Chociaż Bułgaria ma przystąpić do strefy euro od 1 stycznia 2026, coraz więcej mieszkańców kraju wyraża sceptycyzm wobec tego kroku. W ostatnim dniu maja tysiące osób protestowały na ulicach Sofii przeciwko zniesieniu lewa, a sondaże wykazały, iż wprowadzenia euro chce mniejszość 39 procent obywateli.
Badanie opublikowane przez stację radiową BNR w styczniu 2025 r. wskazało, że 57 proc. Bułgarów sprzeciwia się przyjęciu unijnego pieniądza. Za nim natomiast opowiada się 39 procent badanych. Z kolei zgodnie z sondażem Eurobarometru z jesieni 2024 roku, wprowadzeniu euro sprzeciwiało się 46 proc. Tyle samo obywateli miało poprzeć wspólną walutę.
W miarę zbliżania się daty granicznej entuzjazm wyraźnie spada. Czego obawiają się Bułgarzy? Przede wszystkim wzrostu cen i ukrytej inflacji. Zjawisko to obserwowano m.in. w Chorwacji, gdzie ceny produktów i usług wyraźnie poszły w górę po zmianie.
Wesprzyj nas już teraz!
Bułgarskie media powszechnie donosiły o sytuacji w pobliskim kraju. Tymczasem, według ankiety Europejskiego Banku Centralnego z 2023, wpływ przyjęcia euro w Chorwacji – co nastąpiło 1 stycznia tego samego roku – na ceny konsumpcyjne miał być „stosunkowo niewielki”.
Sprawa euro ma być również „upolitycznioną kwestią” w kraju, gdzie ścierają się: wspierany przez Partię Socjalistyczną prezydent Rumen Radev z premierem Bojko Borisowem z prounijnej partii GERB. Radev kończy swoją kadencję w tym roku. Zarzuca się mu, że „chce odejść z hukiem, wzbudzając nastroje przeciw wprowadzeniu euro”.
W środę 4 czerwca w parlamencie doszło do bójki podczas debaty nad narodową zmianą środka płatniczego. Tsoncho Ganev, poseł prawicowej partii Odrodzenie miał naciskać na Jawora Bożankowa z Demokratycznej Partii Bułgarii i musiał zostać powstrzymany przez kolegów.
Wiceminister finansów Metodi Metodiew przekonuje, że po 1 stycznia nie powinno dojść do zwyżki cen, a jeśli tak się stanie, będzie to winą spekulantów.
Bułgaria przystąpiła do Unii Europejskiej w 2007 roku, godząc się na wprowadzenie wspólnej waluty. 4 czerwca br. zarówno Komisja Europejska, jak i Europejski Bank Centralny dały zielone światło na zastąpienie lewa walutą euro.
Bałkański kraj ma – według unijnych instytucji – spełniać formalne kryteria dotyczące stabilności cen, deficytu budżetowego, stabilności kursu walutowego, stóp procentowych i zgodności ustawodawstwa krajowego z ustawodawstwem unijnym. Philip Lance, członek zarządu EBC pogratulował Bułgarom „ogromnego zaangażowania w dokonywanie niezbędnych dostosowań”.
Przed 1997 rokiem lew był powiązany z niemiecką marką stosunkiem 1:1, a potem z euro po kursie 1,95583 do 1.
Bułgarskie media sugerują, że źle się stało, iż władze nie podjęły wystarczających działań propagandowych, aby zachęcić obywateli do euro. Ekspert ds. PR Diana Damyanova uważa, że komunikat dotyczący planowanego przyjęcia euro powinien być prosty i uspokajający. Miałby sugerować, że dla konsumentów nic się nie zmieni. Zdaniem specjalistki od relacji publicznych, obawy, jakie pojawiły się w społeczeństwie w związku z planowanym krokiem, nie zostały wywołane przez partię Odrodzenie. Wynikały natomiast z bezczynności establishmentu politycznego. Ani rząd, ani prezydent „nie zdołali jasno i wystarczająco wcześnie skomunikować się ze społeczeństwem”. Ludziom trzeba tłumaczyć, co nadal będą mogli zakupić za 400 lewów miesięcznie, nawet po wprowadzeniu euro.
Damianowa, która doradza ministrowi finansów, zauważyła, że każdej głównej wymianie walut w historii Bułgarii – czy to za czasów monarchii, czy reżimu komunistycznego – towarzyszyły publiczne kampanie wyjaśniające zmianę. Tymczasem „w okresie demokratycznym” jej rodacy takiej kampanii zostali pozbawieni. Ekspert zaleciła prowadzenie prostej i klarownej komunikacji, tak by była zrozumiała nawet dla ucznia trzeciej klasy.
Źródła: brusselssignals.eu, novinite.com
AS