Premiera książki Krystiana Kratiuka zbiegła się w czasie z ogłoszeniem przez Fundację Życie i Rodzina kolejnej inicjatywy na rzecz prawnej ochrony dzieci nienarodzonych. To bardzo korzystna koincydencja. By przerwać wreszcie czarną serię legislacyjnych porażek, obrońcy życia muszą bowiem zmierzyć się z ich przyczynami i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Wesprzyj nas już teraz!
Aktorzy i statyści dzisiejszej post-polityki oraz aborcyjni lobbyści mają ze sobą całkiem sporo wspólnego. Uważnego obserwatora losów stłumionej „ponad podziałami” inicjatywy „Stop Aborcji” musiało uderzyć, jak masowo rozsiewane przez lewicę kłamstwa na temat projektu Ordo Iuris oraz żałobne marsze entuzjastów prawa do zabijania, tak bardzo były na rękę rządzącym, werbalnie deklarującym wartości skrajnie przeciwne do popieranych w kluczowych momentach na salach głosowań.
Spośród tych podobieństw na pierwszy plan wysuwa się skłonność do zaklinania rzeczywistości. Pragmatyzm, który notorycznie wymusza na uczestnikach parlamentarnego teatrzyku retoryczne wygibasy i ciągłe zmiany stanowisk, stał się ich naczelną „wartością”. Stąd też dzisiejszy poseł, senator i minister tak bardzo ceni sobie wyborcę o krótkiej pamięci, skłonnego wierzyć w każdą deklarację swoich politycznych idoli.
Sukces aborcjonisty także opiera się na metodycznym wprowadzaniu w błąd ogółu. Służy temu zmiana i mieszanie pojęć oraz litania eufemizmów, które zakryć mają makabryczność oraz moralną ohydę popełnianych zbrodni.
Jedni i drudzy w dyskusji o tak zwanej aborcji dysponują właściwie tylko jednym argumentem: siłą. Mogą wykorzystać przewagę w potencjale swoich aparatów propagandowych. W przypadku zaś polityków – na przykład, bez cienia zażenowania zmielić w sejmowej niszczarce własne programowe obietnice, deklaracje wyznawanych wartości, wreszcie setki tysięcy podpisów poparcia dla zmiany nieludzkiego prawa. Mogą nawet nie znaleźć czasu by spotkać się z projektodawcami nowelizacji – reprezentantami poważnej części opinii społecznej (a przy tym znaczącej części dotychczasowego elektoratu aroganckich uczestników obozu władzy).
Siła perswazji papierowych obrońców życia z PiS okazała się wiosną, latem i jesienią 2016 roku niebywale skuteczna. Zdołała sparaliżować przytłaczającą większość duchowieństwa, zaś wpływową część środowisk pro-life skłonić nawet do skutecznej akcji lobbingowej przeciwko projektowi. Doszło do tego, że katoliccy publicyści na łamach poczytnych mediów przekonywali swoich czytelników, jak szkodliwa byłaby nowelizacja, z którą nie zgadzali się – zresztą całkowicie irracjonalnie – w zaledwie jednym punkcie!
Skoro zatem wody w usta nabrali niemal wszyscy hierarchowie, a w ślad za nimi proboszczowie i szeregowi księża, efekt mógł być tylko jeden. Brak pełnej mobilizacji opinii katolickiej zaowocował najbardziej zdecydowanym w epoce „potransformacyjnej” odrzuceniem przez Sejm projektu w obronie życia.
Miejmy nadzieję, że nie była to ostatnia szansa ratunku dla nienarodzonych podejrzewanych o niepełnosprawność albo też poczętych w wyniku przemocy bądź braku odpowiedzialności rodziców. Jesienią ruszyć ma kolejna kampania zbierania podpisów pod inicjatywą nowelizacji znoszącej w Polsce niechlubne wyjątki aborcyjne. By zakończyła się powodzeniem, musimy wyciągnąć wnioski z jesiennej klęski. My, czyli wszyscy Polacy zdolni do tego, by pośród informacyjnego chaosu i pomieszania wartości oraz pojęć dostrzec barbarzyńską, eugeniczną naturę obecnego prawa.
Służy temu wydana ostatnio książka Krystiana Kratiuka. Redaktor portalu PCh24.pl wydobył na dzienne światło szerzej nieznane, a przy tym dla wielu mało chwalebne okoliczności kampanii „Stop Aborcji”. Zarówno wspomniani na wstępie polityczni zaklinacze rzeczywistości, jak i skołowani przez nich nominalni obrońcy życia, którzy w decydującej mierze przyczynili się do rozbicia frontu pro-life, nie przywitają zapewne tej pozycji z wdzięcznością. Środowisko, które zainicjowało nowelizację, a później konsekwentnie broniło integralności i spójności jej zapisów, jest jednak w pewnym sensie winne opinii społecznej prawdę o wszystkich okolicznościach ostatniej batalii o powszechne prawo do narodzin. Realizację tej powinności wziął na siebie właśnie autor „Wyznawców…”. Z podjętego dzieła wywiązał się jak należy. Skutecznie rozdmuchał sztuczną mgłę roztoczoną wokół kampanii i wokół samego procederu zabijania nienarodzonych. Nic bowiem tak nie zaciemnia jego rzeczywistego obrazu jak nieświęta litania eufemizmów kolportowanych konsekwentnie przez czerpiących różnego rodzaju zyski ze zbrodni. „Przerwanie ciąży”, „zabieg”, „terminacja”, „zdrowie reprodukcyjne”, „antykoncepcja awaryjna” i tak dalej… Inwencja „poetów Lucyfera”, jak trafnie nazywa Krystian Kratiuk lobbystów i sprzedawców śmierci, jest doprawdy niewyczerpana, ale i morderczo skuteczna. Świadczy o tym już popularność sformułowania najczęściej używanego na określenie zbrodniczej praktyki. Z czym bowiem kojarzy się słowo „aborcja”? Czyż nie z czymś równie banalnym niczym wyrwanie zęba albo niezbędnym – jak wycięcie szkodliwego polipa?
Książka okazuje się wartościowa z wielu powodów, wymieńmy zatem przynajmniej niektóre. Autor odświeża pamięć czytelnika raportem z dotychczasowych bojów o dzieci nienarodzone – tych bojów, które przypadły na okres tzw. III i IV RP. Detalicznie opisuje kulisy kampanii „Stop Aborcji” wyręczając w jakiejś mierze w obowiązku rachunku sumienia po współzawinionej porażce wszystkich powołanych do tego, by stawać po stronie bezbronnych. Rzuca nowe światło na przebieg wspomnianej batalii w sposób, dzięki któremu niejeden czytelnik przecierać będzie oczy ze zdumienia. Wielu być może zgorszy się treścią „Wyznawców…” tak samo jak gorszą się krytycy wystaw z fotografiami poszarpanych ciał dzieci, którym odmówiono prawa do narodzin i własnej tożsamości. Nie dlatego, że do takiego barbarzyństwa w ogóle dochodzi, lecz z powodu faktu jego ujawnienia.
Jeszcze jeden ważny aspekt tego tematu: niektórzy kluczowi uczestnicy sporu o prawo do życia odmówili zabrania głosu na łamach książki, pozostawiając bez odpowiedzi pytania, które sformułował wobec nich Krystian Kratiuk. W świetle faktów przedstawionych przez autora, owo milczenie nie jest dla czytelnika bezwartościowe.
Wręcz przeciwnie, bardzo wymowne!
Roman Motoła