Szefowa resortu klimatu w porannej rozmowie na antenie komercyjnej stacji złożyła rozbrajającą deklarację: jeśli Polska podwoi produkcję energii z farm wiatrowych, za kilka lat ceny prądu spadną u nas do poziomu kosztów ponoszonych przez mieszkańców państw zachodnich.
W trakcie rozmowy Beaty Lubeckiej (Radio Zet) z minister klimatu i środowiska Pauliną Henning-Kloską (wiceszefową Polski 2050) temat energii wiatrowej powracał kilka razy.
„Jest ustawa wiatrakowa, czekamy na nią od grudnia 2023 roku. Pierwszy projekt, wiadomo, był taką, mówiąc kolokwialnie, regularną wtopą, za którą mieli stać lobbyści. No i dzisiaj w końcu ten projekt ustawy ma być przyjęty w trybie obiegowym” – zaczęła wątek dziennikarka.
Wesprzyj nas już teraz!
– Liczę, że dzisiaj zakończymy ten maraton, można powiedzieć, o 12:00, będziemy mogli w końcu się cieszyć tym, że w Polsce będziemy mogli produkować – uwaga – więcej najtańszej energii. Bo turbiny wiatrowe na lądzie, te wiatraki lądowe produkują najtańszy rodzaj energii dzisiaj dostępny w katalogu, obok wody i słońca – deklarowała minister Hennig-Kloska.
Siłą rzeczy, padło w tym miejscu pytanie, o ile potanieje w związku z tym prąd, i kiedy.
– No, przykładowo powiem tak: średni koszt wytworzenia megawatogodziny dla takiego wiatraka na lądzie, techniczny, zwykły, bez opodatkowania, bez niczego, to jest poniżej 200 złotych, a dla węgla kamiennego – powyżej 400 – wyliczała szefowa resortu klimatu.
– To zależy, ile tych inwestycji zrealizujemy. Naszą ambicją jest to, by podwoić energię z turbin wiatrowych na lądzie z 10 giga do 20 giga w ciągu pięciu najbliższych lat – mówiła.
„No i wtedy o ile potaniałby prąd?” – dociekała Beata Lubecka.
– No, spokojnie możemy zejść do poziomów bliżej krajów zachodniej Europy, gdzie no oczywiście musimy się odnosić do średniej ceny. Jeżeli dzisiaj średnia cena giełdowa za ubiegły rok to była 450 złotych, to spokojnie o kolejne 100 zł za megawatogodzinę… – mówiła minister.
Na tym jednak konkrety się skończyły bo szefowa resortu klimatu wdała się w zupełnie niejasne rozważania. Na pytanie o średni rachunek dla gospodarstwa domowego po podwojeniu liczby energii pozyskiwanej z wiatraków, stwierdziła:
– To jest tak złożony system, że dzisiaj nie chcę mówić, bo już kiedyś powiedziałam 30 złotych dla rodziny dwuosobowej, a potem rozliczano to… Tu nie ma co przeliczać tego na złotówki, bo to nie takie proste, natomiast jest jasne: jeżeli chcemy mieć tańszą energię, niższe rachunki za prąd, za ciepło w domu, to musimy tę energię w większym zakresie produkować w OZE [odnawialnych źródłach energii – PCh24.pl]. Ja pokazywałam te koszty techniczne, koszty sprzedaży. Na każdym poziomie są niższe niż w przypadku węgla – deklarowała Hennig-Kloska.
W dalszej części programu stanęła jeszcze kwestia pozornej „ekologiczności” farm wiatrowych. Radio Zet spytało, czy las jest aby na pewno odpowiednim miejscem na ich stawianie. Powodem była rozpoczęta już przez duńskiego inwestora Eurowind Energy oraz Lasy Państwowe tego rodzaju inwestycja w Puszczy Tarnowskiej. Według informacji podanych przez portal Business Insider, na obszarze zarządzanym przez nadleśnictwa Nowa Sól i Sława Śląska stanąć ma łącznie 19 wiatraków. To jednak tylko pilotaż projektu, który zgodnie z planami zyskać ma znacznie większą skalę. Inwestycja spotkała się już jednak z oporem ze strony okolicznych mieszkańców i Państwowej Rady Ochrony Przyrody, m.in. ze względu na znajdującą się tam strefę ochrony ptaków.
– I już mówię, absolutnie nie ma zgody. My w ogóle teraz w ustawie [wiatrakowej] doprecyzowaliśmy też ochronę siedlisk. I Lasy Państwowe absolutnie muszą… Przecież nie masz żadnego wyłomu dla nich, więc oni muszą absolutnie to prawo też stosować w swoim projekcie – zarzekała się minister z Polski 2050.
– Ja nie mam wiedzy, żeby jakiekolwiek cenne przyrodniczo lasy występowały i miały być wykorzystane, ale sprawdzę dokładnie ten przypadek – obiecała Hennig-Kloska.
„Według szwedzkiego rządu wiatraki na morzu obniżają zdolności obronne Szwecji, dlatego rząd rezygnuje z budowy morskich farm wiatrowych. Czy wiatraki na Bałtyku nie obniżą w takim razie zdolności obronnych Polski?” – pytała słuchaczka Anna.
– Te wszystkie projekty były opiniowane przez, oczywiście Ministerstwo Obrony Narodowej i nikt nie wnosił tego typu uwag. Natomiast są to dość wydajne farmy, które w sposób efektywny wesprą nasz miks energetyczny i absolutnie będziemy realizować te projekty. One oczywiście wymagają ochrony infrastruktury krytycznej i to będziemy też sprawnie robić, bo tego typu linia brzegowa jest specjalnie chroniona – obiecywała minister.
„Złośliwi” słuchacze pytali także o to, czy w pracach nad aktualnym projektem ustawy tzw. wiatrakowej również udział brali lobbyści – oficjalnie lub nie.
– No, widzi pani, to jest właśnie tak. Człowiek chce dać ludziom najtańszą możliwą energię, a z człowieka zrobią lobbystkę. Skandaliczne zachowanie ludzi, którzy – rozumiem – bronią importu paliw kopalnych z zagranicy – rozkładała ręce koalicyjna minister.
– Żadnych projektów, czy byliśmy w opozycji, czy jesteśmy rządem, nie piszą lobbyści – stwierdziła Paulina Hennig-Kloska.
Źródła: Radio Zet, Business Insider, PCh24.pl
RoM