21 listopada 2019

Byłem na wykładzie Szymona Hołowni. Ma talent do zielonej rewolucji

(Szymon Hołownia fot. Lukasz Gagulski / FORUM)

Idąc na wystąpienie Szymona Hołowni podczas Open Eyes Economy Summit 2019 nie liczyłem na wiele. Ot, spodziewałem się kolejnego wykładu o międzygatunkowej solidarności, nowej antropologii, zbliżającej się zagładzie klimatycznej i konieczności rezygnacji z mięsa. Nie sądziłem, że dostanę odpowiedź na pytanie o fascynację świata nauki ideą transhumanizmu oraz spotkam się ze stwierdzeniem, że polska tradycja wcale nie jest taka zła. Na końcu pojawił się nawet promyk nadziei. Ale po kolei.

 

W oczekiwaniu na głównego gościa programu, podsłuchałem – wcale niespecjalnie, bo konwersujący wcale nie kryli się z poruszanymi tematami – bardzo ciekawą rozmowę. W wielu miejscach – jak się okazało – o wiele ciekawszą niż oczekiwane „główne wystąpienie”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

– Ehh, ciężko w Polsce zorganizować porządną konferencję… – utyskiwał jeden z rozmówców.

 

– No, a przynajmniej taką, po której nie musisz szybko uciekać czerwony ze wstydu – odpowiedział drugi.

 

– Super, że coś takiego jest organizowane właśnie tutaj. Niedawno miałem wykład w Wielkiej Brytanii, a w ogóle ostatnio pięć razy leciałem do Azji; Singapur, Tajpej…piękne miasta. Zwłaszcza Tajpej.

 

– I jak?

 

– Uniwersytety to podstawa. Chcąc zorganizować dobre konferencje, trzeba latać tu i tam, nawiązywać kontakty – przede wszystkim na uniwersytetach. To one są kluczem do dalszej działalności… Bo wiesz im bardziej zgłębiam temat sztucznej inteligencji, dochodzę do wniosku, że to jest przyszłość. Po prostu.

I wiem, gdzie leży błąd. Nam się zdaje, że my stworzymy sztuczną inteligencję, tak jak byśmy byli jej właścicielami. A tak nie jest! My jesteśmy tylko przekaźnikami tej doskonałej inteligencji wszechświata, która przez nas przepływa. My tylko musimy nauczyć się umożliwić ten przekaz maszynom. Jednak aby to zrobić musimy jeszcze lepiej zbadać człowieka.

 

– Mówisz jak Mozart.

 

– Hę?

 

– On też twierdził, że nic nie tworzy. Muzyka przez niego przepływała, a on tylko ją zapisywał w formie nutowej. Ale zgodzę się z Tobą; jesteśmy przekaźnikami tej wspaniałej kosmicznej inteligencji. Jak powiedzieliby rycerze Jedi – Mocy.

 

– Prawda? Bo ja w ogóle nie twierdzę, że to na nas zatrzymała się ewolucja. W ogóle kto tak stwierdził?

 

– No jak to kto? Człowiek, hehe…

 

– Haha, widzisz. Wydaje mi się, że następnym ogniwem będzie jakiś super inteligentny cyborg. Taki, który połączy najnowszą technologię z potencjałem człowieka.

 

Dywagacje na temat SkyNetu, Matrixa i Gwiezdnych Wojen przerwał profesorom aksamitny i radiowy głos lektora upraszający o ciszę, gdyż za chwilę na scenę wkroczy dzisiejszy gość, Szymon Hołownia. „W swojej prelekcji poruszy zagadnienia ludzkiej chciwości, wynikających z niej światowych nierówności i skutecznych sposobach zażegnania obecnego kryzysu” – wyjaśniał.

 

„Szanowny Marszałku, Wysoka Izbo!” – Hołownia zaczął swoją wypowiedź, politycznym żartem wzbudzając gromki śmiech zgromadzonych na wykładzie osób. – Oho, zaczyna się! – pomyślałem, już na początku dostając odpowiedź na nurtujące mnie pytanie o polityczny charakter działalności popularnego publicysty.

 

Niestety nie był to pierwszy tego typu wtręt. A samo spotkanie? Nie różniło się praktycznie niczym od tego, co już mogliśmy usłyszeć z ust byłego prowadzącego „Mam Talent”. Po raz kolejny usłyszałem, że „solidarność międzypokoleniowa jest dzisiaj towarem deficytowym”, że nie myślimy o naszych dzieciach, że sprawy „zaszły za daleko”. Dowiedziałem się, że obawy o przyszłość „powodują śmierć i konflikty zbrojne”, a świat w ostatnich 30 latach przyspieszył nieporównywalnie. Ot, nihil novi sub sole. Publicysta dzieląc się jednym ze swoich mott życiowych „jest później niż myślisz”, doszedł do wniosku, że trzeba działać. „Nie budować kolejnych think tanków, nie zatrzymywać się na dywagacjach, ale stworzyć w końcu think i do tank”.

 

W tym samym momencie przypomniał mi się mój śp. Dziadek powtarzający, że lepiej cztery godziny myśleć i dwie robić niż na odwrót. Zaraz po tym przyszła refleksja, że nic tak nie pomaga praktyce jak dobra teoria, a najlepsza improwizacja to ta przygotowana. Szymon Hołownia, wzywając do działania zapewne miał już doskonale przepracowane teoretyczne podstawy – nie pomyliłem się.

 

„Mamy modele, które wyraźnie pokazują co się stanie” – odwoływał się zapewne do wieszczących nieuchronną katastrofę modeli klimatycznych, stanowiących podstawę raportu IPCC i tzw. konsensusu naukowego dotyczącego antropogenicznej genezy globalnego ocieplenia. „Wykąpmy się w tych liczbach, przyswójmy je sobie, niech to będzie nasza mantra” – wzywał.

 

Coś poszło nie tak. Głód na świecie, potworne nierówności, brak zapewnienia elementarnych potrzeb takich jak dostęp do wody pitnej, nadmierna eksploatacja środowiska naturalnego to z pewnością ogromne wyzwania dzisiejszego świata. Ciężko nie zgodzić się z diagnozą publicysty.

 

Ale z proponowanym rozwiązaniem już tak.

 

Za nic w świecie nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że używanie bawełnianych zamiast jednorazowych toreb w sklepie uratuje czyjeś życie. Że decyzja o kąpieli pod prysznicem zamiast w wannie zadecyduje o tym, czy moim dzieciom i wnukom w przyszłości nie zabraknie wody. Że wyrzucając z talerza sznycel uratuję deszczowe lasy Amazonii. Zbyt wiele rzekomo „zbawiennych” eko-pomysłów nie zdawało egzaminów, bym nagle uwierzył w nawet najpiękniejsze słowa. Bo komu jak komu, ale panu Hołowni talentu i krasomówstwa odmówić nie można.

 

Nie powiem, jedno z poruszanych zagadnień wzbudziło we mnie nieukrywany śmiech. Pan Hołownia, po latach wytykania Polakom wsteczniactwa i przywiązania do tradycji doszedł do wniosku, że – o ironio! – lepiej buty naprawić u szewca niż kupić nowe, a stołki zamiast wyrzucać, oddać do tapicera. Czyli zupełnie tak jak czyniły całe pokolenia Polaków przed nim. Kiedy w grę wchodzi idea zero waste, polski ciemnogród już nie taki straszny?

 

Pod sam koniec przemowy pojawiła się polityka. Delikatnie, lecz niezwykle stanowczo i klarownie Hołownia zaznaczył, że słowa mają sens. Bo one zmieniają myślenie, ono wpływa na nasze codzienne decyzje w sklepie, a styl życia odbija się na karcie wyborczej podczas głosowania.

 

Tak się robi rewolucję. Bo w ogóle takie zagadnienia jak Polska czy naród są już dzisiaj passe. Borykamy się ze zbyt palącymi problemami natury globalnej, by ograniczać nasze problemy do przaśnych konfliktów pomiędzy PO i PiS-em. Nasze pytania powinny w pierwszym punkcie dotyczyć powietrza, drzew, zwierząt, ekologii.

 

I już wiedziałem, że jego słowa nie są skierowane do elit, wąskiej grupy osób dysponujących 90 proc. światowego bogactwa. Nie. Wezwanie do ograniczania się w każdym elemencie życia – nie tylko finansowym – jest wezwaniem dla każdego z nas. Rewolucja bowiem potrzebuje masy szaraczków przekonanych do słuszności idei. Ale to dla mnie żadna niespodzianka.

 

Zbyt wiele razy słyszałem „apostołów” synkretycznej ekoreligii by nie poznać jednego z nich. Wraz z innymi akolitami – jak np. Greta Thunberg – wieszczą Apokalipsę w postaci zbliżającej się ekologicznej katastrofy, głoszą dogmaty w postaci „konsensusu naukowego” i modeli klimatycznych oraz wzywają wszystkich do ekologicznego „nawrócenia”. Jednak wszyscy, jak na zawołanie milczą na temat ciemnej strony tego świetlanego planu dla ludzkości i działalności jego największych orędowników pokroju ONZ i Banku Światowego. Milczą na temat „humanitarnych” sposobów stopniowej depopulacji w myśl zasady Klubu Rzymskiego o człowieku będącym rakiem ziemi. Milczą na temat armii NGO’sów, które dysponując środkami przekraczającymi budżety wielu państw, wprowadzają w wielu miejscach na świecie programy powszechnej aborcji, antykoncepcji czy sterylizacji.

 

I na takie milczenie nigdy nie będzie zgody…

 

Po zakończonej prelekcji ponownie uaktywnili się siedzący za mną akademiccy fani Gwiezdnych Wojen.

 

Dobrze gada, zwłaszcza z tym ograniczaniem – powiedział jeden z wykładowców, chyba na chwilę zapominając, że do Singapuru też trzeba będzie się jakoś dostać. A nie wiem czy w jego napiętym grafiku znajdzie się czas na kilkutygodniowy rejs zero-emisyjnym jachtem.

 

Fajnie mówi – podzieliła się refleksją siedząca nieopodal kobieta, robiąc zdjęcie najnowszym Iphone’em i chowając go do torebki Louis Vuitton. I wcale nie mam jej nic za złe – po prostu dobrze zarabiająca, elegancka kobieta chciała odpowiednio wyglądać.

 

I tak sobie pomyślałem, że nawet najpiękniejsze słowa, to jednak tylko słowa. I paradoksalnie, w tym całym szaleństwie jedna myśl napełniła mnie nadzieją. Człowiek – co prawda coraz rzadziej, ale nadal – posługuje się zdrowym rozsądkiem. I to on jeszcze trzyma go przed całkowitym odlotem w świat, gdzie sam jest tylko szkodnikiem, a pragnąc odkupić swoje winy bezcelowym wyrzeczeniem, pogrąża się w ciągłej beznadziei.    

 

Piotr Relich   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij