24 maja 2024

Buddyjskie chrześcijaństwo. Oto „nowa” propozycja „Tygodnika Powszechnego”

Chrześcijański buddyzm – taką hybrydę proponuje nam najnowszy „Tygodnik Powszechny”. Co tym razem wymyślili niezawodni autorzy tego pisma, którzy owijając się flagą z napisem «katolicyzm» promują konsekwentnie najrozmaitsze modernistyczne ideały?

„«Chrześcijaństwo XXI wieku albo będzie mistyczne, albo nie będzie go wcale» – słowa Karla Rahnera, jednego z największych teologów ubiegłego wieku, są najprawdopodobniej prawdziwe. Ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że prawdziwa okaże się inna wersja tego bon motu: chrześcijaństwo XXI wieku będzie albo buddyjskie, albo zostanie sektą na marginesie kultury” – pisze na łamach „Tygodnika Powszechnego” Piotr Sikora.

Buddyjskie chrześcijaństwo? O co chodzi tym razem „Tygodnikowi Powszechnemu”?

Wesprzyj nas już teraz!

Według Piotra Sikory chrześcijaństwo jest nieledwie skończone, a to z powodu wyzwania, jakie rzuciła mu nauka. Empiria dokonała „odczarowania świata”, a neurokognitywistyka zmieniła postrzeganie osoby i duchowości. Dzisiaj, twierdzi Sikora, mamy już wiedzieć, że trzeba przemodelować pojęcie wolności, bo jakoby to nie my decydujemy o tym, co myślimy, co robimy i kim jesteśmy; za wiele jakoby pozornie wolnych decyzji odpowiadać mają rzekomo rozmaite uwarunkowania, od kulturowych po biologiczne.

Druzgocący opis! Sikora nie wyjaśnia jednak bynajmniej, na czym to wszystko ma polegać: ot, podaje czytelnikowi „Tygodnika” taki prosty „pewnik”: tak jest i już, scientia locuta, causa finita, nie ma o czym dyskutować. Skąd znamy tę śpiewkę o naukowej wiedzy miażdżącej naszą wiarę w Chrystusa?… Cóż, od czasów Oświecenia niewiele nowego w tej kwestii powiedziano; może Feuerbach dorzucił jeszcze jakieś zjadliwe „naukowe” argumenty. Problem w tym, że naukowcy dekonstruujący chrześcijaństwo od XVIII wieku zmieniali swoje teorie już wiele razy; nie zmieniło się tylko jedno: pycha, z jaką niesprawdzone teorie i czcze hipotezy prezentują jako ostateczność.

Wróćmy do Sikory. Namalowawszy jednak tak czarny obraz publicysta podaje „remedium”. Tym miałby być właśnie buddyzm; tylko on jest zdolny odpowiedzieć na naukową krytykę „idei osoby”, pisze Sikora.

Czytamy zatem tekst dalej, czekając na konkrety, szukając odpowiedzi: jak buddyzm ujarzmi naukę? Cóż… Odpowiedzi jednak nie ma. Autor „Tygodnika Powszechnego” nie wyjaśnia, jak buddyzm „rozwiązuje” problemy stawiane przez nauki neurokognitywne. Po prostu pomija ten temat; wątek zamknięty, tego już nie ma.

W zamian… raczy nas zestawem „dobrych rad”: czytać buddyjskich mistrzów, praktykować medytację, uczyć się ze skarbca mądrości Siddharty Gautamy. Dlaczego? Po co? W jakim celu? Nie ma na to odpowiedzi. Uwierz, Czytelniku, że tak trzeba; also sprach Piotr Sikora.

Ostatecznie w tekście „Tygodnika” mamy do czynienia wyłącznie z jednym: z genetycznie typowo modernistyczną promocją relatywizmu religijnego.

Ta sama melodia grana od lat: znudzeni chrześcijaństwem ludzie Zachodu szukają intelektualnych i duchowych podniet na Wschodzie.

Niech szukają, ich sprawa, ale… dlaczego mielibyśmy o tych poszukiwaniach w ogóle czytać, w dodatku – tysięczny raz dokładnie to samo?

Pach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij