1 stycznia Bułgaria wejdzie do strefy euro. Kraj od dawna nie prowadził już własnej polityki monetarnej, będąc ściśle związany z euro – a wcześniej z niemiecką marką. Teraz rezygnacja z suwerenności w tym obszarze zostanie jednak definitywnie przypieczętowana.
W kraju trwają obecnie protesty, które doprowadziły do dymisji rządu Rosena Żelazkowa. Nie są jednak związane wyłącznie z problemem euro.
Wprawdzie w piątek, czyli dzień po rezygnacji Żelazkowa, nacjonalistyczna partia Odrodzenie zapowiedziała wniosek o opóźnienie akcesji o rok, ale nawet liderzy tego ugrupowania nie wierzą, że ma on szanse powodzenia. Szczególnie, że tego samego dnia rzecznik Komisji Europejskiej potwierdził, że Bułgaria spełniła wszystkie kryteria i 1 stycznia przyjmie euro – niezależnie od sytuacji politycznej w kraju.
Wesprzyj nas już teraz!
Według opublikowanego w czerwcu badania Eurobarometr za przyjęciem euro jest 45 proc. Bułgarów, przeciwko – 53 proc., a sondaże z poprzednich trzech lat pokazywały podobne proporcje. Obawy związane z wejściem do strefy euro dotyczą przede wszystkim wzrostu cen oraz utraty jednego z atrybutów suwerenności, jakim jest własna waluta.
Obawy te są jednak niezbyt uzasadnione, bo w praktyce Bułgaria od dawna jest członkiem strefy euro. Bułgarski lew od 1999 r. jest sztywno powiązany z euro (wcześniej przez dwa lata był powiązany z marką niemiecką), co oznacza, że Sofia od lat nie prowadzi własnej polityki monetarnej i jest związana decyzjami Europejskiego Banku Centralnego, nie mając na nie żadnego wpływu.
Przyjęcie euro spowoduje, że Bułgaria zyska miejsce w Radzie Prezesów EBC, a przy okazji wzmocni swoją integrację z pozostałą częścią i postrzeganie kraju jako stabilnej gospodarki.
Nawet jeśli ponad połowa Bułgarów obawia się przyjęcia euro, sprawa ta nie była często podnoszona podczas antyrządowych demonstracji, które zaczęły się pod koniec listopada. Ich bezpośrednią przyczyną był projekt budżetu na przyszły rok, który przewidywał podniesienie składek społecznych i emerytalnych, a zyskane w ten sposób środki miały posłużyć do sfinansowania podwyżek dla administracji rządowej. Antyrządowe wiece szybko stały się protestem także przeciwko zawłaszczaniu państwa przez rządzących, korupcji i patologii władzy, w tym przeciw rosnącej roli objętego amerykańskimi i brytyjskimi sankcjami oligarchy Delana Peewskiego.
Wbrew początkowej narracji rządu, który próbował łączyć protesty z euro, znaczna część ich uczestników nie była przeciwna przyjmowaniu unijnej waluty. Przeciwnie – uważali oni, że mocniejsze związanie kraju z UE pomoże poprawić wizerunek kraju oraz ułatwi walkę z korupcją i innymi patologiami władzy.
Całkowite pozbycie się tego stygmatu nie będzie jednak łatwe. Mimo że od wejścia do UE w 2007 r. gospodarka Bułgarii szybko się rozwijała, kraj nadal jest na ostatnim miejscu pod względem PKB na jednego mieszkańca; według Eurostatu w 2024 r. wynosiło ono dwie trzecie unijnej średniej. Stale jest też w unijnym ogonie, jeśli chodzi o walkę z korupcją. W tegorocznym rankingu organizacji Transparency International Bułgaria zajęła 76. miejsce na świecie, wyprzedzając w UE tylko Węgry.
Na razie nie wiadomo, kto będzie wprowadzał Bułgarię do strefy euro. Po konsultacjach prezydenta Rumena Radewa z przywódcami partii konkluzja jest taka, że nie ma szans na stworzenie nowego rządu. To, kto stanie na jego czele, zostanie ogłoszone wraz z datą nowych, ósmych w ciągu pięciu lat, wyborów do parlamentu.
Źródło: PAP
Pach