyzancki i konspiracyjny. Już w grudniu 1939 roku, jako 16-latek wstąpił w szeregi ruchu oporu. Udzielał się początkowo w Korpusie Obrońców Polski, następnie w Szarych Szeregach. Kolportował prasę podziemną, pełnił też funkcję łącznika. Pracował na swe utrzymanie jako pomocnik ślusarza, równocześnie kontynuując naukę na tajnych kompletach, uwieńczoną zdaniem konspiracyjnej matury. Z czasem trafił do Kedywu Obwodu AK Mińsk Mazowiecki. Ukończył konspiracyjną podchorążówkę, a od lutego 1944 roku służył w leśnym oddziale partyzanckim. Walkę przeciw okupantowi niemieckiemu zakończył w stopniu podporucznika.

 

W sierpniu 1944 roku, zgodnie z założeniami Akcji „Burza”, oddział w którym służył „Wichura” ujawnił się przed wkraczającymi Sowietami. „Wyzwoliciele” natychmiast rozbroili akowców. Wasilewski trafił do obozu internowania na Majdanku (umiejscowionym na terenie dawnego niemieckiego kacetu). Szczęśliwie zdołał stamtąd zbiec i powrócił w rodzinne strony. Natychmiast nawiązał kontakt z odradzającą się konspiracją poakowską spod znaku Delegatury Sił Zbrojnych (DSZ). Otrzymał rozkaz utworzenia oddziału partyzanckiego, co niezwłocznie uczynił.

 

Oddział „Wichury” działał na terenie Obwodu DSZ „Kamień” obejmującego miasto i powiat Mińsk Mazowiecki. Przeprowadził szereg brawurowych akcji, m.in. rozbijając kilka posterunków MO, likwidując szereg konfidentów wroga oraz ścierając się z oddziałami pacyfikacyjnymi komunistów.

 

Akcja

 

Do ataku na Rembertów „Wichura” otrzymał do pomocy oddział dywersyjny ppor. Edmunda Świderskiego „Wichra”. Ogółem podczas tej akcji miał pod swoją komendą 43 żołnierzy. Począwszy od 18 maja 1945 roku przeprowadzano rozpoznanie terenu planowanej operacji, badając rozmieszczenie sił wroga i słabe punkty w systemie obrony. W owym czasie liczba więźniów w obozie sięgała około 2 tysięcy osób. Ponad połowę z nich stanowili Polacy. Byli oni przetrzymywani w trudnych warunkach, cierpieli z powodu głodu i brutalności strażników. Stłoczono ich w budynku hali fabrycznej oraz w barakach. Dostępu do obozu strzegły dwa oddzielone rowem ogrodzenia z drutu kolczastego oraz wieżyczki strażnicze.

 

19 maja wieczorem „Wichura” skoncentrował swe siły we wsi Długa Kościelna, na wschód od Rembertowa. Atak nastąpił w nocy z 20 na 21 maja. Partyzanci sforsowali bramę likwidując wartowników, następnie ostrzelali wieżyczki strażnicze i wartownie NKWD.

Sowieci mimo zaskoczenia podjęli walkę. Wymiana ognia była gwałtowna.

 

„Leśni” zdołali przedrzeć się do baraków z więźniami. Wyłamali drzwi do pomieszczeń, w których przetrzymywani byli Polacy, wzywając ich do ucieczki i ratowania się na własną rękę. Jednak nie wszyscy więźniowie zdecydowali się na ten krok. Ostatecznie ku bramie ruszył tłum około 500 osób. Partyzanci osłaniali ich ogniem. Wkrótce opuścili teren obozu. Akcja trwała zaledwie 25 minut. Straty własne wyniosły jedynie 3 rannych, nieprzyjacielskie szacowano na około 15 zabitych.

 

Po szturmie

 

Akcja w Rembertowie wywołała olbrzymie wrażenie w całym kraju. Układano o niej wiersze i śpiewano pieśni. Z ust do ust przekazywano sobie przesadzone wieści o rzekomo aż 68 zabitych enkawudzistach i jakoby 1 400 ocalonych więźniach. W rzeczywistości los znacznej części uciekinierów był tragiczny. Komuniści rzucili za nimi w pogoń olbrzymie siły. Podziemie i okoliczna ludność nie byli w stanie udzielić schronienia setkom zbiegłych więźniów. Ujęto około dwustu osób. Zostały one skierowane na powrót do Rembertowa, gdzie enkawudyści poddali je bestialskiej „obróbce”. Do katowania zatrzymanych użyto metalowych rurek, drewnianych pałek i desek nabitych gwoździami. Relacje świadków mówiły o kilkudziesięciu rozstrzelanych bądź zmarłych w wyniku pobicia. W lipcu Sowieci zamknęli Obóz Specjalny nr 10, przenosząc więźniów do innych ośrodków odosobnienia.

 

Oddział „Wichury” kontynuował walkę do września 1945 roku, kiedy to na rozkaz przełożonych ujawnił się i złożył broń. Władze szybko złamały warunki obiecanej amnestii. Wśród aresztowanych był również Edward Wasilewski, którego bezpodstawnie oskarżono o kontynuowanie działalności konspiracyjnej. Spędził w więzieniu rok. Nawet gdy opuścił celę, nie oznaczało to końca jego dramatu.

 

Pogromcy czerwonych katowni

 

Rozbicie obozu w Rembertowie zdobyło wyjątkowy rozgłos, jednak podobnych ataków na komunistyczne obozy i więzienia przeprowadzono wiele. Zanim „Wichura” ruszył do swego wiekopomnego ataku, zanotowano udane akcje odbicia zatrzymanych m.in. z więzienia UB w Tarnobrzegu (15 ocalonych) i w Biłgoraju (kolejnych 65). Miała też miejsce udana ucieczka 11 oficerów AK oraz… tuzina pilnujących ich żołnierzy „ludowego” Wojska Polskiego z lubelskiego Zamku.

 

W następnych miesiącach po ataku na Rembertów oddział porucznika Zygmunta Kęski „Świta” zatrzymał w rejonie Bąkowa pociąg przewożący aresztowanych – ocalono wtedy 120 osób. Kapitan Edward Heda „Szary” wziął szturmem więzienie w Kielcach (354 uwolnionych), zaś porucznik Stefan Bembiński „Harnaś” rozbił więzienie w Radomiu (292 uratowanych). W następnym roku czerwone katownie rozbijali m.in. kapitan Stanisław Sojczyński „Warszyc” (w Radomsku – 57 ocalonych więźniów), major Józef Kuraś „Ogień” (więzienie św. Michała w Krakowie, gdzie uwolniono 64 osoby), podporucznik Stanisław Łanecki „Przelotny” (w Pułtusku – 56 uwolnionych)…

 

Ogółem na obszarze „Polski pojałtańskiej” partyzantom udało się rozbić cztery obozy internowanych zarządzane przez NKWD, 84 więzienia i areszty UB, liczne areszty w posterunkach MO oraz szereg konwojów z więźniami. Oswobodzono w tych akcjach ponad 5 tysięcy osób.

 

Zdrajca „Huragan”

 

22 sierpnia 1968 roku o warszawski bruk roztrzaskało się ludzkie życie. Nazajutrz gazety poinformowały o tragicznej śmierci zasłużonego dziennikarza, pracownika redakcji tygodnika „Przyjaciółka” Edwarda Wasilewskiego.

 

Mówiło się, że nieszczęśnik wypadł przez okno swego mieszkania na skutek nieuwagi. Niektórzy szeptali o samobójstwie. Znajomi denata napomykali półgębkiem o postępującej u niego od lat, wyniesionej z więzienia gruźlicy, o pogłębiającym się alkoholizmie. Towarzysze broni przypomnieli w sporządzonej klepsydrze bohaterstwo wojenne Wasilewskiego i jego odznaczenia – Krzyż Virtuti Militari, trzykrotnie przyznany Krzyż Walecznych, Krzyż Zasługi z Mieczami… Oczywiście nie mogło być mowy o upamiętnieniu akcji w Rembertowie, ale dla wielu „Wichura” pozostał legendą. Przerażająca prawda o zmarłym wyszła na jaw wiele lat później, dzięki historykom badającym archiwa bezpieki.

 

Po zwolnieniu z więzienia w 1947 roku „Wichura” znajdował się pod stałą obserwacją UB. Był poddawany szykanom, miał kłopoty ze znalezieniem pracy. Popadł w depresję, co skwapliwie wykorzystali werbownicy resortu. – Zobowiązuję się do współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego oraz do dochowania ścisłej tajemnicy. Materiały dostarczone do UB będę podpisywał „Huragan” – stwierdzał we własnoręcznie sporządzonym oświadczeniu we wrześniu 1950 roku.

 

Okazał się wyjątkowo niebezpiecznym agentem. Początkowo rozpracowywał dawnych działaczy PSL, potem zaprzęgnięto go do gier operacyjnych wymierzonych w resztki konającego podziemia niepodległościowego. Odegrał złowrogą rolę m.in. w działaniach przeciw oddziałom partyzanckim Jana Kmiołka „Wira”, Kazimierza Kamieńskiego „Huzara”, Jana Tabortowskiego „Bruzdy”, Jana Sałapatka „Orła” i innych. Łatwo zdobywał zaufanie i przyjaźń konspiratorów, legenda wyzwoliciela obozu w Rembertowie otwierała przed nim wszystkie drzwi…

 

„Wystawiani” przezeń partyzanci ginęli od kul oddziałów pościgowych albo trafiali w ręce śledczych. W zamian dawny „Wichura” otrzymywał od UB znaczne gratyfikacje pieniężne, załatwiono mu też pracę w wymarzonym zawodzie dziennikarza.

 

Ponoć zaczął mówić i myśleć jak zagorzały komunista. Chyba jednak nie czuł się najlepiej w tym kostiumie. Zwierzchnicy z UB raportowali o pogłębiających się kłopotach z alkoholem, które niekiedy niweczyły starannie zaplanowane operacje. W 1960 roku, po 10 latach, współpracę zakończono. Podziemie było zniszczone, a znajomości „Huragana” nie przedstawiały już żadnej wartości dla jego mocodawców.

 

Dawny bohater wojenny, a potem zdrajca pozostał sam z ciężarem wspomnień. Prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy, czy jego śmierć była zwykłym wypadkiem, czy może brzemię kainowej zbrodni okazało się dlań za trudne do udźwignięcia. Zginął człowiek, w życiu którego starczyło miejsca na wiele heroizmu – a potem na wiele podłości.

 

 

Andrzej Solak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij