W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Jacek Michałowski, były szef kancelarii Bronisława Komorowskiego, przypomniał okoliczności w jakich doszło do przeniesienia krzyża smoleńskiego. Odniósł się także do roli jaką odegrały w tej sprawie media.
„Widziałem zdumiewające sceny, kiedy fotoreporterzy szarpali płotek, który był wokół krzyża, aby go rozwalić i potem mieć lepsze zdjęcia. Trzeba było udramatyzować sytuację” – opowiada Michałowski.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak podkreśla były współpracownik prezydenta „ludzie mają prawo zbierać się i modlić, gdzie chcą. O to walczyliśmy z komuną”.
– Mnie się mogą egzorcyzmy nie podobać. Ale w tej pierwszej fazie dochodziło wielokrotnie do profanacji krzyża, i to z jednej i z drugiej strony. Zarówno tych, którzy żądali pozostawienia go przed pałacem, jak i tych, którzy przychodzili naśmiewać się ze zwolenników krzyża. Jego przeniesienie było absolutnie potrzebne – uważa Michałowski.
Pytany o kontrowersje wokól Mszy Świętej za byłego pryncycpała, Michałowski odpowiedział: „To bardzo przykre, tyle mogę powiedzieć, nie chcę nakręcać spirali oskarżeń”. Zaznaczył, że „nie jest wrogiem Kościoła, przeciwnie, czuje się częścią Kościoła”. – Błądzenie ludzi jest czymś naturalnym – i hierarchowie mogą się mylić – twierdzi Michałowski.
Źródło: wyborcza.pl
luk