Bułgarski Trybunał Konstytucyjny już dawno odrzucił Konwencję Stambulską. Kiedy Warszawa będzie jak Sofia?
Wysocy urzędnicy unijni wzywają kraje członkowskie do podpisania tzw. Konwencji Stambulskiej – dokumentu, który ma teoretycznie powstrzymywać przemoc wobec kobiet i najrozmaitszym mniejszościom. Jej podpisanie, a następnie ratyfikowanie przez kraje członkowskie wygląda bardzo różnie. Linia podziału pomiędzy rządami, które poparły, podpisały i ratyfikowały konwencję, a tymi, które tego nie uczyniły jest mniej więcej taka, jak między starą, a nową unią.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale z tendencji tych dawno już wyłamała się Warszawa. Wykazująca się wyjątkową gorliwością Polska podpisała konwencję w grudniu 2012 r. Prace Sejmu w tej sprawie trwały do sierpnia 2014 r., ustawa o ratyfikacji została uchwalona na początku 2015 r. Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ją w marcu, a konwencję ratyfikował 13 kwietnia 2015.
Dzisiaj (po niedawnym brexicie) sześć państw UE wciąż nie ratyfikowało Konwencji. Wśród nich Bułgaria – jeden z najmłodszych członków Unii Europejskiej. W kwestii ratyfikacji, Sofia w stosunku do Warszawy pozostaje zdecydowanie na drugim biegunie. Bułgaria swój jasny i ostateczny stosunek do Konwencji Stambulskiej i znajdujących się tam zapisów wyraziła już w 2018 roku. 27 lipca 2018 roku bułgarski Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż „termin gender, czyli płeć społeczna, opisywany w Konwencji Stambulskiej pozostaje w głębokiej sprzeczności z Konstytucją Republiki Bułgarii oraz rozmywa granice pomiędzy płcią męską a żeńską”.
Stosunkiem głosów 8-4 bułgarski trybunał orzekł, że treść tego międzynarodowego dokumentu ma się nijak do treści bułgarskiej ustawy zasadniczej. Decyzja bułgarskiego Trybunału Konstytucyjnego została z ulgą przyjęta przez centroprawicowy rząd premiera Bojko Borisowa, który robi wszystko, by na jego stosunkach z Brukselą nie było żadnej rysy. A tak, za „drażliwy temat” odpowiada ktoś inny…
Czym bułgarski Trybunał Konstytucyjny motywował swoją decyzję? W postanowieniu czytamy m.in., że „skoro społeczeństwo straci możliwość odróżniania osobników płci żeńskiej od męskiej, to walka z przemocą przeciwko kobietom pozostanie tylko na papierze”.
Trybunał oświadczył, że w bułgarskiej konstytucji pojęcie „kobiety” wiąże się z „matką”, „rodzeniem” i „położnictwem”. Natomiast małżeństwa jako związek kobiety i mężczyzny to fakt wyjątkowo głęboko zakorzeniony w bułgarskim systemie sądowniczym.
Konwencja i brak jej ratyfikowania wzbudziły w Bułgarii ożywioną debatę. Przeciwko niej opowiedział się lewicowy prezydent kraju Rumen Radew. Sprzeciw wobec tego międzynarodowego dokumentu doprowadził do zaskakującego porozumienia ponad podziałami – protestowali bowiem zarówno lewicowcy, jak i partie narodowo-konserwatywne. Nasycony lewacką ideologią dokument skrytykowała zarówno Cerkiew prawosławna, jak i Kościół katolicki, wspólnoty protestanckie i coraz liczniejsi w Bułgarii muzułmanie.
Podobnie jak w Bułgarii, w wielu innych krajach „nowej Unii” miały miejsce lub wciąż trwają protesty przeciwko Konwencji Stambulskiej.
Kilka dni temu węgierscy parlamentarzyści w zdecydowanej większości opowiedzieli się za deklaracją polityczną, w której odrzucono wprowadzenie w kraju konwencji stambulskiej. W deklaracji, zgłoszonej przez współrządzącą Chrześcijańsko-Demokratyczną Partię Ludową (KDNP), wezwano rząd Węgier, by „nie podejmował kroków na rzecz uznania konwencji” i aby „w instytucjach UE zajmował stanowisko, że Unia nie powinna przyłączać się do tego dokumentu”.
Pod koniec lutego br. Konwencję Stambulską odrzuciła Słowacka Rada Narodowa (parlament). W katolickiej Chorwacji – najmłodszym członku UE – odbyły się wielotysięczne protesty przeciwko Konwencji Stambulskiej. „Stop przemocy wobec Chorwatów”, „Jestem ojcem, a nie Rodzicem 2” – takie m.in. napisy widniały na transparentach.
Jak widać, swój krytyczny głos przeciwko Konwencji Stambulskiej i „nowemu ładowi”, wyrażają kraje, które pod względem historycznym, politycznym i społecznym zawsze były i są nam bliskie.
Chrystian Ślusarczyk