Chiny od kilku lat przeżywają ożywienie religijne. Jak tłumaczy 42-letni pastor kościoła w zachodniej metropolii Chengdu: „Myśleliśmy, że jesteśmy nieszczęśliwi, ponieważ byliśmy biedni. Ale teraz sytuacja wielu z nas się poprawiła, a jednak wciąż jesteśmy nieszczęśliwi. Ludzie zdają sobie sprawę, że czegoś im brakuje i tym czymś jest życie duchowe”. Pekin ma aspiracje, by przewodzić światu i uczyć go, jak powinno być zbudowane społeczeństwo.
W całych Chinach powstaje setki świątyń, kościołów i meczetów, które co roku przyciągają miliony nowych wyznawców. Chociaż dokładne dane są często dyskusyjne, jak zauważa publicysta, który wiele lat spędził w Chinach, zdobywca nagrody Pulitzera – Ian Johnson na łamach „Foreign Affairs” – nawet przypadkowy gość w Chinach nie może zignorować wyraźnych oznak ożywienia religijnego. Na wsiach pojawiają się nowe świątynie, a stare są rozbudowywane.
Wesprzyj nas już teraz!
Rząd komunistyczny od kilku lat zachęca do pielęgnowania tradycyjnych wartości i wiary, które mają pomóc w wychowaniu „porządnych obywateli” wiernych socjalizmowi. Stąd idea prezydenta Xi Jinpinga z 2015 r., by nawet stworzyć zgodną z socjalizmem „teologię chrześcijańską”.
Zyskują buddyści i ujgurscy muzułmanie, którzy od lat stawiają opór władzy centralnej. Narodził się też nowy spirytyzm wśród grupy etnicznej Han. Jednak najszybciej rozwijającą się religią jest protestantyzm.
Ian Johnson, który często odwiedza Chiny przekonuje, że wcale nie będzie przesadą stwierdzenie, iż Kraj Środka przeżywa duchowe przebudzenie podobne do wielkiego przebudzenia, które miało miejsce w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku. Wtedy, podobnie jak teraz, szybko zachodzące zmiany społeczne i gospodarcze sprawiły, że ludzie zostali niejako wepchnięci do gęsto zaludnionych miast, gdzie nie mieli żadnych przyjaciół i wsparcia. Bynajmniej nie czuli się szczęśliwi. Dopiero religia, wiara zaczęły nadawać sens ich życiu.
Johnson przedstawia rozległą panoramę religijną Chin, sięgając czasów cesarstwa, jednocześnie tłumacząc niejako, dlaczego chińskie władze prowadziły bezwzględną walkę z religią w przeszłości.
W XIX wieku w Chinach pojawił się wielki kryzys zaufania do państwa. Przez większą część swojej historii Chiny dominowały nad sąsiadami. Nawet po podboju Mongołów, Chińczycy rzadko wątpili w wyższość własnej kultury.
Zetknięcie z Zachodem podkopało tę pewność. Pekin poniósł szereg bolesnych porażek militarnych, które rozpoczęły się od pierwszej wojny opiumowej w latach 1839-42, podczas której siły brytyjskie pokonały dynastię Qing. Pod koniec XIX wieku, coraz więcej Chińczyków sądziło, że ich kraj musi się zmienić, by przetrwać. Konieczna była modernizacja nauki, inżynierii, edukacji, zdrowia i rolnictwa.
W miarę jak pogłębiał się kryzys, pojawiały się coraz bardziej radykalne pomysły na unowocześnienie kraju. Reformatorzy chcieli obalić cały imperialny establishment polityczny i związaną z nim tradycję religijną.
Johnson pisze, że religia w tradycyjnym chińskim społeczeństwie była rozporoszona i przenikała każdy aspekt życia. Mimo, że nie było wielu duchownych, dotykała każdej dziedziny życia ludzkiego i pełniła funkcję jednoczącą społeczeństwo, przede wszystkim pomagała utrwalać system władzy.
Każda wieś miała przynajmniej jedną świątynię, gdzie mieszkańcy od czasu do czasu zbierali się na uroczystościach. Religia chińska była synkretyczna. Zawierała elementy buddyzmu (fojiao), konfucjanizmu (rujiao) i taoizmu (daojiao).
W cesarskich Chinach centralna biurokracja nie była rozbudowana. Często osoba nadzorowała setki wsi. Świątynie w poszczególnych wioskach pełniły funkcje „urzędu”, gdzie przedstawiciel władzy odczytywał polecenia cesarza, a miejscowa starszyzna wymierzała kary, decydowała o budowie systemów nawadniania lub powołaniu milicji do walki z bandytami.
Cesarz był nazywany „Synem Nieba” i przewodniczył skomplikowanym rytuałom, które podkreślały jego rzekomo „boską naturę”. Dlatego, kiedy reformatorzy i rewolucjoniści postanowili zmienić Chiny pod koniec XIX wieku, zaczęli w pierwszej kolejności walkę z religią.
Nacjonaliści Sun Yat-sena, którzy w 1912 roku przejęli władzę, a później Czang Kaj-szeka w1926 roku eliminowali wszelkie przejawy starych sposobów życia, walcząc z przesądem i nadużywaniem opium, hazardem, prostytucją i analfabetyzmem. W okresie między końcem cesarskiej władzy a zwycięstwem komunistów w wojnie domowej w 1949 roku, zburzono połowę z miliona świątyń, które były rozsiane po Chinach na przełomie XIX i XX wieku.
Komuniści początkowo utworzyli 5 stowarzyszeń dla kontroli wyznawców pięciu religii: buddystów, taoistów, muzułmanów, katolików, jak i protestantów. Te pięć religii mogło wznosić świątynie. Taki system trwał kilka lat. Pod koniec lat 50. ub. wieku Mao Zedong zaczął hamować aktywność religijną, a w 1966 roku rozpoczął rewolucję kulturalną.
Był to jeden z najgorszych ataków komunistów na religię w historii świata. Praktycznie każde miejsce kultu zostało zamknięte i prawie wszyscy duchowni zostali wymordowani lub wypędzeni.
W katolickiej twierdzy Taiyuan w prowincji Shanxi, centralny kościół został przekształcony w „żywą wystawę”, by pokazywać „zacofanie religii”. Kapłanów i zakonnice zamknięto w klatkach. W całym kraju duchowni, którzy złożyli śluby czystości zostali zmuszeni do zawarcia małżeństwa, kapliczki rodzinne zostały zdemontowane, świątynie spustoszono, zburzono lub przekształcono na fabryki i biura. Królował ateizm i najwyższym „bogiem” był przywódca komunistów Mao Zedong.
Po jego śmierci w 1976 roku kraj był w szoku. Chociaż niektórzy cieszyli się, że umarł tyran, inni byli zdruzgotani. Ludzie nie wiedzieli w kim mają pokładać nadzieję. Partia odpowiedziała próbując cofnąć czas do początku lat. 50. W 1982 roku wydano obszerny dokument, mający być czymś w rodzaju rozliczenia z „lewicowymi błędami przeszłości” Zapowiadał on powrót do religii. Zezwolono na kształcenie duchownych pod kontrolą państwa.
Religia reglamentowana miała pomóc uniknąć poważnych napięć w społeczeństwie chińskim. Ten dokument – wg Johnsona – stworzył warunki do obecnie obserwowanego przebudzenia.
W 2015 roku Instytut Gallupa poinformował, że 61 procent Chińczyków uważa się za ateistów. Badania te były jednak błędne – twierdzi Johnson – ze względu na sposób sformułowania pytania o religię (zongjiao), które unikane jest przez Chińczyków z obawy przed prześladowaniami.
Z sondaży brytyjskich i chińskich naukowców z 2007 r. wynikało, że 77 procent respondentów wierzy w przyczynowość moralną lub Baoying (kluczowy filar tradycyjnej chińskiej wiary). 44 procent zgodziło się ze stwierdzeniem, że „życie i śmierć zależą od woli niebios”, a 25 procent przyznało, że doświadczyło interwencji buddy w życiu w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Inna ankieta również uchwyciła wzrost praktyk religijnych. W 2005 East China Normal University w Szanghaju wykazał, że 31 procent ludności kraju, czyli około 300 milionów ludzi to osoby religijne. Około 200 milionów Chińczyków przyznało się do buddyzmu, taoizmu lub praktyk ludowych, takich jak czczenie swoich przodków, sławnych generałów lub lekarzy. Około 60 milionów Chińczyków było chrześcijanami.
Naukowcy nie pytali o religię, ale wiarę. Jeszcze inne badanie, prowadzone przez uczonego Fenggang Yang z Purdue University w 2007 roku wykazało, że około 185 milionów Chińczyków uważa się za buddystów lub wyznawców innych religii.
Badanie rządowe z 2014 r. wskazują, że w kraju jest co najmniej pół miliona buddyjskich mnichów i mniszek i 33 tys. świątyń buddyjskich oraz 48 tys. duchownych taoistycznych i 9 tys. świątyń.
Nawet w Pekinie – jak pisze Johnson – najbardziej upolitycznionym i ateistycznym mieście – liczba świątyń wzrosła z zaledwie dwóch w 1995 roku do ponad 20. dzisiaj. To jest wciąż niewielka część tego, co istniało w przeszłości, ale ten wzrost wskazuje na szybko zachodzące przemiany.
Katolicyzm pozostaje najsłabszym i najmniej wpływowym wyznaniem spośród pięciu oficjalnych religii Chin. Żyje tam około 12 mln katolików, co stanowi mniej niż jeden procent ludności. Protestantyzm, przeciwnie, jest często opisywany jako najszybciej rozwijająca się religia. Oficjalne dane wskazują, że w Chinach jest co najmniej 20 milionów protestantów. Prawie wszystkie niezależne ankiety sugerują jednak, że prawdziwa liczba protestantów jest znacznie wyższa.
W 2008 roku chiński socjolog Yu Jianrong szacował, że jest ich od 45 mln do 60 mln, a w 2011 roku Pew Forum on Religion podał liczbę 58 milionów. Religa ta szerzy się w największych miastach i pośród najlepiej wykształconych warstw społeczeństwa.
Komunistyczna Partia Chin trzyma jednak rękę na pulsie i ściśle monitoruje ruch. Rząd popiera taoizm, praktyki ludowe i większość form buddyzmu, za wyjątkiem tybetańskiego. Nie w smak władzom jest wzrost wyznawców islamu i chrześcijaństwa, który nie chce podążać za „chińską teologią chrześcijańską”. Stąd niedawna kampania usuwania krzyży z wież kościołów w silnie chrześcijańskiej prowincji.
W przeszłości władza i religia tworzyły „duchowy środek ciężkości dla Chin”. Starego systemu już nie ma. Pustkę ma wypełnić – jak sugerują to liczne wystąpienia prezydenta na forum ONZ i w Davos – ideologia „zrównoważonego rozwoju”, szumnie odwołująca się do haseł globalnej solidarności i sprawiedliwości.
Źródło: foreignaffairs.com.
AS.