Chiński system inwigilacji przy użyciu najnowszych technologii teleinformatycznych jest wdrażany w Australii. Program kontroluje obywateli, zachęca do odpowiednich postaw i karze za brak posłuszeństwa. Do 2018 roku na całym świecie dzięki supernowoczesnej inwigilacji ukarano już ponad 23 mln obywateli.
Program inwigilacji obywateli jest realizowany przez tworzenie tzw. smart cities (inteligentne miasta – przyp. red.). Australijskie miasto Darwin właśnie włączyło się w projekt cyfrowo zintegrowanej przyszłości, który ma zaowocować powstaniem inteligentnego miasta. We wdrożeniu projektu pomaga jedno z sześciu „siostrzanych miast” Darwin, którym jest chińskie Haikou, stolica prowincji Hainan. Oba miasta współpracują ze sobą nie tylko na gruncie kulturalnym, ale także korporacyjnym i technologicznym.
Wesprzyj nas już teraz!
Włodarze Darwin zafascynowali się „potencjałem” systemu gromadzenia danych na temat korzystania przez obywateli z usług publicznych za pośrednictwem Wi-Fi. Pozyskane w ten sposób dane sprzedawane są prywatnym spółkom IT, które mogą monitorować aktywność i przemieszczanie się obywateli w czasie rzeczywistym.
W budżecie na 2019 r. na rozbudowę lokalnej sieci CCTV w ramach programu „Inwestowanie na bezpieczniejszym terytorium” dla Terytorium Północnego przeznaczono równowartość około 1,4 mln dol. amerykańskich. Kwota ta może być jeszcze uzupełniona funduszami „dochodów z kar”, dzięki czemu inwestycja będzie znacznie większa.
To wystarczająca ilość pieniędzy, aby wdrożyć biometryczne oprogramowanie do rozpoznawania twarzy, które może połączyć twarz z obrazu CCTV z prawem jazdy, paszportem, a także z aplikacjami „triggerfish”, które umożliwiają dostęp, na przykład do identyfikacji danych na smartfonie zdalnie bez wiedzy użytkownika. Wszystkie te systemy można zautomatyzować.
Ustawa o szyfrowaniu, przyjęta przez parlament australijski w grudniu 2018 r., zapewniła organom ścigania i agencjom wywiadowczym bezprecedensowy dostęp do technologii komunikacyjnych. Dostawcy usług telekomunikacyjnych muszą teraz zapewniać potencjalnie nieograniczony dostęp do prywatnych danych. Muszą również, z mocy prawa, ukrywać przed swoimi klientami, że to robią.
Zdolność agencji państwowych do śledzenia aktywności obywateli rozciąga się od stron internetowych, które przeglądają na telefonach komórkowych po prywatne wiadomości przesyłane za pośrednictwem poczty internetowej. W Australii nie ma konstytucyjnej ochrony prywatności, stąd różne instytucje mogą swobodnie korzystać z rejestrów karnych, akt medycznych, odcinków wypłat, wzorów wydatków i historii przeglądania sieci dowolnego obywatela.
Władze miasta Darwin zamierzają wykorzystywać chińską technikę nadzoru do gromadzenia danych o tym, co ludzie robią na swoich telefonach i do umieszczania „wirtualnych ogrodzeń”, które natychmiast uruchomią ostrzeżenie, jeśli te ogrodzenia zostaną przekroczone.
System rozpoznawania twarzy ma umożliwić identyfikację użytkownika. Dyrektor generalny Darwin City ds. innowacji, rozwoju i usług, Josh Sattler, powiedział NT News: „Otrzymamy alarm z informacją: „W tej okolicy jest osoba, gdzie postawiono wirtualne ogrodzenie”. […] Boom, alarm wysyłany jest do dowolnego organu, czy to do nas, czy do policji” – stwierdził Sattler. Oznacza to śledzenie przez organy ścigania i władze lokalne ruchów obywatela w czasie rzeczywistym.
Takie dane mogą być również wykorzystane do wprowadzenia ograniczeń swobodnego przemieszczania się. Mogą być także sprzedawane stronom trzecim, w zamian za transakcje z rządem lub w celu zwiększenia wpływów do budżetu miasta. Obywatel praktycznie nie ma się jak bronić przed tą inwigilacją.
Miasto Darwin i City of Palmerston kupiły również pięć nowych mobilnych urządzeń CCTV o wysokiej rozdzielczości za kwotę 635 000 USD, finansowaną z funduszu Safer Communities australijskiego rządu. Policja Terytorium Północnego rozmieści je w obu gminach. Systemy kamer będą wykorzystywane do nadzorowania „przestępczości i zachowań antyspołecznych” oraz „ochrony organizacji, które mogą napotkać zagrożenia bezpieczeństwa”.
Zgodnie z ideą „smart city” (ich wdrażanie to także jeden z celów Agendy Zrównoważonego Rozwoju 2030), miasto przyszłości to bezpieczniejsza i bardziej żywa przestrzeń. Wymaga stałej obserwacji obywateli zarówno online jak i offline, gdziekolwiek są.
Brad Smith z Microsoftu ostrzegał przed powszechnym wdrażaniem technologii rozpoznawania twarzy, bez odpowiednich regulacji, chroniących prywatność ludzi.
System stałej inwigilacji obywateli, wdrożony w Chinach, zwany Systemem Zaufania Społecznego zaczął się od płatności mobilnych (aplikacja Alipay, stworzona przez Ant Financial – chińską firmę należącą do megakorporacji Alibaba). Alipay to tzw. superaplikacja z własnym ekosystemem, który jest w stanie wyliczyć indywidualną zdolność kredytową każdego obywatela.
Po zainstalowaniu jej na smartfonie, analizuje ona historię zakupową i przyznaje określony kredyt. Jak podaje portal spidersweb.pl, podobnie działa aplikacja WeChat. Korzystają z niej m.in. chińscy żebracy.
W 2014 r., po upowszechnieniu mobilnych aplikacji płatniczych, rząd w Pekinie zapowiedział uruchomienie systemu kredytu społecznego. Rada Państwa Chińskiej Republiki Ludowej dzięki aplikacjom, których dane analizowane są na bieżąco przez big data, ma wgląd w historię zakupową obywateli.
System Zaufania Społecznego obejmuje także ocenę aktywności w mediach społecznościowych, siatki znajomych oraz miejsc, które odwiedza inwigilowany obywatel (zarówno w sieci, jak i w realu). Komuniści sprawdzają, czy dana osoba zachowuje się zgodne z aktualną linią partii rządzącej. W przypadku negatywnych wpisów w sieci, obywatel otrzymuje punkty karne. Co ciekawe, podobny mechanizm, oparty jednak na o wiele bardziej prymitywnych rozwiązaniach, działał na przykład w NRD.
„Wzorowi obywatele” w nagrodę mogą uzyskać miejsce dla swoich dzieci w lepszych szkołach, awans w pracy, czy wyższą zdolność kredytową. Władze chińskie w sposób szczególny nagradzają za donosy na innych obywateli, którzy np. słuchali „niewłaściwej” muzyki, czy narzekali na standard świadczonych usług przez urzędy czy skarżyli się na partię.
Próbny program Systemu Zaufania Społecznego najpierw zainstalowano w mieście Rongcheng, gdzie wg władz, „znacznie poprawiła się atmosfera, a mieszkańcy miasta stali się bardziej aktywni i zaangażowani w sprawy lokalne” (tzw. demokracja uczestnicząca).
Efektem tego programu testowego są cztery klasy obywateli: A, B, C i D. Klasa A to ci wzorowi, mogący liczyć na liczne przywileje. Zachowania mieszkańców z grupy C monitorowane są codziennie. Otrzymują również pisemne instrukcje dot. wprowadzonych w stosunku do nich ograniczeń. Z kolei obywatele z grupy D mają największe problemy, choćby w otrzymaniu paszportu, co czasami staje się wręcz niemożliwe. Warto dodać, że inne elementy monitoringu obejmują np. analizę chodu ludzi.
Smart City są wdrażane w wielu miastach krajów zachodnich. W Holandii próbuje się sterować zachowaniami ludzi m.in. poprzez rozpylanie zapachów w miejscach publicznych. W krajach skandynawskich, gdzie szybko chce się doprowadzić do tzw. obrotu bezgotówkowego, poskramia się obywateli, blokując im możliwość zakupu za pośrednictwem kart płatniczych towarów o zbyt dużym „śladzie węglowym”. Chodzi oczywiście o walkę z tzw. „ociepleniem klimatu”. Zabawnie, choć zarazem strasznie brzmi to, że osoby mające problemy z wagą docelowo nie będą mogły zakupić słodyczy itp.
Chińczycy od zainicjowania systemu do końca 2018 r. ukarali ponad 23 mln obywateli – donosił „The Guardian.” 17,5 miliona osób nie mogło nabyć biletów lotniczych, kolejne 5,5 miliona nie mogło kupić biletu na pociąg.
W całym Państwie Środka pod pozorem racjonalizacji kosztów usług komunalnych zainstalowano ponad 600 mln kamer z czujnikami. Obywatele, którzy utracili punkty, nie mogą się swobodnie przemieszczać i starać się o kredyt. Z kolei pracodawcy muszą stale składać raporty na temat ich zachowania w pracy.
Chińczykom we wdrożeniu skandalicznego systemu inwigilacji obywateli pomagają wielkie korporacje IT. W 2018 r. miliarder Bill Gates został przyjęty do grona najbardziej zasłużonych komunistycznych „naukowców” Chińskiej Akademii Inżynierii.
Obok twórcy Microsoftu, również dziewięciu innych amerykańskich „zagranicznych ekspertów” w dziedzinie inżynierii i technologii zostało członkami chińskiej organizacji naukowe. Ta prestiżowa dla Chińczyków Akademia skupia jedynie osoby „wybitnie zasłużone” dla partii komunistycznej i Chińskiej Republiki Ludowej.
Fundacja Billa Gatesa – miliardera, filantropa „walczącego z ubóstwem i chorobami na całym świecie” – opublikowała raport, chwaląc sukcesy Chin w walce z ubóstwem. Opracowanie zatytułowane „Goalkeepers: The Stories Behind the Data”, wskazuje, że zarówno Chiny, jak i Indie – oba kraje stosujące przymusowe środki kontroli urodzin – od 1990 roku stale przyczyniają się do spadku ubóstwa na świecie z 35 proc. w 1990 roku do 9 proc. w 2016 r.
Zdaniem Gatesa, doświadczenie Chin oferuje lekcje dla innych krajów rozwijających się i jest ważne dla świata. „Widzę Chiny jako nieodzowny element rozwiązania najbardziej palących problemów na świecie” – stwierdził miliarder w wywiadzie udzielonym chinadaily.com w 2017 r.
„Potrzebujemy chińskich inwestycji, innowacji i zaangażowania w walkę ze zmianami klimatu, wyeliminowanie skrajnego ubóstwa i zwycięstwo w walce z najgroźniejszymi chorobami świata” – przekonywał.
Na pytanie, jakie jest największe osiągnięcie Chin w ciągu ostatnich pięciu lat i jaka jest najbardziej zauważalna zmiana, którą zaobserwował, Gates odparł: „W ciągu ostatnich pięciu lat Chiny były szczególnie ambitne pod względem wykorzystania zdobytych doświadczeń na temat walki z ubóstwem i śmiercią dzieci oraz pomocy innym krajom w stosowaniu tych (rozwiązań) we własnym kontekście. W 2015 roku na przykład Chiny potroiły swoje zaangażowanie w rozwój Afryki, obiecując 60 miliardów dolarów”.
I dalej: „Ponieważ świat wyrusza w podróż, aby osiągnąć cele zrównoważonego rozwoju do 2030 roku, jesteśmy w decydującym momencie. Chiny mają do odegrania kluczową rolę w kontynuowaniu postępu zainicjowanego przez poprzednie pokolenie i to jest obiecujące, że chcą być wspaniałym partnerem (sic!)” – mówił.
Wywiad jest porażający. Opublikowała go także brytyjska gazeta „The Daily Telegraph”. Gates poproszony o opisanie Chin w kilku słowach, stwierdził, że jest to kraj „zaangażowany, ambitny i żywotny”. „Zaangażowany, ponieważ tak jak każdy inny duży kraj w ciągu ostatnich kilku lat, Chiny wykazały zaangażowanie w zdrowie i rozwój zarówno w kraju jak i za granicą. Ambitny ze względu na cele, które Chiny postawiły przed sobą, w tym likwidację skrajnego ubóstwa do 2020 roku. Jest to bardzo ważne, ponieważ uważam, że potrzebujemy zaangażowanych i odpowiedzialnych Chin, jeśli chcemy uwolnić świat od tego, co nazywamy „możliwą do rozwiązania ludzką nędzą”. Chiny są bardzo ważne dla przyszłości całego świata” – podkreślił amerykański miliarder, którego fundacja sponsoruje programy depopulacyjne na świecie.
Pytany o opinię nt. obecnego prezydenta, Gates zachwalał lidera Chin: „Melinda i ja mieliśmy przyjemność spotkać się z prezydentem Xi i pierwszą damą Peng Liyuan więcej niż jeden raz. Z radością powitaliśmy ich w Seattle w 2015 roku, a Melinda spotkała się z Peng podczas swojej podróży do Chin w tym roku” – mówił.
Miliarder stwierdzi również, że jest podekscytowany partnerstwami, które fundacja stworzyła z wiodącym Biurem ds. Walki z Ubóstwem i Rozwoju oraz z krajową Komisją ds. Zdrowia i Planowania Rodziny, aby pomóc w poprawie zdrowia na obszarach wiejskich w Chinach. Gates zdradził także, że obecnie „Chiny są domem dla światowej klasy badań i rozwoju leków, szczepionek i innych produktów medycznych”.
Gates wyraził nadzieję, że Chiny za pięć lat nadal będą pomagać światu w rozwiązywaniu największych problemów zdrowotnych i rozwojowych, a w dłuższej perspektywie, będą jeszcze bardziej zaangażowane w relacje międzynarodowe. „Jestem zwolennikiem globalizacji jako dobrej siły i podoba mi się to, że partnerstwo naszej fundacji z Chinami jest dobrym przykładem tego, co globalna współpraca może przynieść: pomagając Chinom rozwiązać problemy na miejscu, stały się one najlepszym partnerem w rozwoju, jaki tylko może być, dla reszty świata” – tłumaczył Gates.
Założyciel Microsoftu wraz z nieżyjącym Davidem Rockefellerem, Georgem Sorosem, Tedem Turnerem, Warrenem Buffetem i kilkoma innymi miliarderami utworzył „The Good Club”. W 2009 roku „The Guardian” donosił o sekretnym spotkaniu jego członków w sercu Manhattanu, kiedy to rozmawiano o globalnym kryzysie finansowym, zagrożeniu dla planety oraz „przeludnieniu”. Informacje, które wyciekły do mediów bardzo poruszyły innych „filantropów” oburzonych, że z powodu mniejszego majątku nie zostali zaproszeni na spotkanie.
27 listopada roku 2017 chińskie media poinformowały, że oprócz Billa Gatesa, szefa TerraPower, Chińska Akademia Inżynieryjna niedawno wybrała 67 nowych członków krajowych i 17 zagranicznych. Łącznie spośród 18 zagranicznych ekspertów, 10 pochodzi z USA, 3 z Wielkiej Brytanii, 3 z Australii, 1 z Japonii i 1 z Rosji.
Z USA wybrano m.in. Leo Rafael Reifa, szefa Massachusetts Institute of Technology (MIT) i członka Rady ds. Stosunków Zagranicznych (CFR), która odegrała kluczową rolę w historycznej normalizacji stosunków USA z Chinami. Także Liang-Shih Fana z The Ohio State University, Raj Reddy (Carnegie Mellon University), Surendra P. Shah (Northwestern University Henry T. Yang (University of California), Nicholas Peppas, który jest dyrektorem generalnym Cockrell Family Regents na Uniwersytecie Teksańskim w Austin, Ahsan Kareem, Robert Moran Profesor Inżynierii Lądowej i Środowiska oraz Nauk o Ziemi na Uniwersytecie Notre Dame.
Dr Wang Dan, przywódca protestów studenckich na Placu Tiananmen w 1989 roku napisał niedawno artykuł, który ukazał się w „The New York Times” ubolewając nad komunistyczną cenzurą obecną na wielu amerykańskich uczelniach. W tekście zatytułowanym „Pekin Hinders Free Speech in America” przekonywał, że członkowie stowarzyszenia China Students and Scholars Association, którzy mają siedziby na wielu amerykańskich uniwersytetach, działają jako ramię szpiegujące i wykonawcze chińskiego rządu. Jego zdaniem tak działają różne inne stowarzyszenia i Instytuty Konfucjusza cenzurujące dyskusje polityczne i ograniczające swobodną wymianę poglądów. Dopytywał, dlaczego uniwersytety amerykańskie je sponsorują?
Warto dodać, że o „smart cities” będą rozmawiali uczestnicy konferencji grupy Bilderberg, na którą został zaproszony m.in. prezydent miasta Warszawa, Rafał Trzaskowski.
Coroczne spotkania za zamkniętymi drzwiami skupiają polityków, dziennikarzy, bankierów, wykładowców prestiżowych uczelni i szefów największych koncernów. Podczas kilkudniowych paneli rozmawiają oni o kwestiach bezpieczeństwa, globalizacji i najnowszych trendach gospodarki.
Bilderberg bierze swoją nazwę od hotelu w Holandii, gdzie grupa po raz pierwszy spotkała się w 1954 roku (hotel nadal istnieje). Organizacji zarzuca się, że kontroluje Partię Republikańską, a także struktury UE i chce narzucić rząd światowy. Jej formalnym założycielem jest niemiecki książę Bernhard urodzony w Holandii, ojciec byłej królowej holenderskiej księżniczki Beatrix. Niemałą rolę w powstaniu Grupy Bilderberg – której działania koordynuje niewielki sekretariat – odegrał polski „ojciec chrzestny” socjalista Józef Retinger. Organizacja powstała z obaw – jak można przeczytać na oficjalnej stronie internetowej Bilderberg Group – iż Europa Zachodnia i Ameryka Północna po wojnie nie współpracowały ze sobą w wystarczającym stopniu.
Źródło: theconversation.com; en.cae.cn; telegraph.co.uk; theguardian.com; webspider.com.pl; wp.pl; PCh24.pl
AS
WMa