Czy czujesz się nieszczęśliwy? A może przyszło Ci do głowy, by zmierzyć poziom własnego szczęścia? To prostsze niż Ci się wydaje! Wystarczy odrobina wysiłku.
Każdy z nas postawiony wobec pytania: „czy chcesz być szczęśliwy?” nie wahając się odpowiedziałby twierdząco. Znacznie trudniej jednak sprecyzować czym tak naprawdę jest szczęście. W wieku szkolnym mogą to być dobre oceny, absencja nielubianej nauczycielki czy dobry humor rodzica po wywiadówce. Na studiach szczęście daje grono przyjaciół, osiągane sukcesy a w końcu praca, rodzina, bliscy i sukces zawodowy. Ów „przepis na szczęście” wydaje się być oczywisty. Co więcej, jak wynika z badań „Diagnoza społeczna 2013” Polacy są szczęśliwi właśnie dlatego, że potrafią zapewnić sobie godny byt, nierzadko wbrew państwu i niejako obok niego.
Wesprzyj nas już teraz!
Potwierdzają to badania TNS OBOP mówiące nawet o… dziewięćdziesięciu procentach szczęśliwych Polaków. A co, według badaczy, daje im szczęście? Życie rodzinne, pieniądze i – to na szarym końcu – życie zawodowe. Polacy najwidoczniej czują się ludźmi sukcesu przynajmniej w dwóch pierwszych dziedzinach, bo tylko siedmiu na sto deklaruje przewagę smutku i nieszczęścia nad zadowoleniem z życia.
Mrok i emo
Trudno jednak wyzbyć się wrażenia, że dorastające pokolenia Polaków stają się raczej pokoleniami smutnymi, emocjonalnie rozchwainymi. Jak pokazują rozmaite badania dzisiejsza młodzież chętnie sięga po papierosy, alkohol, narkotyki wcześniej też rozpoczyna współżycie seksualne nie mające wiele wspólnego z prawdziwą miłością. Popkultura, żywo reagująca na zapotrzebowanie mas, coraz częściej przenika mrokiem. Trasa koncertowa Behemotha to tylko jeden z przykładów, bardzo resztą jaskrawych, bo – jak zapewnia jedna z osób, która widziała tegoroczny koncert satanistów – sporo na nim studentów, ludzi bardzo młodych, z pozoru przynajmniej niewyglądających wielbicieli tego gatunku muzyki. Co w takim razie pociąga młodych ludzi w odrażających przecież zachowaniach „czarnej trupy” muzyków? Rzekomo efektowane błyski płomieni na scenie, demoniczne przebrania, budzące dreszcz niepokoju maski z rogami?
Niewykluczone jest przecież i to, że szukające nieustannie ucieczki w barwny, ale i niebezpieczny świat multimediów, młode pokolenie, zatopiwszy się w złudnej przyjemności czerpanej z kolejnych używek, traci z pola widzenia piękno sztuki, ulegając stopniowo fascynacji jej mrokiem, cieniem, tajemniczością.
Nierzadko też młodzi ludzie, odrzucając pęd za uprzyjemnianiem sobie życia, pogrążając się w kontestacji rzeczywistości, dają się ponieść pustemu w istocie życiu emocjonalnemu. Przykładem może być tak zwana subkultura emo, nastawiona przede wszystkim na wyrażanie emocji – głównie jednak tych negatywnych. Ciemny ubiór, mroczny makijaż – to podkreślenie smutku, werteryzmu, romantycznie rozszczepionych i rozszalałych uczuć.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, że oddawanie się smutnym nastrojom to ekstrawagancja, by nie powiedzieć abberacja. Naturalne i ludzkie wydaje się być bowiem dążenie do szczęścia. Współcześnie jego erzac stanowią nierzadko treści umieszczone w Internecie i kolejne elektroniczne gadżety pozwalające uciekać w nierealny świat, w którym nie trzeba konfrontować się z rzeczywistością. Silna potrzeba szczęścia, rozumiana współcześnie nierzadko w wykrzywiony zwierciadłem nowoczesności sposób, prowadzi do prób zapanowania nad tym uczuciem.
Raport ze szczęścia
Jeden z pierwszych pomysłów dzielenia się szczęściem z „wirtualnym towarzyszem” takim jak telefon czy komputer, narodził się w głowie doktoranta uniwersytetu w Harvardzie, Matta Killingswortha. Ów młody psycholog zadał sobie pytanie: „co powoduje, że ludzie są szczęśliwi?”. Chęć poznania tajemnicy ludzkiego szczęścia zaprowadziła go do pomysłu utworzenia aplikacji „Track your happiness”, stanowiącej rodzaj ankiety. Jej użytkownicy kilka razy w ciągu dnia mieli składać swoisty raport ze szczęścia, odpowiadając na pytania przesyłanie mailem lub SMS-em. Dotyczyły one poziomu szczęścia, tego co właśnie robią, o czym myślą, czy spędzają czas w satmoności, czy w towarzystwie. W ten sposób Killingsworth, zgromadziwszy ponad piętnaście tysięcy. takich ankiet, doszedł do wniosku, że… jesteśmy szczęśliwi, gdy skupiamy się na tym, co robimy.
Podobną aplikacją do stworzonej przez Killingswortha jest „Mappiness”. Na jej pomysł wpadli badacze z London School of Economics. Opracowany przez nich program nie tylko sprawdza subiektywnie postrzegany przez każdego poziom szczęścia, ale także… lokalizację telefonu a – za pomocą mikrofonu – mierzy poziom natężenia hałasu wokół użytkownika. Ma to być sposób na „zbadanie” otoczenia, w jakim znajduje się użytkownik. Podobnie do „Mappiness” działa „Senti”. Ta aplikacja, oprócz zbierania raportów ze szczęścia, pozwala także śledzić przebieg naszego samopoczucia w ciągu dnia. Oznacza to, że dzięki niej użytkownik sam może ocenić, co sprawia mu przyjemność, a co nie.
Ale niemal totalną próbą kontroli ludzkich emocji może dać aplikacja „Emotion sense”, reklamowana zgrabnym hasłem: „What makes you happy?”. Kontroluje ona ruch jej użytkownika, wykonywane przez niego połączenia oraz liczbę wybranych i odebranych wiadomości. Człowiek poszukujący odpowiedzi na pytanie: „co daje mi szczęście?”, korzystając z tej aplikacji staje się więc de facto więźniem niewielkiego elektronicznego urządzenia – smartfona lub tableta. A przecież tak często powtarzamy, że urządzania te powinny służyć człowiekowi, a nie na odwrót. Przy „Emotion sense”, niemal niewinnie wygląda aplikacja „Happier” stanowiąca coś w rodzaju Facebooka. Poprzez nią użytkownicy mogą dzielić się swoimi wrażeniami radosnymi chwilami z życia. A więc nie uścisk, pocałunek czy wspólny śmiech wyraża emocje, ale kilkaset znaków lub po prostu – to przecież bardziej lapidarne – emotikon.
Władza nad emocjami
Współczesny człowiek ma niewiarygodne wręcz pragnienia – przeradzające się w obsesję – kontroli nad wszystkim. Wiara w to, że mechanizmy rządzące światem dają się opanować nieraz już prowadziła do zguby. Prowadzi nas zresztą cały czas, czego najlepszym dowodem są projekty eugeniczne.
Pędzący wokół nas świat nierzadko sprawia, że gubimy sens szczęścia, radości z obecności bliskich czy osiąganych sukcesów. Wielu szuka szczęścia w używkach lub oddając się niebezpiecznym modom. Stąd zapotrzebowanie „kontroli emocji”. Pomysły kolejnych aplikacji, mających pomóc nam zrozumieć czym jest szczęście, sprowadzają się zwykle do smutnego paradoksu: stając się więźniem elektronicznych gadżetów, niemal je personifikujemy, zatracając równocześnie największe źródło szczęścia, jakim jest obecność drugiego człowieka. Film „Ona”, gdzie główny bohater zatracał się w związku emocjonalnym z maszyną, wydałby się być może jedynie pasjonującą fantazją reżysera, gdyby nie to, że współczesność prowadzi nas prostą drogą do zniewolenia uczuć i emocji. A przecież piękno człowieka polega właśnie na jego zmienności, charakterze wykuwającym się niczym stal w płomieniach ognia.
Władza jest wielką pokusą. Zwykle – niesłusznie – dostrzegamy przede wszystkim ograniczającą naszą wolność władzę polityczną. Ale żądza władzy nad emocjami, choćby powodowana najlepszymi intencjami, stanowi znacznie większe zagrożenie.
Podczas postu Jezusa na pustyni szatan kusił go zachęcając, by urządził pokazowy cud przemieniania kamienia w chleb. Chrystus oparł się kusicielowi, zdecydowanie demonstrując silną wolę, umiejętność kontroli nad pożądliwością ciała i mądrość w korzystaniu z posiadanej władzy. Ów ewangeliczny przykład winien stanowić dla nas cenne memento.
Krzysztof Gędłek