W piątek niemiecki Bundestag zdecyduje o wprowadzeniu „małżeństw” homoseksualnych. Jeżeli posłowie powiedzą temu projektowi „tak”, marsz homolobby może zatrzymać już tylko konstytucja.
Choć jeszcze w ubiegłym tygodniu wizja wprowadzenia w Niemczech „małżeństw” homoseksualnych wydawała się całkowicie nierealna, poniedziałkowy wywiad kanclerz Angeli Merkel dla jednego z czasopism wywrócił wszystko do góry nogami. Szefowa CDU zadeklarowała, że w ewentualnym głosowaniu nad homomałżeństwami pozwoli swoim posłom na decyzję zgodną z ich sumieniem.
Wesprzyj nas już teraz!
To wywołało natychmiastową reakcję lewicy, upatrującą w słowach kanclerz wielką szansę. Już w piątek odbędzie się w Bundestagu głosowanie nad gejowskimi „małżeństwami”. W ocenie większości komentatorów jest bardzo prawdopodobne, że te zostaną przyjęte. To jednak nie oznacza, że rzeczywiście wejdą w życie. Na przeszkodzie może stanąć niemiecka konstytucja.
Projekt zmiany prawa poprą bez wątpienia trzy partie – socjaldemokracja (SPD), Lewica oraz Zieloni. Ugrupowania te, posiadając 320 miejsc w parlamencie, dysponują wystarczającą większością, by przeforsować swój projekt. Jak dotąd nie było to możliwe, bo SPD blokowała wszelkie inicjatywy, wbrew własnej ideologii wierna zobowiązaniom złożonym CDU/CSU – silniejszemu chadeckiemu partnerowi w rządzie.
Gdyby Merkel zmobilizowała wszystkich swoich deputowanych (łącznie 309), to biorąc pod uwagę jakieś braki kadrowe po stronie lewicy, projekt mógłby łatwo upaść. Jeżeli jednak kanclerz traktuje poważnie swoje własne słowa z wywiadu o udzieleniu posłom wolności w tej kwestii, to część deputowanych CDU zagłosuje prawdopodobnie „za” homomałżeństwami, a to może oznaczać zwycięstwo lobby LGBT. Oprócz konstytucji jedyną nadzieją pozostaje to, że nawet sprzyjający „małżeństwom” jednopłciowym posłowie CDU nie będą chcieli zgodzić się z dyktatem SPD, a co więcej w przededniu wyborów nie zaryzykują zniechęcenia do swojej partii wyborców konserwatywnych.
Jeżeli wszakże wszystko pójdzie zgodnie z planem lewicy i uda się osiągnąć wymaganą większość, to już w przyszłym tygodniu projekt homomałżeństw trafić może do drugiej izby niemieckiego parlamentu, Bundesratu. Tam prawdopodobnie bardzo łatwo zyska akceptację. Wówczas wystarczy podpis prezydenta. Jest nim od niedawna socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier, problemu więc nie będzie. Następnie – już tylko formalnie – jego przyjęcie ogłosić musi ministerstwo sprawiedliwości, kierowane przez socjaldemokratę Heiko Maasa, zdecydowanego zwolennika homomałżeństw. W życie nowe prawo mogłoby wejść już z dniem 1 października tego roku.
Wówczas przed obrońcami małżeństwa pozostałaby już tylko jedna szansa: zaskarżenie zmian w Federalnym Trybunale Konstytucyjnym w Karlsruhe. Zasadniczo w niemieckiej konstytucji mówi się po prostu o „małżeństwie”, nie wspominając o płci małżonków. Jednak przyjęta wykładnia prawna Trybunału uznaje, że „małżeństwo” to związek mężczyzny i kobiety. Jeżeli w Karlsruhe uznano by, że dla wprowadzenia homomałżeństw w życie zmiana konstytucji rzeczywiście jest konieczna, to lewica będzie mieć poważny problem, bo jej postulat musiałby osiągnąć w Bundestagu poparcie 2/3 deputowanych, co dzisiaj byłoby bardzo trudne. Dodatkowo według aktualnych sondaży po nadchodzących wyborach pozycja chadecji może być nadal silna. W dodatku do Bundestagu wejdzie prawdopodobnie także Alternatywa dla Niemiec, dość sceptyczna wobec homomałżeństw.
Wszystko więc rozbija się o to, jak sędziowie z Federalnego Trybunału Konstytucyjnego zdefiniują pojęcia „małżeństwa”. Niezależnie od wyniku piątkowego głosowania, do legalizacji homomałżeństw w Niemczech jeszcze długa droga.
Pach