Niemiecka dogmatyk Dorothea Sattler, jedna z głównych postaci Drogi Synodalnej, zwięźle i trafnie ujęła sedno Synodu o Synodalności. Otóż celem tego zgromadzenia, uważa Sattler, jest ewaluacja istoty katolickości; innymi słowy przepuszczenie katolicyzmu przez swoiste sito, tak, żeby pozostały z niego tylko niektóre elementy. – Tylko to jest katolickie, co jest też ewangelickie i prawosławne – skwitowała Sattler.
Dorothea Sattler jest profesorem dogmatyki i teologii ekumenicznej w Münster. To jedna z najbardziej cenionych uczonych zaangażowanych w niemiecką Drogę Synodalną. W rozmowie z portalem Kirche-Und-Leben.de mówiła o istocie Synodu o Synodalności. Wydaje się, że Sattler bardzo dobrze odczytała intencje kierowników tego zgromadzenia i cele, które mu przyświecają. – Katolickie jest jedynie to, co jest też ewangelickie oraz prawosławne – powiedziała. – To oznacza to, co odpowiada Ewangelii bibilijnej i zostało rozpoznane jako autentyczna nauka Boga – dodała. Katolickie jest wyłącznie to, co obowiązywało zawsze i wszędzie, bo katolickość oznacza obejmowanie wszystkich czasów i całej przestrzeni, stwierdziła. – Tutaj ukazuje się wielka trudność Synodu Światowego – rozróżnienie pomiędzy ponadczasowo zobowiązującym przesłaniem Chrystusa a tym, co wynika z ograniczonej historycznie kondycji człowieka – powiedziała.
Według Sattler szczególną wartością Synodu o Synodalności jest fakt, że rozpoczął się on od modlitwy ekumenicznej, a w Rzymie są obecni przedstawiciele innych denominacji chrześcijańskich.
Wydaje się, że niemiecka dogmatyk dobrze opisuje cele synodalności, które wiążą się z ogałacaniem katolicyzmu z tego, co zostaje przez jej protagonistów uznane za historyczną naleciałość. W praktyce to na przykład moralność seksualna, przeżywanie kapłaństwa w celibacie, skupienie władzy w rękach biskupów i tak dalej. W efekcie Kościół katolicki bardzo znacząco może upodobnić się do wspólnot protestanckich. O to przecież chodzi. Bo jeżeli katolickie jest tylko to, co jest również protestanckie i prawosławne – to w istocie katolicyzm to bardzo niewiele, kilka ogólnych przekonań związanych z istnieniem jednego Boga i szczególnym posłannictwem Chrystusa. W rozumowaniu, jakie zaprezentowała Sattler, a które zdaje się przyświecać protagonistom synodalnym, widać całkowite poplątanie porządków.
Katolickość – powszechność – oznacza wezwanie wszystkich do tego samego Kościoła przez tego samego Chrystusa, powołanie wszystkich do wyzawania tej samej wiary. Katolickość jest zatem niejako zadana ludzkości. Sattler to odwraca: katolickość nie jest już zadaniem, ale została zrealizowana w programie minimum grup protestanckich. Tylko to, co one pozostawiły na skutek swojego buntu jako prawdziwe, może za takie rzeczywiście uchodzić. A zatem najwyższym kryterium katolickości byłaby już nie Tradycja Kościoła, nawet nie nauka herezjarchy Marcina Lutra, tylko… powszechny konsensus zrewoltowanych mas.
Pach