Dziki stały się nieodłącznym elementem naszych miast. W związku z tym, zdaniem „Wyborczej”, powinniśmy wejść z nimi na drogę „pokojowego współistnienia”, lekceważąc związane z tym „niedogodności” – nawet jeżeli oznacza to ciągły strach o nasze zwierzęta domowe czy dzieci. Mówimy wszak nie o kotach czy ptakach, ale o dużym, dzikim zwierzęciu stadnym.
„Dzik jest dziś stałym elementem miejskiego ekosystemu. Nie da się tych zwierząt wytępić, czy usunąć całkowicie” – ogłasza „Wyborcza” ustami swojego rozmówcy, prof. Jakuba Gryza z Instytutu Badawczego Leśnictwa. I dalej wyjaśnia, że problem w dzikami w przestrzeni miejskiej zależy wyłącznie od tego, „czy chcemy widzieć w nim kłopot, czy raczej współmieszkańca”.
Ale nawet jeśli osobiście nie mamy problemu z dzikami, to one mogą go mieć z nami. Przekonała się o tym 55-letnia mieszkanka Gdyni, którą cudem odratowano po tym, jak dzik w agresywnej szarzy przeciął kobiecie tętnicę udową. Przekonali się również właściciele suczki z Krakowa, która w okolicach ul. Kobierzyńskiej została dosłownie zmasakrowana przez watahę dzikich zwierząt. W Legnicy natomiast dzik poważnie poturbował dziecko. Wszystkie przypadki „Wyborcza” wspomina, choć nie wyciąga z nich absolutnie żadnych wniosków.
Wesprzyj nas już teraz!
„To jest sytuacja wyjątkowa, choć czasem nieunikniona” – bagatelizuje sprawę cytowana w tekście „socjolożka”. „Zestawmy to z liczbą pogryzień przez psy, wtedy zyskamy adekwatną perspektywę” – sugeruje z kolei prof. Gryz, zapominając chyba, że problemy z psami spowodowały konieczność wyprowadzania na smyczy czy zakładania kagańca. Natomiast w przypadku dużo groźniejszego zwierzęcia… to my musimy się podporządkować.
Specjaliści sugerują, że w przypadku kontaktu najlepiej po prostu obejść zwierzęta lub je przepłoszyć. W tym celu musi wystarczyć nam wiara w skuteczność machania rękami czy głośnego krzyku. Jeżeli jednak dzik postanowi zaatakować, najlepiej „wskoczyć na murek, lub jakieś podwyższenie” (jeżeli oczywiście jest gdzieś w pobliżu). Psy natomiast absolutnie powinno się oduczyć szczekania na dzikie zwierzęta, gdyż może sprowokować je do ataku.
Dzika nie można odstrzelić, bo to niebezpieczne. Złapać i zlikwidować, rzekomo nieetyczne – procedurę nazwano w artykule nawet „egzekucją w odłowni”. Można próbować uśpić farmakologicznie lub nawet podrzucić do lasu…środki antykoncepcyjne (sic!), ale to z kolei zbyt kosztowne rozwiązanie.
Niektórzy nauczyli się tak sympatyzować z dzikiem, że na Osiedlu Podwawelskim w Krakowie powstała petycja o… postawieniu zwierzęciu pomnika. Eksperci mówią o „mentalnej zmianie” jaka dokonała się w ostatnich latach. Jak widać, choć sam może nieokrzesany, dzik wychował sobie miłośników zwierząt i redaktorów „Wyborczej”, którzy sami przekonują, że „współistnienie” zakłada konieczność ustępstw. Ale wyłącznie z naszej strony.
Piotr Relich
Terror dzikich zwierząt. Do tego prowadzi słuchanie się ekologistów [OPINIA]