6 lutego 2024

Chiński „system nadzoru” nie na eksport. Kluczem skuteczności technologia i… sieć darmowych donosicieli

(pixabay.com)

Chociaż Chiny mają jeden z najbardziej wyrafinowanych systemów inwigilacji na świecie, to jednak nie mogą go wyeksportować zagranicę – uważa prof. Minxin Pei z Claremont McKenna College. W obszernym eseju zamieszczonym 6 lutego br. w magazynie „Foreign Affairs” podkreśla on, że system inwigilacji obywateli opiera się nie tylko na wyrafinowanej technologii, ale przede wszystkim na budowanej od wielu lat sieci milionów informatorów w całym kraju, którzy często donoszą na kolegów i koleżanki, nie domagając się z tego tytułu zapłaty.

Prof. Minxin Pei napisał książkę pt. „The Sentinel State: Surveillance and the Survival of Dictatorship in China”, która już niebawem ma się ukazać. Pewne kwestie w niej zawarte ujawnił w artykule zatytułowanym „Why China Can’t Export Its Model of Surveillance”.

Autor zaznacza, że „Państwo inwigilacyjne Pekinu to nie tylko wyczyn technologiczny”, lecz popiera się przede wszystkim na budowanej – w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat istnienia Komunistycznej Partii Chin – „rozległej sieci milionów informatorów i szpiegów, których często nieodpłatna praca miała kluczowe znaczenie dla przetrwania reżimu”.

Wesprzyj nas już teraz!

W jego opinii, chociaż powszechne stosowanie kamer i zaawansowanych algorytmów (tak zwana sztuczna inteligencja) pomagają w tropieniu wcześniej wybranych obywateli, to stłumienie protestów podczas „pandemii” umożliwili donosiciele. Bez „sieci informatorów” chiński aparat bezpieczeństwa by nie zadziałał. I dlatego też, jeśli inne państwa chciałyby wprowadzać model chiński, również musiałyby mieć taką sieć.

Profesor uważa, że w obliczu bezprecedensowych trudności gospodarczych, „aparat stanie się przedmiotem nowych nacisków i napięć”, a państwo może „mieć trudności nie tylko z utrzymaniem swojej technologicznej kontroli, ale także z poleganiem na zaangażowaniu cywilnych informatorów, którzy stanowią siłę napędową chińskiego reżimu inwigilacji”.

Autor wyjaśnia, że państwo ma dwie główne agencje bezpieczeństwa wewnętrznego. Za szpiegostwo zewnętrzne i kontrwywiad krajowy odpowiada Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego. Szpiegowaniem obywateli zaś zajmuje się Jednostka Ochrony Bezpieczeństwa Politycznego w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Tworzą ją wyspecjalizowane jednostki, a także policjanci. Obie agencje rekrutują swoich informatorów oddzielnie.

Z szacunków Minixin Pei wynika, że w kraju jest około dwóch milionów policjantów. Analityk zauważa, że chcąc zbudować sprawny aparat nadzoru, który nie zagrozi partii, trzeba znaleźć równowagę pomiędzy uczynieniem tajnej policji wystarczająco silną, ale nie zbyt potężną.

Chiński system nadzoru jest bardzo kosztowny. Tylko w 2022 r. Pekin wydał na  bezpieczeństwo wewnętrzne ponad 202 mld. dol. (policja, agencje bezpieczeństwa, Ludowa Policja Zbrojna, sądy, prokuratura i więzienia). Ta kwota zbliżona jest do budżetu obronnego i będzie rosła wraz z szerszym wdrażaniem programów rozpoznawania twarzy Skynet i Sharp Eyes.

Partia rozdziela zadania inwigilacyjne pomiędzy różne jednostki sił bezpieczeństwa i inne podmioty powiązane z państwem.

Poza tymi podmiotami działa potężna siatka donosicieli obecnych w firmach, na uczelniach i w innych placówkach. Koordynacją działalności sieci zajmuje się komitet polityczno-prawny KPCH. Urzędnicy KPCH są w każdej jednostce bezpieczeństwa. Kadencja najwyższych szefów bezpieczeństwa trwa 5 lat.

Autor porównuje obecny chiński system nadzoru ze wschodnioniemiecką Stasi, największą tajną policją na świecie, z jednym funkcjonariuszem przypadającym na 165 obywateli NRD i 189 tys. „informatorami” pośród populacji (1,1 proc. obywateli). Zaznacza, że dane, które udało mu się zebrać wskazują na istnienie zaledwie od 60 do 100 tys. tajnych policjantów w Chinach, czyli, że 1 funkcjonariusz przypadałby na około 14 tys. obywateli.

Najistotniejsze jest to, że KPCh może polegać na kilkunastu milionach donosicieli znajdujących się w różnych organizacjach, wobec których stosowany jest przymus lub zachęty. Szacuje się, że może ich być około 15 mln. Poza tym zwykła policja i tajna policja utrzymują oddzielne sieci wynagradzanych szpiegów i nieopłacanych informatorów.

Na uniwersytetach działają informatorzy, którzy co dwa tygodnie lub co miesiąc zdają raporty opiekunowi, którym jest zwykle funkcjonariusz partii. Informacje dotyczą działalności członków zakazanych sekt, podziemnych grup religijnych, reakcji opinii publicznej na politykę rządu lub wydarzenia polityczne.

Chiński system nadzoru powstał zanim pojawiły się zaawansowane technologie nadzoru. Wciąż powszechnie stosuje się taktykę „kontrolowania pozycji na polu bitwy” lub „monitorowania krytycznych obiektów publicznych (lotnisk, dworców kolejowych i hoteli) oraz instytucji społecznych (w szczególności uniwersytetów i klasztorów buddyzmu tybetańskiego) pod kątem działań stwarzających zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego i bezpieczeństwa reżimu”.

Policja sprawdza, czy pracownicy tych miejsc prowadzą rejestry i zgłaszają tożsamość oraz transakcje swoich klientów. Cyberpolicja często sprawdza kafejki internetowe. Cyfrowy system informacyjny i kamery wideo pełnią funkcję pomocniczą i uzupełniającą.

Inną taktyką jest zastraszanie i monitorowanie osób sklasyfikowanych przez partię jako „kluczowe osoby”. To np. członkowie zakazanych sekt i grup religijnych, petenci, protestujący, osoby chore psychicznie, narkomani itp. Policja sprawdza miejsca ich fizycznego pobytu, „odradza” udziału w niepożądanych działaniach.

Tworzy się także zespoły złożone z pięciu osób: policjanta, urzędnika komisji sąsiedzkiej, przedstawiciela pracodawcy, członka rodziny ofiary i informatora znajdującego się fizycznie blisko celu, którzy monitorują na bieżąco zachowanie danego delikwenta (osoby skorej do składania skarg, zawstydzania władzy, brania udziału w protestach itp.).

Zaawansowana technologia ułatwiła proces śledzenia osób znajdujących się na czarnej liście. Gdy podejrzana osoba podróżuje system przechwytuje informacje z telefonu komórkowego, automatycznie uruchamiając alerty. Monitorowaniem aktywności w sieci zajmuje się cyberpolicja.

Profesor uważa, że modelu chińskiego nie można przenieść do mniej zorganizowanych autokracji niż leninowskie państwo-partia w Chinach. System ten bowiem wymaga silnej siatki informatorów w całym kraju. Ponadto nie został sprawdzony „w mniej sprzyjającym otoczeniu gospodarczym”.

Być może to się stanie niebawem wraz z pogarszającą się koniunkturą na rynku chińskim i rosnącym obciążeniem budżetów samorządów lokalnych, które muszą radzić sobie z rosnącymi kosztami utrzymania i modernizacji zaawansowanego technologicznie sprzętu monitorującego.

Źródło: foreignaffairs.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(17)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 143 574 zł cel: 300 000 zł
48%
wybierz kwotę:
Wspieram