7 grudnia 2022

Chińskie protesty mają znaczenie. Polityce władz sprzeciwia się „moralne sumienie narodu”

(Fot. ANN WANG / Reuters / Forum)

Protesty Chińczyków – zainicjowane przesz studentów renomowanych uczelni chińskich, przedstawicieli klasy średniej wywodzących się spośród rządzącej, głównej grupy etnicznej Han, ludzi zmęczonych nie tylko bezsensownymi obostrzeniami covidowymi, ale zwyczajnie przeciwstawiającymi się utracie dochodów – budzą duże zainteresowanie zagranicą. Eksperci zastanawiają się, jak długo potrwają, jakie mogą mieć konsekwencje i czy właściwie odczytują intencje chińskiej społeczności?

„Nie będzie żadnych odszkodowań, przeprosin, ujawnienia prawdy. Po prostu pójdziemy dalej. To, co może nas zablokować, może również łatwo odblokować. Jak przerażająca jest ta kapryśna moc i kiedy znów wywróci twoje życie do góry nogami? Nie świętuję, po prostu z wdzięcznością wspominam tych dzielnych przyjaciół” – napisał jeden z mieszkańców Pekinu na stronie Weibo, odnosząc się do demonstracji w Chinach.

Protesty wybuchły w całym kraju 24 listopada br. po doniesieniach o śmierci 10 osób i 9 zranionych w wyniku pożaru bloku mieszkalnego w Urumczi, stolicy regionu Sinciang, zamieszkiwanego przez ujgurskich muzułmanów. Do tragicznego zdarzenia doszło, ponieważ straż pożarna nie mogła dotrzeć na miejsce tragedii z powodu kwarantanny. Jak podawał „The New York Times” w Chinach w owym czasie uniemożliwiono przemieszczanie się aż 40 proc. ludności.

Wesprzyj nas już teraz!

Od 2020 r. Pekin stosuje surową politykę „zero Covid”, co wiąże się z mnożeniem absurdalnych trudności dla obywateli. Wielu ta polityka doprowadziła do bankructwa, samobójstw i bezsensowych wypadków.

Frustracja narastała z powodu testomanii. Nie można było wejść do sklepu, komunikacji publicznej, galerii, biura i przychodni bez negatywnego wyniku testu na Covid. Maski, izolacja, zamknięte biznesy, spowolnienie gospodarcze, tragiczne warunki panujące w ośrodkach przymusowej izolacji, braki w zaopatrzeniu jedynie wzmagały napięcie sfrustrowanego społeczeństwa.  

Pożar w ujgurskim mieście stał się wyzwalaczem demonstracji, a ich uczestnicy domagali się nie tylko zniesienia obostrzeń sanitarnych, ale także odejścia Xi Jinpinga, wybranego w listopadzie na trzecią kadencję prezydencką. Pojawiły się żądania, by także partia komunistyczna zniknęła.  

Ludzie wychodzący na ulice w Pekinie, Szanghaju i wielu innych aglomeracjach miejskich, jeszcze do niedawna nie atakowali komunistycznego lidBera, obawiając się represji zakrojonych na szeroką skalę.

Naród i partia nie mówią jednym głosem. Będzie odwet

Tym razem pokazali, że naród nie jest zjednoczony z partią, o czym Xi Jinping zapewniał prezydenta Joe Bidena na Bali, domagając się, by nie próbować podważać poglądów 1,4 mld Chińczyków, mówiących jednym głosem z władzą.

W następstwie protestów, które w niektórych miejscach przybrały bardziej gwałtowny charakter, na początku grudnia br. rządzący zaczęli zmieniać narrację, publikując materiały o tym, że koronawirus nie jest jednak tak groźny, nie ma tzw. długiego covida, a ryzyko zarażenia się koronawirusem jest niewielkie. Sam Xi Jinping miał sygnalizować 1 grudnia w rozmowie z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlsem Michelem, że społeczeństwo w Chinach jest już zmęczone blokadami i że trzeba będzie poluzować politykę antycovidową.

5 grudnia władze niektórych miast zaczęły wprowadzać drobne zmiany. Jednak w niektórych regionach obostrzenia zaostrzono, a w jeszcze innych lokalne władze przyjęły postawę wyczekującą. Obserwują wydarzenia. W większych miastach, udając się do sklepów spożywczych, komunikacji publicznej nie potrzeba już przedstawiać kodu poświadczającego, że nie jest się zarażonym koronawirusem. Testy wciąż obowiązują w wielu punktach. Sklepy i obiekty gastronomiczne nie są przygotowane na pełne otwarcie z powodu braku pracowników. Przez to zaś, że zaczęto likwidować niektóre punkty poboru wymazów, do innych ustawiły się długie kolejki.

Protesty nieco ucichły w większych miastach, gdzie odnotowuje się dużą obecność sił porządkowych. Regionalni urzędnicy zapowiedzieli, że poluzują przepisy dotyczące izolacji, by ludzie mogli odbywać kwarantannę w domu, a nie w specjalnych ośrodkach.

Chociaż wydaje się, że zapał demonstrantów słabnie, słychać głosy o demonstracjach „wściekłych obywateli” w niektórych regionach. Zaawansowane technologie inwigilacji obecnie są wykorzystywane do identyfikowania uczestników demonstracji. Policja puka do ich drzwi…

Nie jest tajemnicą, że wydarzenia chińskie napawają optymizmem amerykańskich oficjeli. Prezydent Joe Biden na razie unika oficjalnych wypowiedzi, ale John Kirby, koordynator Rady Bezpieczeństwa Narodowego w Białym Domu, odpowiadając na pytania dziennikarzy odnośnie przesłania, jakie Ameryka chciałaby wysłać protestującym Chińczykom, zaznaczył: – Nasze przesłanie do pokojowych demonstrantów na całym świecie jest takie samo i spójne. Ludzie powinni mieć prawo do gromadzenia się i pokojowego protestowania przeciwko polityce lub prawom czy nakazom, które stanowią dla nich problem.

29 listopada br. Centralna Komisja ds. Politycznych i Prawnych Chin wydała oświadczenie, zarzucając „wrogim siłom” „infiltrację i sabotaż”. Wezwała też do szybkiego rozprawienia się z protestującymi. Jeszcze tego samego dnia na ulice wyległy siły bezpieczeństwa, by utrudniać i uniemożliwić gromadzenie się ludzi.

Również tego samego dnia chińskie służby odpowiedzialne za kontrolę cyberprzestrzeni wezwały do zaostrzenia cenzury i podniesienia do „najwyższego poziomu zarządzania treścią”.

Aby pozbyć się ognisk protestów, uczelnie wysłały studentów do domu przed końcem semestru. Policja zaczęła też aresztować zidentyfikowanych demonstrantów.  

Sugeruje się, że na dłuższą metę partia komunistyczna nie pozwoli ludziom myśleć, że jest słaba i że będzie można jej sprzeciwiać się do woli. Sam Xi Jinping ma być mściwy i eksperci od chińskiej polityki spodziewają się większych represji. Mogą one jednak przyjąć inny charakter, niż może wydawać się zachodniemu społeczeństwu – wskazuje kanadyjska politolog pochodzenia chińskiego, prof. Lynette Ong.

Chiński system represji

W rozmowie z Lizzi Lee z „The China Project” Lynette opowiedziała na czym polega wéiwěn (tzw. model utrzymanie stabilności, czyli chiński system represji). – Zazwyczaj na Zachodzie rozumiemy represje jako aresztowania, przetaczanie się czołgów w celu stłumienia protestów. To są rzeczy, które mają miejsce, gdy rządy podejmują działania po protestach na małą skalę lub demonstracjach na dużą skalę. Są to więc środki stosowane ex post, mające na celu radzenie sobie z niepokojami społecznymi. Taka jest definicja na Zachodzie. Ale jeśli chodzi o wéiwěn w języku chińskim, władze starają się zrobić coś, aby zdusić spory w zarodku (…) może to obejmować takie rzeczy, jak: rozmieszczanie lub umieszczanie szpiegów na uniwersytetach, w miejscach pracy w postaci agentów partyjnych lub specjalnie rekrutowanych ochotników. (…) Jeśli mieszkasz w bloku jesteś przypisany do danej siatki, jesteś częścią systemu kredytu społecznego i znajdujesz się pod kontrolą. Miasta dzieli się na siatki, a następnie do każdej siatki przypisany jest pracownik lub funkcjonariusz sieci do monitorowania. Więc możesz mieć, powiedzmy 50 gospodarstw domowych w sieci (…) Tak więc ten pracownik jest odpowiedzialny za monitorowanie zachowania ludzi. Osoby ze środowiska przestępczego, osoby, które złożyły petycje, zostawiły jakiś ślad swojej aktywności będą obserwowani znacznie uważniej niż ktoś, no wiesz, z czystą kartoteką. Masz także nadzór technologiczny z najnowocześniejszą sztuczną inteligencją, która pozwala państwu cię wyśledzić. A w czasach COVID każdy musi mieć przy sobie aplikację (…), która może zmienić kolor na czerwony, pomarańczowy lub zielony, w zależności od statusu COVID. Aplikacja COVID jest wykorzystana, by uniemożliwić ludziom, powiedzmy wsiadanie do pociągu, jeśli chcą jechać do dużych miast, by zaprotestować. Niektóre samorządy wykorzystały tego rodzaju środki, by powstrzymać ludzi przed przemieszczaniem się (…) Oczywiście, po protestach wyślą policję lub wojsko. Mogą wysłać gangsterów, chuliganów lub tych, których nazywają bandytami do wynajęcia. A więc istnieje gama rzeczy w łańcuchu wartości… System jest sposobem, który ma naprawdę zminimalizować lub uprzedzić wszelkiego rodzaju protesty, demonstracje na dużą skalę – wyjaśniła.

Profesor Lynette zapytana o to, co tym razem poszło nie tak, że nie udało się stłumić niepokojów w zarodku zasugerowała, że wynika to z ograniczonej możliwości władz do kontrolowania każdej osoby. System jest tak zaprojektowany, by kontrolować społeczeństwo jako całość, ale pewna część indywidulanych osób może nie być nim objęta. Władza obserwuje przede wszystkim tych, którzy wcześniej narazili się albo co do których nie może mieć zaufania. Tym razem w demonstracjach miało brać udział więcej osób „z czystą kartoteką”.

Zdaniem wykładowczyni uniwersytetu w Toronto, obecnie ludzie w Chinach mają naprawdę dość nie tylko restrykcji covidowych i chcą więcej swobody, chociażby w celu przemieszczania się, by móc prowadzić zwykłe codzienne życie. Ludzie mają dość, ponieważ władza nie jest w stanie już zapewnić im możliwości bogacenia się. Pracownicy, którzy migrowali ze wsi do miast i pracowali w fabrykach za niską pensję w czasie lockdownów często byli wysyłani na kwarantanny w skandalicznych warunkach i obcinano im pensje. Wiele osób straciło dochody, a przecież tym, co niejako spajało społeczeństwo chińskie pod rządami komunistów była możliwość bogacenia się. Teraz ona została ograniczona.

Lynette dodaje, że w miastach żyje też więcej intelektualistów związanych z prestiżowymi uczelniami w Pekinie i Szanghaju. Studenci tych uczelni ogłosili: „To koniec. Nie będziemy więcej wykonywać testów przeciw Covid. Precz z Xi Jinpingiem. Precz z Komunistyczną Partią Chin”.

Bezsensowna śmierć 10 osób w pożarze, które można było by uratować, gdyby nie zarządzono kwarantanny, to był taki wyzwalacz, który wzburzył ludzi. Po raz pierwszy od wielu lat pojawiło się ogromne współczucie dla ofiar wywodzących się z mniejszości etnicznej. Przekroczono pewną barierę psychologiczną. I to wszystko pokazało, że system chińskiej władzy wcale nie jest taki silny, jaki mógł się zdawać jeszcze miesiąc temu, gdy Xi Jinping ubiegał się o trzecią kadencję.

Wymiana na głównych stanowiskach partyjnych obrazuje także, że Xi Jinping nie jest w stanie już „kupować” sobie przychylności wszystkich członków partii. Opiera się na lojalistach, a od 1979 r., czyli od czasu liberalnej reformy system komunistyczny działa, bo umożliwiał urzędnikom i biurokratom, zwłaszcza politykom, zarabianie pieniędzy niejako „na boku” dzięki statusowi, zajmowanemu stanowisku itp.

Xi Jinping pozbywając się tego „spoiwa”, które utrzymywało system zwarty przez długi czas, nie będzie w stanie wymusić posłuszeństwa jedynie siejąc strach. Strach nie jest tak silnym bodźcem, jak „bodźce komercyjne”. I ludzie to widzą – sugeruje Lynette. Dodaje, że niestabilna sytuacja ekonomiczna, bezrobocie wśród młodych na poziomie ponad 20 proc., kryzys hipoteczny hamujący wzrost gospodarczy, pogarszają sytuację władz.

Od zeszłego tygodnia ponad 20 miast, w tym główne metropolie: Pekin, Szanghaj, Shenzhen, Wuhan i Chengdu zniosły wymogi dotyczące konieczności posiadania negatywnych testów na Covid w transporcie publicznym. Zezwalają także na odbywanie kwarantanny w domu. Jednak, by wejść do biura lub centrum handlowego wciąż trzeba pokazywać testy.

Jeszcze 5 grudnia restrykcje covidowe obowiązywały w 53 miastach, zamieszkiwanych przez jedną trzecią Chińczyków. Dzień później wybuchł protest na technicznej uczelni w Nanjing po tym, jak władze uniwersyteckie zdecydowały o zamknięciu kampusu na pięć dni z powodu jednego przypadku zachorowania na Covid-19. Wściekli studenci domagali się ustąpienia władz i zagrozili zamieszkami takimi, jak w fabryce Apple’a.

W czasie ostatnich protestów znacznie więcej krytycznych wpisów dopuszczono w sieci. Władza już wcześniej pozwalała na negatywne komentarze, by kanalizować negatywne emocje i frustrację ludzi, a także rozprawiać się z korupcją (rezygnowano z tego, gdy donosy dotyczyły wyższych urzędników, wówczas ścisła cenzura wracała). Jednak tym razem sugeruje się, że nawet cenzorzy nie nadążyli z kontrolowaniem postów i filmików.

Śmierć Jiang Zemina

W międzyczasie zmarł były przywódca Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Jiang Zemin, który znany był z liberalnej polityki. Zachodni politycy liczyli na to, że śmierć ta – jak w przeszłości śmierć innych ważnych przywódców – rozpali protesty w całym kraju, tak jak śmierć byłego sekretarza partii Hu Yaobanga doprowadziła do demonstracji studenckich na placu Tiananmen w 1989 r. brutalnie stłumionych przy użyciu czołgów. Jednak prawdopodobnie zawiodą się oni, mimo że ludzie powszechnie są sfrustrowani i czują się bezradni.

Były premier Australii Kevin Rudd, znawca polityki chińskiej w rozmowie z „Nikkei Asia” zasugerował, że „protesty białej kartki” (uczestnicy trzymali czyste kartki A4, aby zademonstrować, że sprzeciwiają się cenzurze covidowej), nie doprowadzą do natychmiastowego obalenia obecnej władzy, ale będą miały wpływ na przyszłość, prawdopodobnie po ustąpieniu prezydenta Xi Jinpinga. Spodziewa się on „korekty marksistowsko-leninowskiego odchylenia Xi”. Wtedy Chiny miałyby powrócić na bardziej pragmatyczny „kurs pośredni”.

Chińscy przywódcy obawiają się… kolegów z partii

Inny analityk Frank Pieke, wykładowca studiów nad współczesnymi Chinami na Uniwersytecie w Leiden i profesor w Instytucie Azji Wschodniej w Singapurze sugeruje, że o ile Xi Jinping nie obawia się ludzi protestujących przeciwko jego polityce, o tyle znacznie ważniejsze jest to, co sobie pomyślą partyjni koledzy i czy nie dojdą do wniosku, że może już czas pozbyć się go.

Protesty obecne są istotne także z innego powodu. Zainicjowali je studenci, a ci uważani są za elitę, swoiste „sumienie moralne narodu”. – Z politycznego punktu widzenia studenci w Chinach pełnią zupełnie inną rolę niż w krajach zachodnich. Tradycyjnie są postrzegani jako moralne sumienie narodu. Są młodzi i dobrze wykształceni. To daje im rodzaj mandatu do określenia najlepszej drogi dla Chin. Więc jeśli studenci protestują, jest to niebezpieczne dla przywódcy politycznego – tłumaczy profesor.

Analityk nie ma wątpliwości, że „reputacja Xi Jinpinga jako wszechwiedzącego przywódcy została nadszarpnięta”. Profesor dodaje, że nie wie, dokąd to doprowadzi, ale „jeśli sprawy będą się toczyć dalej, politycy mogą powiedzieć, że Xi Jinping nie wykonał dobrej roboty i że trzeba znaleźć rozwiązanie. I tego właśnie boi się każdy przywódca polityczny w Chinach: nie ludności, ale kolegów”.

Wang Dan, jeden z najbardziej poszukiwanych dysydentów chińskich, który jako student brał udział w demonstracji na placu Tiananmen w 1989 roku, uważa, że siła obecnych protestów polega na tym, że ukazują prawdę, iż młodsza klasa średnia wcale nie jest zadowolona z rządów władzy komunistycznej i że „społeczeństwo nie jest harmonijne”, istnieje wiele konfliktów między społeczeństwem a rządem. Stwierdził nawet, że wierzy, iż zamieszki będą trwały i mogą znamionować nową „erę protestów”. Jest też przekonany, że „duch 1989 roku powrócił po 33 latach” w Chinach, a obecni demonstranci są nawet odważniejsi niż jego pokolenie, ponieważ pod koniec lat 80. klimat polityczny był łagodniejszy. Teraz jest zupełnie inaczej. „Otoczenie jest bardzo złe”.

Protesty to „ciężki cios” dla reputacji Xi Jinpinga, który zdaniem dysydenta z pewnością się zemści, by „zachować twarz”.

Xi Jinping zerwał niepisany układ

Chińczycy nie czują już, że partia działa na ich korzyść. Partia oczekiwała, że klasa średnia, która obecnie protestowała, będzie przestrzegać niepisanej umowy po Tiananmen, akceptując autokratyczne rządy w zamian za lepszą jakość życia. Jednak wygląda na to, że „stary układ się skończył, ponieważ partia narzuca kontrolę kosztem gospodarki” – sugeruje z kolei Hung Ho-fung z Johns Hopkins University.

Chociaż ekspertów od Chin jest sporo na świecie, w tym w samych Stanach Zjednoczonych, nie udało im się przewidzieć momentów przełomowych w historii Republiki Chińskiej. Podobnie, trudno jest teraz ocenić zewnętrznym obserwatorom nastroje społeczne panujące w Państwie Środka.

Jednak, jak słusznie zauważa Orville Schell, szef Center on US-China Relations z Asia Society, który nie raz odwiedzał Chiny jako członek administracji amerykańskiej, „Xi nie odkrył tajnej receptury na utrzymanie totalitarnego sukcesu tak samo jak nie zrobili tego Adolf Hitler, Benito Mussolini, Józef Stalin, Fidel Castro czy sam Mao. Protesty przypominają nam zamiast tego, że ludzie, którymi rządzi Xi, tak jak ludzie na całym świecie, nie żyją samym chlebem, centrami handlowymi, grami wideo i podróżami w celach rekreacyjnych, i że wielu nie chce być ograniczanych, cenzurowanych, zastraszanych, zatrzymywanych lub więzionych”.

W jego opinii, pewna „ważna granica psychologiczna mogła zostać przekroczona” i Xi, który nie zaakceptuje obrazy swojego majestatu z pewnością zemści się.

Tak, czy inaczej, doradcy amerykańskiego rządu mają nadzieję, że uda się wykorzystać wrzenie wewnętrzne i wreszcie pojawi się jakiś większy wyzwalacz – prawda – która spowoduje opór społeczny na dużą skalę.

Mogą temu sprzyjać pogarszające się warunki ekonomiczne, o których pisze David Chance na łamach „Belfast Telegraph”.

Wyjaśnia on, że model gospodarki oparty na eksporcie i inwestycjach „nie jest już drogą dla zrównoważonego wzrostu”. W ciągu ostatnich 40 lat roczny wzrost gospodarczy Chin wynosił średnio 9,5 proc. Obywatele chińscy bogacili się i byli w stanie kupować 40 proc. nowych samochodów na świecie – dwa razy więcej niż Amerykanie – i jedną czwartą wszystkich smartfonów.

Jeszcze w 2000 roku chińska produkcja stanowiła zaledwie 4 proc. światowej produkcji, obecnie jest to około 18 proc. W 2000 roku gospodarka chińska odpowiadała za jedną dziesiątą światowego wzrostu, a teraz odpowiada za około jedną trzecią światowego PKB.

Jednak chińskie statystyki produktu krajowego brutto (PKB) są deklaracją polityczną, a nie miarą rzeczywistości gospodarczej i od 2010 roku stały się jeszcze mniej wiarygodne.

Lockdowny odbiły się negatywnie na gospodarce i chociaż zgodnie z oficjalną deklaracją chińska gospodarka ma wzrosnąć w tym roku o 5,5 proc., Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył prognozy do 3,2 proc. (to drugi najniższy poziomu od 1977 r). Jedna czwarta produkcji gospodarczej Chin pochodzi z obszarów objętych ograniczeniami covidowymi, stąd obawa, że wzrost PKB będzie jeszcze niższy i wyniesie zaledwie 2 proc.

Od ponad roku Państwo Środka przeżywa największy kryzys na rynku nieruchomości. Evergrande, niegdyś najlepiej prosperujący deweloper ma ponad 300 miliardów dolarów zobowiązań i nie spłaca zagranicznego zadłużenia.

Udział rynku nieruchomości w chińskiej gospodarce wynosi około 30 proc. Dług do PKB oscyluje na poziomie 290 proc. PKB – tyle samo co w USA czy strefie euro. Zmienia się na niekorzyść struktura demograficzna, wzrasta zadłużenie gospodarstw domowych i deweloperów. Xi Jinping odsunął na bok wielu chińskich przedsiębiorców, w tym założyciela Alibaby, Jacka Ma. W przyszłym roku gospodarka ma rosnąć w jeszcze wolniejszym tempie.

Wobec tych wyzwań ekipa Xi Jinpinga będzie musiała coś zaproponować społeczeństwu zmuszanemu do coraz większych wyrzeczeń, które w krótkim czasie – z powodu polityki covidowej i kryzysu na rynku hipotecznym – straciło znaczne oszczędności. Jednak zła sytuacja Chin z pewnością odbije się także na reszcie świata.

Agnieszka Stelmach

Chiny luzują politykę „zero covid”. Zakażeni bez objawów nie trafią już do izolatoriów

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij