W Chicago ponad 350 tys. uczniów ma przymusowe wakacje. Strajkuje tam 30 tys. nauczycieli, skupionych w lokalnym związku zawodowym CTU. Nauczyciele domagają się wyższych pensji i ochrony zatrudnienia. Wszystko przez wprowadzony nowy system oceniania ich pracy.
Chicago to trzeci co do wielkości okręg szkolny w Stanach Zjednoczonych. Nauczyciele zarabiają tam średnio około 76 tys. dol. rocznie. Jedynie w Nowym Jorku pensje nauczycielskie są nieznacznie wyższe.
Wesprzyj nas już teraz!
Nauczyciele walczą nie tylko o podwyżkę pensji w związku z wydłużeniem czasu pracy, ale także o stworzenie odpowiednich osłon dla zwalnianych kolegów, którzy mogą stracić posadę z powodu nowego systemu ocenianiaefektywności ich pracy na podstawie standardowych testów uczniów.
Pedagodzy obawiają się, że pracę może stracić kilka tysięcy osób. Poziom szkolnictwa publicznego w Chicago jest niski. Według strajkujących, nie mają oni całkowitego wpływu na wyniki osiągane przez uczniów. Niskie osiągnięcia swoich podopiecznych nauczyciele tłumaczą m.in. wysokim wskaźnikiem biedy w regionie.
Od ponad ośmiu miesięcy trwały negocjacje w sprawie zmian. Bez skutku. Wszystkie media krajowe relacjonują wydarzenia na bieżąco, podkreślając, że nauczyciele i centrala związkowa zachowują się skrajnie nieodpowiedzialnie, nie zapewniając dzieciom opieki.
W Chicago nieco ponad 60 proc.uczniów kończy szkołę podstawową. Rodzice często mają ograniczony wybór co do szkoły. W sytuacji gdy nie stać ich na prywatną edukację, muszą posłać swoje pociechy do najbliższej szkoły publicznej.
Politycy i władze miasta Chicago są oburzeni strajkiem. Niektórzy obserwatorzy sceny politycznej przewidują, że strajk może poważnie zaszkodzić Obamie w najbliższych wyborach. Po raz pierwszy bowiem związek zawodowy wszedł w konflikt z Partią Demokratyczną, którą zawsze wspierał i to w bardzo ważnym regionie wyborczym.
Źródło: Reuters, catholic.org., AS.