„Tygodnik Powszechny” po raz kolejny lansuje tezę jakoby demokracja była ważniejsza od chrześcijaństwa. Zgodnie z nią wiarą można się kierować w życiu prywatnym, ale piastując wysoki urząd należy już zapomnieć o „własnym wyznaniu”. W ostatnim numerze wielokrotnie potępioną przez Kościół tezę głosi były prezydent Bronisław Komorowski.
W wywiadzie z Błażejem Strzelczykiem Komorowski twierdzi, że „prezydent, który kierowałby się własnym wyznaniem w podejmowaniu decyzji o państwie, w którym są zróżnicowani światopoglądowo obywatele, wpadłby w sprzeczność z zasadami demokracji. Powtarzam więc, że nie można być prezydentem ludzkich sumień”.
Wesprzyj nas już teraz!
Tego typu poglądy zostały już wiele razy odrzucone przez Kościół. Przykładowo bł. Pius IX w Syllabusie potępił twierdzenie, że „należy odłączyć Kościół od państwa, a państwo od Kościoła”. Z kolei Leon XIII w encyklice Immortale Dei potępiał sytuację, gdy „(…) lud poczytany jest za źródło wszystkich praw i wszelkiej władzy, wynika, że państwo nie poczuwa się do żadnych względem Boga obowiązków i żadnej religii publicznie nie wyznaje, że nie powinno szukać, która z wielu religii jest prawdziwa, ani jednej nad inne przenosić, ani jednej najbardziej sprzyjać, lecz wszystkie równouprawnić – z tym jedynie zastrzeżeniem, żeby porządkowi państwowemu nie szkodziły”.
Nauka ta jest wyrazem stałej praktyki Kościoła, od czasów Konstantyna w teorii i praktyce postulującego państwo katolickie, a nie liberalny rozdział Kościoła od państwa. Choć Kościół i państwo odpowiadają za odrębne porządki i są różne, to nie powinny być całkiem rozdzielane. Podobnie jak nie powinno się rozdzielać duszy i ciała. W katolickim ujęciu źródłem władzy w ostatecznym sensie jest Bóg (list do Rzymian 13), a nie lud. Dlatego też nawet w demokracji przedstawiciel władzy nie jest zwolniony z obowiązku przestrzegania Jego prawa. Choć czasami (nie zawsze!) kompromisy są niezbędne w imię uniknięcia większego zła, to zasada podporządkowania władzy Bogu pozostaje niezmienna.
We wspomnianym wywiadzie Komorowski odniósł się także do kwestii in vitro i negatywnej roli, jaką odegrał w tej sprawie. Jak powiedział „(…) jako ojciec pięciorga dzieci nie powinienem odmawiać innym ludziom, którzy marzą o błogosławieństwie Bożym w postaci dziecka, szansy – często jedynej – na potomstwo”. Były prezydent zdaje się jednak zapominać, że w wyniku stosowanej obecnie procedury in vitro ginie więcej zarodków (a więc ludzi), niż jest powoływanych do życia. Dążenie do posiadania dziecka w wyniku tej procedury jest więc – w dosłownym sensie – zmierzaniem po trupach do celu. Dlatego też zakazywanie in vitro ma tyle wspólnego z wolnością sumienia, co zakazywanie morderstw dorosłych obywateli.
To nie pierwszy przypadek, gdy na łamach „Tygodnika Powszechnego” promuje się pogląd o praktycznej niezależności porządku prawno-politycznego od religijnego. W poprzednim numerze ten pogląd głosił sędzia Marek Safjan. W swoim artykule pisał, że „nie można (…) zakładać, że prawo będzie zbieżne z nakazami lub z zakazami wynikającymi z religii. Nie będzie też instrumentem realizacji określonego światopoglądu, choćby miał on charakter dominujący w społeczeństwie”.
Źródło: Tygodnik Powszechny
mjend