W Chinach odżywają nastroje antyjapońskie. Komunistyczne władze inspirują młodzież do co raz brutalniejszych wystąpień przeciwko wszystkiemu co japońskie. W miastach dochodzi do gwałtownych aktów przemocy.
Miasta na terenie Chińskiej Republiki Ludowej stały się areną gwałtownych zamieszek. Młodzi Chińczycy – głównie studenci – wyszli na ulice Chengdu, Shenzhen, Pekinu i wielu innych miejscowości. W niektórych demonstracjach wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi. Wznosili okrzyki „zabić wszystkich Japończyków”, „Japońce won z naszych wysp!”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ofiarami” agresywnego tłumu padają głównie samochody japońskich marek. Niszczone są też japońskie bary i restauracje. Na ulicach płoną flagi z charakterystycznym czerwonym kołem. Z doniesień agencyjnych wynika jednak, że służby mundurowe nie starały się specjalnie powstrzymać chuliganów.
Zdaniem ekspertów demonstracje mogą być w części inspirowane przez komunistyczne władze. Z każdym dniem konflikt na linii Tokio-Pekin narasta. Jego przedmiotem są bezludne wyspy na Morzu Wschodniochińskim. W nomenklaturze japońskiej – Senkaku, w nomenklaturze chińskiej – Diaoyu.
Na wyspach wylądowała niedawno grupa Chińczyków. Zostali oni aresztowani przez japońską policję. Wkrótce po incydencie na wyspie pojawili się japońscy nacjonaliści. Ten fakt wywołał demonstracje na ulicach chińskich miast. Konflikt wywołują przede wszystkim bogate łowiska i złoża surowców naturalnych znajdujące się wokół wysp.
Źródło: „Rzeczpospolita”
luk